Jeśli Janusz Lewandowski chce gdzieś ujrzeć „kieszonkowych Dzierżyńskich”, wystarczy się rozejrzeć we własnej partii.
W galerii polityków bezczelnych Janusz Lewandowski nie ma sobie równych. Ten neoliberalny doktryner niemający pojęcia o realnej gospodarce wciąż liczy na to, że Polacy zapomną mu coś, co można by nazwać „prywatyzacyjnym bandytyzmem”. Że zapomną jego zasługi w zdemolowaniu sporej części polskiej gospodarki. Od czasu do czasu Janusz Lewandowski zamienia się w moralistę i historiozofa, choć powinien się od tego trzymać z daleka, gdyż niemiłosiernie odsłania swoją słabiznę. Najnowsza produkcja Lewandowskiego (16 grudnia 2019 r. w „Gazecie Wyborczej”) to pokaz wyjątkowej bezczelności i seryjne strzelanie sobie w kolana.
Janusz Lewandowski zaczyna standardowo, czyli jękami Piekarskiego na mękach (od tego Piekarskiego, który zamachnął się na króla Zygmunta III Wazę) nad niszczeniem w Polsce demokracji przez Prawo i Sprawiedliwość, ze szczególnym uwzględnieniem Jarosława Kaczyńskiego. Prezes PiS to ponoć „osoba zagubiona w realiach XXI wieku, ale wybitnie sprawna w pobudzaniu złych emocji i dzieleniu Polaków. Swoimi fobiami i kompleksami zaraża społeczeństwo za pośrednictwem kłamliwych mediów”. Jeśli ktoś nie rozumie XXI wieku i współczesnego kapitalizmu, to nie ma w Polsce osoby bardziej oderwanej od rzeczywistości niż Janusz Lewandowski. I odwrotnie, nie ma osoby bardziej zorientowanej w światowych trendach niż Jarosław Kaczyński. A rytualne zaklęcia o „osobie zagubionej” tego nie zmienią. Lewandowski (razem z Balcerowiczem i spółką) utknął w neoliberalnej czytance dla niekumatych, choć już dawno nawet autorzy tej czytanki (np. prof. Jeffrey Sachs) są nią zniesmaczeni, a na takich jak były prywatyzator polskiej gospodarki patrzą wyłącznie z politowaniem.
Złote myśli z bakelitu na temat Jarosława Kaczyńskiego płynnie prowadzą do historycznych analogii godnych historycznego analfabety. Eurodeputowany PO chce przekonać czytelników, że do upadku Polski w XVIII wieku doprowadzili odpowiednicy PiS. Każdy jako tako rozgarnięty gimnazjalista wie, że analogia biegnie akurat w drugą stronę. Do upadku I Rzeczpospolitej doprowadzili „demokraci”, nie cofający się przed żadną podłością, donosicielstwem i zdradą, którzy od obcych władców, szczególnie Katarzyny II, oczekiwali pomocy w obronie wolności i ówczesnej wersji demokracji. I wychwalali Katarzynę oraz Rosję, niczym Lewandowski obecnie Unię Europejską, jako depozytariusza i gwaranta owych wolności oraz demokratycznych swobód. A donosicielstwo na Polskę, które Lewandowski powinien znać jak mało kto będąc długo w Parlamencie Europejskim, miało takie same uzasadnienia wtedy jak obecnie. Aż trudno zrozumieć, jak można się tak podkładać, wręcz naprowadzając na Targowicę i ówczesnych demokratów.
Nie sposób wyjść z podziwu, jak Janusz Lewandowski pogrąża się, i to w stylu sado-maso, przechodząc do dokonań III RP, w której od jej początków jest jednym z najbardziej zasłużonych budowniczych. Odkrywa otóż Lewandowski, że „sowicie nagradzana PiS-owska nomenklatura w sferze budżetowej odpowiada za znaczne pogorszenie się usług publicznych w służbie zdrowia, edukacji i wymiarze sprawiedliwości”. I znowu jest dokładnie odwrotnie. To Lewandowski i spółka doprowadzili do powstania dwóch systemów w opiece zdrowotnej, czyli zysków w sferze prywatnej i kosztów w sferze publicznej, czyli patologii w czystej postaci. W sferze edukacji praktycznie zlikwidowali zasadę równych szans, a wymiar sprawiedliwości jest koronnym dowodem, jak sami sędziowie, do upadłego bronieni i wspierani przez Lewandowskiego i opozycję, potrafią rozwalić i zepsuć system - oczywiście w obronie podstawowych wolności i demokratycznych wartości.
Janusz Lewandowski nie byłby sobą, gdyby nie zaatakował obecnej formy działania spółek skarbu państwa i prezesów tych spółek. Za rządów z jego udziałem albo pod władzą jego partii spółki te potrafiono jedynie sprzedawać za grosze, kompletnie mając w nosie strategiczne znaczenie, szczególnie w sektorze bankowym, energetycznym czy telekomunikacyjnym. Opchnąć, przeżreć i szukać następnych spółek do opchnięcia – to była zasada działania. A potem trzeba było płacić pięcio-, siedmiokrotnie więcej za odzyskanie tych spółek (jeśli w ogóle dało się je odzyskać), żeby Polska zachowała choćby elementarną suwerenność w strategicznych dziedzinach. Bo rynek miał wszystko sam załatwić. Tych bredni z neoliberalnej czytanki nie chce się nawet komentować.
