Teraz Małgorzata Kidawa-Błońska przejdzie przemianę w nieustraszoną Wonder Woman. I może zagra w jakimś filmie swego męża.
Wszystko jedno, kto z kim rywalizowałby w finale prezydenckich prawyborów Platformy Obywatelskiej 14 grudnia 2019 r. Mogliby to być nawet pszczółka Maja, kaczor Donald czy najsłynniejszy „obywatel” Pacanowa. Kogoś trzeba było wyłonić, ale sama procedura była mocno kabaretowa. Gdy prawybory zapowiadano, miało być co najmniej pięciu-siedmiu pretendentów z samej czołówki PO (m.in. Kidawa-Błońska, Arłukowicz, Budka, Sikorski, Trzaskowski), wielka konwencja krajowa (1300 delegatów), trzy debaty między kandydatami na kandydatów i finał na miarę Eurowizji Junior. Potem się okazało, że kandydat(ka) jest jeden(na) i trzeba na gwałt szukać drugiego, elektorów będzie 700, a debata tylko jedna. Ostatecznie dwoje kandydatów dobrnęło do finału przypominającego promocję garnków, które same gotują, elektorów było zaledwie 475, a Małgorzata Kidawa-Błońska wygrała gigantyczną liczbą 345 głosów. Tylu partyjnych aparatczyków i parlamentarzystów wskazało reprezentanta największej partii opozycyjnej. I nie dziwota.
Finał prawyborów pod wpływem brutalnej rzeczywistości partyjnej (Schetyna musi odejść!) przez przewodniczącego PO został zamieniony w jego wiec wyborczy i benefis. Wcale nie dotyczący wyborów prezydenckich, lecz na szefa partii. I Schetyna wygłosił referat programowy we własnym imieniu, przedstawiając wizję bojów PO o prezydenturę, a potem przyspieszone wybory parlamentarne. Z Grzegorzem Schetyną na czele partii, bo tylko ten Herkules „nie d…, choćby ludzi kupa” (w żartobliwym tłumaczeniu). Schetyna zareklamował Schetynę, a potem były „przymulające” wizytówki kandydatów w postaci klipu i autoprezentacji. Małgorzata Kidawa-Błońska przy tym częściej się uśmiechała, zaś Jacek Jaśkowiak miał w sobie więcej życia (może dlatego, że przemawiał krócej).
Z wystąpienia Małgorzaty Kidawy-Błońskiej dało się zapamiętać, że powinny istnieć „rzeki, zieleń i słońce”, zaś z mowy Jacka Jaśkowiaka, że „to są najważniejsze wybory”. Ponieważ był to benefis Grzegorza Schetyny, różni jego znajomi (o przyjaciołach trudno coś powiedzieć, bo z przyjaźniami w PO różnie bywa) musieli zabrać głos, w tym Kidawa-Błońska i Jaśkowiak. Znalazło się też miejsce dla Borysa Budki, który odkrył, że propozycje zmian w ustawach sądowych są „wyprowadzaniem Polski nie tylko ze wspólnot europejskich, ale i z zachodniej cywilizacji”. Szkoda, że nie dowiedzieliśmy się, czy Polska pod rządami PiS wyprowadza się też z Drogi Mlecznej, np. do Galaktyki Andromedy, skoro to tylko 2,52 mln lat świetlnych od nas. W benefisie Schetyny wzięła też udział nowa gwiazda poezji natchnionej, czyli marszałek Tomasz Grodzki. Zabrakło tylko jakieś rokującej piosenkarki, np. Joanny Muchy albo Kamili Gasiuk-Pihowicz. W sumie klasyczny repertuar benefisowy.
Wyszło na to, że nie trzeba nic specjalnego umieć, nie trzeba mieć wiedzy o Polsce i świecie wybiegającej poza 5 klas podstawówki, a nawet nie trzeba potrafić występować publicznie na poziomie szkolnej akademii, żeby startować w prawyborach PO, a nawet je wygrać. Zresztą wszyscy uczestnicy benefisu Schetyny odetchnęli z ulgą, gdy skończył się skecz zwany finałem prawyborów. Niestety skecz był mało zabawny, jak to w większości polskich tzw. kabaretów. Cytując inżyniera Mamonia z „Rejsu” Marka Piwowskiego, „Nic się nie dzieje, proszę pana. Nic. Taka, proszę pana… Dialogi niedobre… Bardzo niedobre dialogi są. W ogóle brak akcji jest. Nic się nie dzieje”. Pewnie dlatego, że główni aktorzy „to jest pustka… Pustka proszę, pana… Nic! Absolutnie nic (…). Dłużyzna proszę pana… To jest dłu… po prostu dłu… dłużyzna, proszę pana. Dłużyzna…”. Czyli było tak jak w kinie na polskim filmie: „Proszę pana, siedzę sobie, proszę pana, w kinie… Pan rozumie… I tak patrzę sobie… siedzę se w kinie, proszę pana… Normalnie… Patrzę, patrzę na to… No i aż mi się chce wyjść z… kina, proszę pana… I wychodzę”.
Zadziwia, że nawet jeśli finał prawyborów PO skręcił na benefis Grzegorza Schetyny, można było coś wykrzesać, jeśli nie z uczestników, to z komediowych sytuacji. Bo na jakikolwiek „uzysk” intelektualny mógł liczyć chyba tylko jakiś desperat. Przy okazji benefisu było coś o prawyborach i ktoś je wygrał, ale co to ma za znaczenie, skoro nawet uczestnicy się nudzili. Ale od teraz wszystko będzie inaczej, czyli Małgorzata Kidawa-Błońska przejdzie przemianę w nieustraszoną Wonder Woman. I może zagra w jakimś filmie swego męża reżysera filmowego – Jana Kidawy-Błońskiego.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/477709-prawybory-zamienily-sie-w-benefis-schetyny