Kto naprawdę płaci za kampanię wyborczą Szymona Hołowni? Jaka jest forma organizacyjna i prawna transferu pieniędzy na wydarzenia polityczne, wedle prawa polskiego restrykcyjnie limitowane?
Spróbujmy przeanalizować, co naprawdę o tej sprawie wiemy. Szymon Hołownia zaprzecza w kolejnych wywiadach, by finansowali go polscy oligarchowie, o czym powszechnie mówi się na zapleczu polskiej polityki.
W wywiadzie dla „Tygodnika Powszechnego” sam Hołownia stwierdził:
Nie ma tu żadnych pieniędzy Dominiki Kulczyk. Ani nikogo z listy najbogatszych Polaków. Do tej chwili wydałem ponad 200 tysięcy złotych. Z własnych środków - przez ostatnie miesiące naprawdę dużo pracowałem, by zarobić na ten projekt, poza tym kilkanaście osób wsparło mnie darowiznami w wysokości 4900 zł - na tyle pozwala prawo osobom, które nie są ze sobą spokrewnione.
Nawet biorąc to na wiarę, nie dowiedzieliśmy się, komu dokładnie te kilkanaście osób przekazało pieniądze? Prywatnie Hołowni? Jego partii politycznej? Przecież nie ma takiej. Organizacji charytatywnej? To byłoby skandaliczne nadużycie. A zatem - co tu jest wehikułem?
Kolejne pytania rodzi wywiad pracującego dla kampanii Hołowni byłego dziennikarza Michała Kobosko.
Nie ma jeszcze kampanii. Ale tak, jest miejsce, są ludzie. Można to nazwać start up’em politycznym
— mówi „Dziennikowi Gazecie Prawnej” w bardzo ugładzonym wywiadzie. Dziennikarze oczywiście nie dociskają, a przecież coś takiego jak „start up polityczny” w polskim prawie nie istnieje. Wszelkie transfery pieniędzy do świata polityki muszą być jawne dla wszystkich, są formy prawne, które to dopuszczają.
Co więcej, ten „start up” to już podobno potężna maszyneria polityczna:
[To już] kilkadziesiąt osób i ciągle dołączają kolejne.
I dalej:
Wszystko, czym dysponujemy, to legalne pieniądze. Sporo osób chce nam pomagać bez zapłaty.
A zatem kto płaci tym, którzy pracują odpłatnie? Nawet kilka osób pomnożone przez kolejne miesiące daje ogromne sumy!
Kobosko dodaje:
Kiedy zacząłem współpracować z Szymonem, zorientowałem się, że on inwestuje własne oszczędności w przygotowania do podjęcia decyzji o starcie.
No dobrze, ale własne pieniądze też są objęte limitami, które można wydać na kampanię wyborczą!
Wszystko to wygląda jak powtórka operacji z kampanią Roberta Biedronia: bajeczka o rzekomym zaangażowaniu tysięcy ludzi, niejasne mechanizmy finansowe w tle, klapa i zwinięcie biznesu po wyborach.
Coraz silniejsze wrażenie, że ta sama grupa za tym stoi.
gim
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/477539-coraz-wiecej-watpliwosci-wokol-finansowania-kampanii-holowni