Znacznie ważniejszą i niebezpieczniejszą rzeczą niż kontrola praworządności, jaka czeka nas i KE, jest „Zielony Pakiet”. Grozi on Polsce i niektórym krajom europejskim poważnymi perturbacjami. Informacje na temat „Zielonego Pakietu” przedstawi Komisja Europejska już w środę. Znowu będziemy mieli do czynienia z Timmermansem. Były wiceprzewodniczący KE będzie miała nowy instrument do tworzenia konfliktów w Europie. Pewnie skorzysta z tej broni
— mówi portalowi wPolityce.pl prof. Ryszard Legutko, eurodeputowany PiS.
wPolityce.pl: Wiceszefowa KE ds. wartości Viera Jourova zapowiedziała, że chce przyjechać do Warszawy rozmawiać z polskimi władzami w sprawie praworządności. Jak pan skomentuję tę zapowiedź?
Prof. Ryszard Legutko: Można było spodziewać się, że Komisja Europejska nie przestanie nas nękać. Trudno się temu dziwić, bo lewica nadal ma przewagę w UE. Dla nich Polska i Węgry to obce ciała, więc zrobią wszystko, żeby nam utrudniać życie. Nie przejmowałbym się specjalnie wizytą pani Jourovej.
Dlaczego?
Ponieważ jej polityczna pozycja jest znacznie słabsza niż jej poprzednika, Fransa Timmermans. Poza tym jest nominatem czeskiego premiera Andreja Babiša, który delikatnie mówiąc, nie słynie z krystaliczności. Dlatego jej pozycja jest dość słaba. Nie ma za wiele pracy, więc jeździ i wydaje oświadczenia.
Czyli nie ma pan nic przeciwko wizycie pani Jourovej w Polsce?
Niech przyjedzie do Polski, niech się spotyka i rozmawia. Trzeba jej zorganizować wizytę, żeby miała jakiś szerszy punkt widzenia. Bo jeżeli spotka się wyłącznie z sędziami z organizacji, które atakują polski rząd to jej wizyta nie będzie miała sensu. Sądzę, że powinna spotkać się z KRS i z Trybunałem Konstytucyjnym. Nie ulega wątpliwości, że będzie to wizyta polityczna i jej konsekwencje też będą polityczne. Nie lekceważyłbym jednak argumentów merytorycznych. Zwłaszcza, że politycy Parlamentu Europejskiego, którzy mówią o wymiarze sprawiedliwości w Polsce, niewiele o tym wiedzą. Mają wdrukowany przekaz, więc można im przekazać trochę dodatkowych informacji. Może to jakoś zabuzuje im w głowach? Nie przesadzałbym co do specjalnej szkodliwości takich działań. Ale trzeba sobie zdawać sprawę z tego, z czego zdaje sobie opozycja, że im dłużej uda się wywołać zainteresowanie np. poprzez szokujące orzeczenia SN albo inne tego typu działania, tym więcej będzie tego argumentów dla instytucji europejskich, zwłaszcza dla tych, które żyją z atakowania Polski. Pani Jourova tak naprawdę z tego żyję. Gdybyśmy jej to odebrali, nie miałaby wiele do roboty. Ale to działa też w drugą stronę.
To znaczy?
Jeżeli rząd w Warszawie jest stabilny te wysiłki są bezowocne. Będą jedynie cieszyć się krótkotrwałym zainteresowaniem medialnym. Widzimy to na podstawie zamieszania wokół Trybunału Konstytucyjnego. Wyczerpało się wszystko, co było do powiedzenia na temat TK. A Trybunał działa i ma się dobrze. Teraz następuje próba odejścia od tematu Trybunału i zajęcia się Sądem Najwyższym. Przez pewien czas SN, zwłaszcza najbardziej aktywni sędziowie staną się pieszczoszkami niektórych komisarzy albo części instytucji unijnych. Ale to zainteresowanie też się wyczerpie po pewnym czasie.
Może warto, żeby pani Jourova podczas wizyty w Polsce spotkała się z poszkodowanymi przez wymiar sprawiedliwości?
Bardzo dobry pomysł. Pani Jourova powinna otrzymać również dossier, zawierający informacje na temat patologii w wymiarze sprawiedliwości, dziwacznych zachowań sędziów, niezrozumiałych wyroków i uzasadnień, przewlekłości postępowań itd. Tego jest sporo i z tego powodu wymiar sprawiedliwości w Polsce nie cieszy się szacunkiem. Dlatego istnieje potrzeba zasadniczej reformy. My to wiemy, ale raczej pani Jourova o tym nie wie. Warto więc, żeby się o tym dowiedziała.
Miał pan bezpośredni kontakt z panią Jourovą w Parlamencie Europejskim?
Spotkałem się z nią przed wyborem nowego składu Komisji Europejskiej. Wypowiadała się bardzo życzliwie pod adresem Polski. Prawdopodobnie dlatego, że zabiegała o nasze poparcie. Trudno więc, żeby mówiła co innego.
Czy zapowiedź wiceszefowej KE o kontrolowaniu praworządności w Polsce nie jest niepokojąca? Przypomnę, że nastąpiło to krótko po wyborze nowej szefowej KE, która zapewniała, że praworządność nie będzie instrumentem służącym do stygmatyzowania państw członkowskich? Pani von der Leyen zapewniała, że wszystkie państwa będą traktowane na równi. A teraz obserwujemy powrót do sytuacji z czasów, gdy szefem Komisji był Jean-Claude Juncker.
Ma pan rację. Ale powinniśmy dać pani von der Leyen trochę więcej czasu. Ona zetknęła się z bardzo trudnym mechanizmem, jakim jest Komisja Europejska. Tam na pewno toczy się walka o realną władzę, o to, czyj wpływ na jej kierunek działania będzie najważniejszy. Zobaczymy, jak w Komisji ułożą się fronty walki i koalicje.
Znacznie ważniejszą i niebezpieczniejszą rzeczą niż kontrola praworządności, jaka czeka nas i KE, jest „Zielony Pakiet”. Grozi on Polsce i niektórym krajom europejskim poważnymi perturbacjami. Informacje na temat „Zielonego Pakietu” przedstawi Komisja Europejska już w środę. Znowu będziemy mieli do czynienia z Timmermansem. Były wiceprzewodniczący KE będzie miała nowy instrument do tworzenia konfliktów w Europie. Pewnie skorzysta z tej broni. Zobaczymy więc, jak wybrnie z sytuacji pani Ursula von der Leyen. Na razie jej sekundujemy i nie cofamy naszego poparcia. Będziemy czekać na pierwsze praktyczne skutki jej rządów.
Not. TP
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/477033-legutko-spodziewalem-sie-ze-ke-nie-przestanie-nas-nekac