Zakończony szczyt NATO w Londynie zakończył się wbrew wielu obawom, w tym niżej podpisanego, sukcesem. Bo wobec poważnych rozbieżności między sojusznikami, każde wspólne stanowisko w sprawie bezpieczeństwa jest sukcesem. Zwłaszcza, że tym razem stawką było m.in. wzmocnienie flanki wschodniej Sojuszu.
Zagrożeniem dla wspólnej polityki NATO była zapowiedź prezydenta Turcji Erdoğana, że zawetuje plan wzmocnienia flanki wschodniej, jeśli Sojusz nie uzna formacji kurdyjskich działających na pograniczu turecko-syryjskim za organizacje terrorystyczne. Ostatecznie jednak Erdoğan, m.in. po odbyciu wielu rozmów, w tym z prezydentem Dudą, z prezydentem Trumpem, z szefami państw bałtyckich oraz z sekretarzem generalnym NATO Jensem Stoltenbergiem, zrezygnował z przeciwstawiania się planom Sojuszu w naszej części Europy. Nie są na razie znane okoliczności tej decyzji Erdoğana. Według oświadczenia wydanego przez kancelarię prezydenta Litwy, turecki prezydent nie domagał się niczego w zamian za wycofanie swojego sprzeciwu.
Trudno jednak sądzić, że Erdoğan – znany ze swojej nieustępliwości (przykładem może być kontrakt na dostawy rosyjskich systemów przeciwlotniczych S-400 zrealizowany pomimo protestów wszystkich członków NATO) – wycofał się z weta tylko dlatego, że przekonały go argumenty rozmówców. Z pewnością doszło tu do jakiegoś porozumienia z Ankarą, którego treści na razie nie znamy, ale niezależnie od tego, co ono może zawierać, jest dla nas korzystne. Bo, po pierwsze, flanka wschodnia zostanie, zgodnie z planem, wzmocniona, a po drugie nie doszło do dalszej dezintegracji NATO. Dobrze też, że Turcja, pomimo istniejących konfliktów, podtrzymała swoje uczestnictwo w Sojuszu.
W deklaracji kończącej szczyt przypomniano „uroczyste zobowiązanie zapisane w art. 5 Traktatu Waszyngtońskiego, że atak na jednego sojusznika będzie uważany za atak na nas wszystkich”. Jednocześnie dodano, że „terroryzm we wszystkich jego postaciach i przejawach pozostaje stałym zagrożeniem. Podmioty państwowe i niepaństwowe kwestionują porządek międzynarodowy oparty na regułach. Brak stabilności poza naszymi granicami przyczynia się również do nielegalnej migracji. Stoimy w obliczu zagrożeń cybernetycznych i hybrydowych”. I właśnie tu może – choć nie musi – tkwić część odpowiedzi na wycofanie weta przez Erdoğana. Przytoczony zapis nie nazywa bowiem po imieniu żadnej konkretnej organizacji, ale wynika z niego, że wrogie działania podjęte przez „podmiot niepaństwowy” mogą być uznane za naruszenie artykułu 5 traktatu NATO. A zatem, że Turcja – tak jak i każdy inny kraj – może liczyć na wsparcie, gdyby została zagrożona przez „podmiot niepaństwowy” (w przypadku Turcji np. przez Kurdów).
Jednocześnie deklaracja – wbrew różnym zastrzeżeniom zgłaszanym przez prezydenta Francji Emmanuela Macrona – stwierdza, że choć Rosja nie jest przeciwnikiem Sojuszu, to jej „agresywne działania stanowią zagrożenie dla bezpieczeństwa euroatlantyckiego”. NATO zadeklarowało w ten sposób swoje zaangażowanie na flance wschodniej. Tym samym udało się nie tylko porozumieć z Turcją, ale i zrealizować jeszcze wczoraj mocno zagrożone postulaty państw naszego regionu.
Trudno nie uznać tego za sukces. Choć jednocześnie trzeba mieć świadomość, że państwa członkowskie NATO nadal mają różne priorytety i różnie widzą zagrożenia, a zatem aby porozumieć się, w przyszłości coraz częściej trzeba będzie zimno kalkulować i zasiadać do trudnych negocjacji.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/476158-erdogan-nie-zablokowal-planow-nato-co-dostal-w-zamian
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.