Rząd Donalda Tuska uprosił samorządy zarządzane przez Platformę Obywatelską, żeby na koniec roku nadwyżki z budżetów miejskich trafiały – w formie pożyczki – do budżetu państwa. Według mojej wiedzy część pieniędzy z prywatyzacji SPEC pomogło łatać dziurę w budżecie centralnym
— zdradza portalowi wPolityce.pl kulisy sprzedaży Stołecznego Przedsiębiorstwa Energetyki Cieplnej Piotr Ciompa, były warszawski radny, który od początku przeciwstawiał się tej transakcji.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Ogromna awaria ciepłownicza w Warszawie. Dwie osoby zostały poparzone. Trzaskowski: Liczę, że awaria zostanie usunięta do godziny 22
wPolityce.pl: Był pan jednym z najaktywniejszych przeciwników prywatyzacji Stołecznego Przedsiębiorstwa Energetyki Cieplnej. Dlaczego uważał pan ten proces za szkodliwy?
Piotr Ciompa: SPEC był przede wszystkim w bardzo dobrej kondycji finansowej. Miał „know how” i nie potrzebował inwestora prywatnego. Nie było innej potrzeby prywatyzacji, niż trudna sytuacja finansowa miasta. Notabene przypomnijmy, że rząd Donalda Tuska uprosił samorządy zarządzane przez Platformę Obywatelską, żeby na koniec roku nadwyżki z budżetów miejskich trafiały – w formie pożyczki – do budżetu państwa. Według mojej wiedzy część pieniędzy z prywatyzacji SPEC pomogło łatać dziurę w budżecie centralnym.
Zarzucał pan również, że SPEC został sprzedany za zbyt niską kwotę. Jak wyglądały wyliczenia w tej sprawie?
W jednej z wypowiedzi w mediach ówczesny wiceprezydent Warszawy Jarosław Kochaniak, który nadzorował proces prywatyzacji wskazał, że spółka jest warta ponad 1,5 mld zł. Została sprzedana poniżej tej kwoty. Wracając do głównego wątku – SPEC nie potrzebował inwestora. Tak naprawdę potrzebowało go miasto, nie tylko na swój użytek. Wówczas powszechnie było wiadomo, że prywatyzacja sieci ciepłowniczych prowadzi długofalowo do tego, że prywatni inwestorzy oszczędzają maksymalizując zysk. W wielu wypadkach pogarszały się wskaźniki awaryjności. Tymczasem SPEC miał te wskaźniki na bardzo dobrym poziomie – porównując je z danymi z wielu firm w Europie. W związku z tym nie potrzebował francuskiego „know how”. Jeżeli jakieś „know how” było przez Francuzów użyte to tylko do tego, aby wyciskać z mieszkańców więcej pieniędzy.
Już wtedy wskazywał pan, na przykładzie innych miast, że efektem sprzedaży miejskiej spółki będzie przede wszystkim wzrost cen dla mieszkańców. W jaki sposób Rada Miasta odpowiadała na te argumenty?
W swoich analizach Rada Miasta pominęła przykład Gdańska, gdzie po prywatyzacji ceny były największe w Polsce i Kraków, w którym z kolei za ciepło odpowiadała podobna do SPEC-u spółka komunalna oferująca drugą najtańszą taryfę w kraju. Kiedy podstawiłem te dane do informacji, które otrzymaliśmy z ratusza, to wnioski był odwrotne od pierwotnych – widać było, że spółki ciepłownicze po prywatyzacji zwiększały ceny. Była to ordynarna manipulacja władz Warszawy.
Władze stolicy przedstawiały jednak sprzedaż SPEC jako sukces.
Tak. Hanna Gronkiewicz-Waltz przed kamerami tryumfalnie oświadczyła, że jest to wielki sukces, ponieważ holding Dalkia zobowiązał się do zainwestowania w warszawską sieć ciepłowniczą 1 mld zł w siedem lat. Tyle tylko, że SPEC z własnych środków chciał 1 mld zł zainwestować, ale w pięć lat. Z pewnością samorząd na tym stracił. Im większe inwestycje, większe tereny uzbrojone, więcej osiedli, tym więcej wpływów z podatku PIT. Inwestor prywatny nie ma interesu tak silnego, jak spółka komunalna, w rozwijaniu tego rodzaju infrastruktury. Zatem również z tego powodu ta decyzja była błędna.
