Olga Tokarczuk 10 grudnia odbierze swoją Nagrodę Nobla. Nie wiemy, co zamierza powiedzieć podczas uroczystości. Nie zdradziła także tego „Gazecie Wyborczej”, w której ukazał się jej wywiad. Żaliła się za to, że nie otrzymała od prezydenta, premiera i ministra kultury listów gratulacyjnych.
CZYTAJ TAKŻE: Noblistka „wkurzyła się” na Polskę. Tokarczuk: Przechodzimy grypę psychiczną. Kaczyński wzywa do wykastrowania intelektu
Dostałam pisemne gratulacje od rzecznika praw obywatelskich, polskich uniwersytetów, samorządowców, setek szkół, bibliotek i zwyczajnych ludzi
— powiedziała Tokarczuk.
Nie zabrakło też skarżenia się na to, że „ciągle ktoś coś chce” oraz, że straciła poczucie prywatności - do tego stopnia, że od miesiąca nie była w sklepie.
Stałam się nagle dzięki Noblowi niezwykle wyraźnym bytem. Bycie wyrazistym to bycie uwięzionym w swoich własnych granicach. Niebezpieczne więzienie bez ścian i krat
— stwierdziła Tokarczuk.
Odniosła się także do pytania o polityczność jej włosów. Powiedziała, że słyszy zarzuty, że jej włosy nie są polskie, tylko afrykańskie i nie pasują w takim wieku oraz, że wskazują na ekoterroryzm.
I że powinnam dorosnąć, a po Noblu natychmiast zmienić fryzurę, bo ta obecna nie przystoi laureatce tak prestiżowego wyróżnienia. A pewnej kanadyjskiej dziennikarce i pisarce nie podoba się, że nagrodę dostała biała kobieta z dredami, bo to symbol etniczny zarezerwowany wyłącznie dla Afroamerykanów
— powiedziała pisarka.
Zdaniem Tokarczuk jej Nobel - przyznany tuż przed wyborami - pokazał „jak bardzo Polska – rozumiana jako wspólnota wszystkich jej obywateli – potrzebuje czegoś jednoczącego, niemającego bezpośredniego związku z polityką parlamentarną czy Kościołem katolickim, tymi wszystkimi doraźnymi, bolesnymi podziałami”.
Miałam wrażenie, że przez te kilka dni moja nagroda dała wielu ludziom oddech, pozwoliła nieco podreperować zniszczone poczucie wspólnotowości i własnej wartości. Ta dobra energia płynęła do mnie falami, unosiłam się na nich podczas podróży przez Niemcy
— stwierdziła Tokarczuk.
Opowiedziała nawet historyjkę z wielkim, dobrze zbudowanym fryzjerem, u którego była jej znajoma. Mężczyzna miał stać i płakać z radości po informacji o tym, że Tokarczuk dostała Nobla. Mało tego, miał stwierdzić, że nie jest w stanie pracować z emocji i zaproponował zmianę terminu.
Ta historia jest symboliczna, bo pokazuje, jak wyróżnienie, które otrzymałam, poruszyło ludzi z różnych, na co dzień odmiennych światów
— przekonywała pisarka.
Oceniła, że jej Nobel spadł Polsce z nieba, bo „ostatnie lata mocno nasz wszystkich przeorały” oraz wydarzyło się „wiele złych, bolesnych dla naszej kultury i języka rzeczy”.
Współczesna Polska cierpi na zatrważający brak autorytetów. Za dużo głosów, postaw, szumu. Trudno jest mądrym ludziom przedrzeć się przez to wszystko. Nowe hierarchie społeczne nie sprzyjają autorytetom dla wszystkich. Raczej jest tak, że każda bańka ma swój autorytet
— oświadczyła Tokarczuk.
Dodała, że gdyby była w rządzie, to postawiłaby na kulturę.
Przeczytałam gdzieś, że moja nagroda sprawiła, że Polska jest obecnie ósmą potęgą kulturalną świata. Za Nobla w tym rankingu są jakieś dodatkowe punkty. Myślę, że to absolutnie niesamowite, co nam się w ciągu zaledwie 41 lat przydarzyło. I gdybym była członkinią rządu albo wskazywała kierunki rozwoju kraju, zdecydowanie postawiłabym na kulturę. To, jak się zdaje, jedna z naszych najsilniejszych, o ile nie najsilniejsza dziedzina. Kultura jest naszym bogactwem naturalnym, zasobem, którego wielu nam zazdrości. Jak złoto czy ropa naftowa. Albo diamenty
— stwierdziła Olga Tokarczuk.
Aż strach pomyśleć, co z kulturą zrobiła by Olga Tokarczuk jako minister…
wkt/”Gazeta Wyborcza”
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/476570-tokarczuk-zali-sie-w-gw-na-brak-gratulacji-od-prezydenta