Ma rację Kamil Kwiatek, gdy na naszych łamach stwierdza: reelekcja obozu PiS niewiele zmieni w strategii opozycji. Nadzieje na jakąś zmianę, na bardziej merytoryczną debatę, na ostrożniejsze sięganie po takie narzędzia jak panika moralna czy histeria może jeszcze nie umarły całkowicie, ale też trudno uznać, by zyskiwały na wiarygodności.
Ważne są w tym kontekście zarówno słowa Tuska (wariant, w którym ulica i zagranica „pilnują PiS”, jest „korzystny dla Polski”), jak i Frasyniuka, który posunął się do wezwań, by jeszcze bardziej zradykalizować ulicę („Mamy wojnę. My albo oni”, „Brakuje nam przywódców, którzy uruchomią w ludziach mocniejsze emocje”). Jednoznaczna kompromitacja tezy o rodzącej się dyktaturze (choćby odbicie Senatu) nie skłania opozycji do powrotu na normalne tory polityki demokratycznej, ale wręcz przeciwnie, podsyca nadzieje na szybkie zwycięstwo. Tak jak gdyby opozycja mówiła: a, skoro to nie jest dyktatura, to tym szybciej was wykończymy i politycznie wymordujemy. Bo ten cel wciąż pozostaje w mocy.
Oczywiście, nie można wykluczyć, że coś się jednak zmieni, a słowa Tuska czy Frasyniuka są próbą zatrzymania procesu spadku temperatury po stronie opozycyjnej, którego początki dostrzegają, a który oceniają jako groźny dla prezentowanej przez nich linii totalnego oporu. Sądzę jednak, że nawet jeśli część opozycji jest zmęczona życiem w wymyślonym świecie rzekomo stałego zagrożenia podstawowych wartości demokratycznych, to większość wybierze jednak wojnę. Choćby dlatego, że to łatwiejsze.
Ponowna radykalizacja opozycji nie spotyka się na razie z jakąś czytelną odpowiedzią Prawa i Sprawiedliwości. PiS wygląda dziś na partię, która „poprosiła o czas”, i analizuje sytuację, próbując zamknąć kilka ciążących jej spraw (m. in. kwestia prezesa NIK). W tle są także wybory prezydenckie: dominuje teza, że spokój sprzyja reelekcji prezydenta Andrzeja Dudy. To prawda, ale nie może to być taki spokój, w którym opozycja nakręca spiralę konfliktu, a PiS udaje, że go właściwie nie ma. Ale eksponuje tylko tę część swojej polityki, która jest coraz bardziej zbieżna z propozycjami opozycji (np. kwestie klimatyczne). Może się kryć za tym wszystkim nadzieja na rekonfigurację sceny politycznej, w której PiS stanie się klasyczną centroprawicą, prawicą chadecką, walczącą o władzę z partią centrolewicową bądź lewicową, ale takie scenariusze atrakcyjnie wyglądają na papierze. Bo może się okazać, że rekonfiguracja, owszem, nastąpi, ale bez PiS-u, którzy wszyscy inni solidarnie skażą na wygnanie.
To wszystko można sprowadzić do w zasadzie prostej tezy: partia, która nie jest w ofensywie, zawsze jest w defensywie. Siła polityczna, która nie narzuca swojej opowieści, traci grunt pod nogami. Ugrupowanie, które jest zmęczone walką o każdy dom, o każdy kamień, i nie ma już ochoty iść w bój, może tylko czekać na klęskę.
Dobrze ujęła to noblistka Olga Tokarczuk, bardzo świadoma i aktywna politycznie. W czasie swojego wykładu w Sztokholmie stwierdziła jasno:
Świat jest tkaniną, którą przędziemy codziennie na wielkich krosnach informacji, dyskusji, filmów, książek, plotek, anegdot.
Kiedy zmienia się ta opowieść – zmienia się świat. W tym sensie świat jest stworzony ze słów. (…) Ten, kto ma i snuje opowieść – rządzi.
Nic dodać, nic ująć. PiS-ie, słuchaj Tokarczuk. Nie we wszystkim, ale w tym akurat - koniecznie.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/476650-pis-ie-sluchaj-tokarczuk-ten-kto-snuje-opowiesc-rzadzi