W końcu powstała idea przeprowadzenia referendum w sprawie sprzedaży SPEC. Dlaczego ostatecznie nie udało się, chociaż PiS wraz z partnerami społecznymi zebrał aż 151 tys. podpisów, przy wymaganych 134 tys.?
Podpisy próbował zbierać też SLD i ich akcję od początku traktowałem jako dywersję. Wielu mieszkańców, którzy podpisali się pod wnioskiem SLD myślało, że poparli już referendum i nie składali podpisów pod wnioskiem PiS. Gdyby nie dywersja SLD, można było zebrać jeszcze więcej podpisów. Zwłaszcza, że PiS zaproponował wszystkim wspólne zbieranie podpisów, chcąc stworzyć szeroką inicjatywę. SLD o tym wiedziało, a mimo to odpaliło swoją akcję wcześniej. Rada Miasta odrzuciła kilkadziesiąt tysięcy podpisów stosując bardzo wyśrubowane kryteria ich ważności. Stwierdzono w końcu, że brakuje co najmniej 600 podpisów do wymaganych 134 tys.
Podjął pan też próbę zablokowania sprzedaży miejskiej spółki poprzez złożenie swojej oferty i wzięcie udziału w procesie prywatyzacji. Dlaczego pańska oferta została odrzucona?
Wykorzystałem lukę w regulaminach prywatyzacyjnych. Zobaczyłem, że mam możliwość wzięcia udziału jako inwestor oferując zakup małej ilości akcji, ale za ogromną cenę za jedną. Zaoferowałem zakup 1003 akcji po 500 zł za każdą. Zgodnie z regulaminem najpierw powinny być przydzielone akcje inwestorom oferującym największą stawkę. Moja oferta została jednak odrzucona, co uzasadniano tym, że miasto chce sprzedać prawie 7 mln akcji, a nie jedynie 1000. Ofertę na nie złożyła Dalkia, ale za kwotę dwa razy niższą (za jedną akcję) niż moja oferta.
W ten sposób zyskałem jednak dostęp do dokumentacji związanej z prywatyzacją. Na 34 stronie utajnionego Memorandum Inwestycyjnego Hanna Gronkiewicz-Waltz zapraszając potencjalnych inwestorów do wzięcia udziału w prywatyzacji SPEC-u, pisała: „brak konkurencji bezpośredniej, słaba pozycja konkurentów substycjonalnych, głównie dzięki rosnącym cenom gazu i energii elektrycznej, niezachwiana pozycja naturalnego monopolisty i wysokie bariery wejścia na rynek ciepłowniczy otwierają przed Spółką dobre perspektywy rozwoju na przyszłość.” Zatem prezydent Warszawy kusiła inwestorów w ten sposób, że będą mogli podnosić ceny mieszkańcom.
Odwoływał się pan od decyzji władz miasta o odrzuceniu pańskiej oferty?
Wniosłem sprawę do sądu administracyjnego, żeby podważyć uchwałę Rady Warszawy. Sąd odpowiedział mi, że nie jest to sprawa administracyjna, tylko cywilna. Chociaż znam przypadki prywatyzacji, kiedy pracownicy byli niezadowoleni z przydzielenia 15 proc. akcji i sprawy te były badane na drodze administracyjnej. Nie stać mnie było na tak gigantyczną opłatę sądową na drodze cywilnej. Według prawników, z którymi prowadziłem tę sprawę odrzucenie mojej oferty i dalsze przeprowadzenie prywatyzacji złamało art 34 ustawy o komercjalizacji i prywatyzacji, który mówi, że umowy zawarte z naruszeniem procedury są z mocy prawa nieważne. To nie ulega przedawnieniu. Prokuratura mogłaby wrócić do tego tematu, gdyby chciała.
Czy w ostatnim czasie zajmował się pan jeszcze tą sprawą?
Nie. W pewnym momencie człowiek rezygnuje, kiedy odbija się od ściany. Zwłaszcza, że utajniano przede mną materiały, na podstawie których sąd wydał wyrok w mojej sprawie. W końcu wygrałem dostęp do dokumentów, ale dopiero po dwóch latach.
Rozmawiał Krzysztof Bałękowski
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/477254-nasz-wywiad-byly-radny-zdradza-kulisy-sprzedazy-spec