„Do roku 2015 brak oligarchii wyróżniał Polskę na mapie Europy Środkowo-Wschodniej. Owszem, incydentalnie pojawiły się prototypy oligarchów – twórca SKOK-ów Grzegorz Bierecki i o. Tadeusz Rydzyk – ale nie miało to takich rozmiarów jak w innych krajach, gdzie powstały całe kasty wpływowych milionerów powiązanych z władzą” - bredzi Janusz Lewandowski. Pusty śmiech ogarnia przy akurat tych osobach, które z oligarchią mają tyle wspólnego, ile Janusz Lewandowski z przyzwoitością. Ale w tym szaleństwie jest metoda. Lewandowski bierze Polaków za głupców, którzy nie pamiętają, kto pomógł zbić miliardowe fortuny kilkudziesięciu osobom, na przykład dopuszczając ich do największych prywatyzacji, przyznając koncesje czy dając pierwszeństwo i niejawną wiedzę wartą setki milionów. W Polsce powstała oligarchia, choć nie do końca w stylu tej rosyjskiej i ukraińskiej, bo nie działo się to całkiem „na rympał”, choć efekt był jednak podobny.
Robiąc czytelnikom wodę z mózgu, że w początkach III RP nie powstała, a w następnych latach nie umocniła się w Polsce oligarchia, Janusz Lewandowski może płynnie przejść do bredzenia, że taka oligarchia zaczęła powstawać po 2015 r., czyli po przejęciu władzy przez PiS. I że powstaje ona pod hasłem „repolonizacji”. Lewandowski nie wymienia oczywiście żadnego nowego miliardera, bo takich po prostu nie ma. Rządy PiS nie tworzą oligarchów, a wręcz przeciwnie. Chyba że nazwać oligarchami kontraktowych prezesów spółek skarbu państwa, ale to byłaby zwyczajna groteska. W każdym razie Lewandowski przyjmuje za fakt istnienie obecnie oligarchii pisząc, że „system oligarchiczny, pozbawiony bezpieczników konstytucyjnych, oddala nas od Unii”. W ten sposób, że „odchodzimy od wspólnych reguł zapisanych w traktatach”. Można by spytać, co ma piernik do wiatraka, ale domaganie się logiki od Janusza Lewandowskiego to gruba przesada. Zresztą, jak może nas oddalać coś, czego nie ma?
Janusz Lewandowski niby nie pogardza „rodzinami obdarowanymi 500 plus”, ale zaraz je obraża twierdzeniem, że „przez to są pogodzeni z procederem rozdrapywania Rzeczypospolitej”. Czy likwidowanie biedy i awans cywilizacyjny milionów Polaków to jest „rozdrapywanie Rzeczypospolitej”? A prywatyzacja w wydaniu Janusza Lewandowskiego to niby czym była? Istnieje też inna patologia, czyli „nowa elita prestiżu, władzy i pieniędzy”. Lewandowski nie podpowiada, gdzie takie zwierzę można znaleźć, a szukając na chybił trafił jakoś tak się składa, że zawsze trafia się wyłącznie na „elitę prestiżu, władzy i pieniądza” stworzoną i wypromowaną przez czytankowych neoliberałów, czyli samego Lewandowskiego i jego kumpli z Kongresu Liberalno-Demokratycznego, Unii Demokratycznej, Unii Wolności i Platformy Obywatelskiej. Przy pomocy postkomunistów.
Niby Januszowi Lewandowskiego obmierzła jest sanacja i jej sposób rządzenia, ale chętnie na podsumowanie cytuje słowa marszałka Józefa Piłsudskiego, „wypowiedziane do polskiej młodzieży po zwycięstwie nad bolszewikami”: „My wam wywalczyliśmy niepodległość ojczyzny, a wy będziecie w niej żyć, pracować i rządzić. Zapamiętajcie: jeśli zwrócicie się na Wschód, to minimum o jeden wiek cofniecie się z kulturą, ekonomią itp. Jeśli zwrócicie się na Zachód, minimum o jeden wiek szybciej Polska będzie się rozwijać”. Rządzący z PiS oczywiście „przerabiają nasz ustrój na modłę wschodnią”, choć nikt w latach 90. nie zrobił tak wiele dla tej przeróbki jak Lewandowski i jego kumple. Tam Borys Jelcyn i co bystrzejsi kagebiści, tu czytankowi neoliberałowie w stylu Janusza Lewandowskiego. Teraz Lewandowski i spółka zwracają się oczywiście na Zachód, bo tam urzęduje współczesna Katarzyna II i tam jest ostoja wolności oraz demokracji. A przypisywanie PiS wzorów wschodnich to próba zakrzyczenia własnych grzechów, bo wyrzuty sumienia to zjawisko nieznane w tym towarzystwie.
Janusz Lewandowski po raz kolejny uważa Polaków za głupców, którzy nie pamiętają, kto palił znicze czerwonoarmistom, kto budował im pomnik w Ossowie, kto widział Rosję w NATO, a Władimira Putina uważał za szczerego demokratę. To są fakty, a po drugiej stronie wyłącznie insynuacje. I odwracanie kota ogonem. Jeśli Janusz Lewandowski chce gdzieś ujrzeć „kieszonkowych Dzierżyńskich”, wystarczy się rozejrzeć we własnej partii. Tam aż zatrzęsienie czekistów i kandydatów na czekistów, stąd tak częste zapowiedzi czystek, represji i czegoś w rodzaju nowych łagrów. A sam Janusz Lewandowski nie rozumie, jak bardzo swoimi wywodami się podkłada. Opisuje bowiem swoich, nawet gdy zasłania ich obcymi twarzami.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/477916-janusz-lewandowski-znalazl-bolszewikow-i-oligarchow