Jeśli do debaty publicznej wróciła retoryka komunistyczna, to znaczy, że coś tu mocno poszło nie tak.
Jeszcze za życia Stalina Polska Kronika Filmowa, ręką Bronisława Wiernika, nakręciła zakłamany film pokazujący jak Amerykanie rzekomo okupują (sic!) Europę Zachodnią. Jednak nawet PKF nie porwała się na taki fałsz, by twierdzić, że żołnierze zza oceanu gwałcili! A Czarzasty tak właśnie stwierdził – czy więc pozwalamy dzisiejszemu SLD na większe łgarstwa niż w czasach oficjalnej bierutowskiej propagandy?
CZYTAJ WIĘCEJ: Czarzasty: Amerykanie gwałcili tak samo jak Rosjanie
Jeśli wicemarszałek sejmu i lider jednej z opozycyjnych partii najpierw opowiada, że Armia Czerwona nas wyzwoliła (łagodził później, że chodzi o „wyzwolenie od hitleryzmu”), a kilka dni później zrównuje armię amerykańską z ludobójcami z Katynia, gwałcicielami z Berlina i NKWDzistami strzelającymi w plecy własnym żołnierzom, jeśli więc tak lekko rzuca sobie pochwałami wobec ludobójczego Związku Sowieckiego, który zniewolił Polskę – to znaczy, że w naszej wspólnocie czegoś nie posprzątaliśmy. To tak jakby sprzątając dom po nieproszonych gościach, bandytach, komunistach, nie wytarlibyśmy błota z podłogi, a kilku z tych pachnących z rosyjska złodziejom, odstąpili jeden z pokoi, by sobie dospali spokojnie do południa następnego dnia.
Na słowa Czarzastego nie ma powszechnego oburzenia, a gdyby nie państwowa telewizja i konserwatywne media nie byłoby nawet wzmianki o tych hołdach dla Armii Czerwonej. W 2013 roku, pod rządami PO-PSL, w czołówce ówczesnych „Wiadomości” dzień 9 maja przywitano okrzykiem sowieckich, komunistycznych żołnierzy – miliony widzów usłyszało w telewizorach rosyjskie: urrrraaa – to samo które towarzyszyło szturmom bolszewików w 1920 roku. A ileż takich niewypranych brudów tożsamościowych mamy w Polsce?
1/ Redaktorem naczelnym największego politycznego dziennika w Polsce jest syn członka Komunistycznej Partii Zachodniej Ukrainy, który przed wojną działał na rzecz zniszczenia II Rzeczpospolitej. Matką rzeczonego naczelnego była PRL-owska historyk zakłamująca dzieje naszego kraju, włącznie z wybielaniem Rosji Sowieckiej z 1920 roku. Nie rzecz w tym, że naczelny pochodzi z prostalinowskiej rodziny – rzecz w tym, że od tego dziedzictwa nigdy się nie odciął. Tego samego zabrakło u całego pokolenia dzieci partyjnej nomenklatury – Marka Borowskiego, Moniki Jaruzelskiej czy Konstantego Geberta (alias Dawida Warszawskiego). Przecież ich nierozliczenie się i nieodcięcie się od zdrady ich krewnych wpływa na ich współczesne postawy.
2/ Rozliczenie aparatu represji autorytarnego PRL poszło powierzchownie, ledwie liznęło tłustych SB-eków i to dopiero w ostatnich latach. Nasuwa się na myśl straszny obraz z filmu Anny Ferens i Ewy Stankiewicz „Trzech kumpli”, w którym rozparty wygodnie przed swoim domem z ogrodem eSBek opowiada z nutką drwiny w głosie o działaniu służb PRL wokół śmierci Stanisława Pyjasa. Winnych do dziś nie znaleziono, o skazaniu nie wspominając. Podobnie z mocodawcami morderców księdza Jerzego Popiełuszki. Fakt – odebrano przywileje emerytalne pracownikom bezpieki. To ważny krok – ale przez blisko trzy dekady wielu z nich nachapało się do syta i to kosztem milionów uczciwych Polaków. A jeszcze kilka lat temu, gen. Wojciech Jaruzelski, autor stanu wojennego i gorliwy organizator komunistycznych czystek antysemickich w armii, został pogrzebany z honorami…
3/ Przegrywamy w przestrzeni symbolicznej! Piszę niniejszy tekst siedząc przy ulicy Armii Ludowej, która to „armia” była wykorzystywana przez Stalina do usprawiedliwienia sowieckiej okupacji. Warszawscy radni zaskarżyli niedawno zmianę nazwy na „Lecha Kaczyńskiego” i znów ta komunistyczna ruchawka, z wieloma agentami NKWD i antysemickimi bandytami, została patronem ważnej alei w centrum stolicy kraju. Ostatnie przypadki z Żyrardowa i z Białegostoku, podczas których wielu radnym nie podobał się „Łupaszka” czy gen. „Nil”. Dekomunizacja ulic została przeprowadzona ustawowo, ale poprzez zdeterminowany opór samorządów, lewicowo-liberalnych mediów i bierności większości mieszkańców, ta inicjatywa w praktyce, po pierwszej fali entuzjazmu, utknęła.
4/ Lewica przerabia pamięć o „Solidarności”. To niesłychane, że Tuskowe „Europejskie Centrum Solidarności” zamiast – zgodnie z założeniami – propagować wartości 1980 roku w Europie, propaguje antywartości europejskie w Polsce… Konferencje poświęcone LGBT, wychwalanie uległości okrągłostołowych polityków zamiast twardych antykomunistów, bezideowe publikacje i kolorowy marketing bez treści, to tylko próbki działań tej niereformowalnej instytucji. Kiedy zaś nowy dyrektor Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku, Karol Nawrocki, skończył z relatywizacją komunizmu na wystawie stałej, posypały się na niego gromy oszczerstw ze strony lewicowo-liberalnych mediów. Powoli zaczyna się przedstawiać zryw Solidarności jako strajki o charakterze wyłącznie ekonomicznych, koniunkturalne, materialistyczne, pozbawione elementu patriotycznego.
5/ Największą antyrządową tubą medialną w Polsce jest telewizja założona przez Mariusza Waltera, rekomendowanego do propagandy jeszcze w latach 80-tych przez samego Jerzego Urbana. Walter, cudowne dziecko PRL, dostał od władz koncesje na działalność swojego holdingu. Choć dzisiaj stacja ma już innego właściciela to jej programy są prowadzone przez całą brygadę wychowanków Waltera, którzy potrafią rozbijać rządy („Taśmy Beger”) czy przekonać świat o narodzinach ruchu nazistowskiego w Polsce (Materiał Bertolda Kittela o „urodzinach Hitlera”). Istna matnia.
Wiadomo że „totalni” zaraz będą przez wszystkie przypadki odmieniali nazwisko „Piotrowicz”, ale rzecz w całej warstwie mainstreamowego establishmentu, który – inaczej niż Stanisław Piotrowicz – nadal broni nie tylko postPRLowskich układów, ale też, zwyczajnie, wybiela komunizm, agenturalność i po prostu zdradę. Skoro wolno chwalić gwałcicieli z Armii Czerwonej, to antypolskie wystąpienia w Brukseli są tym bardziej dopuszczalne.
Dlatego nigdy dość oburzenia na lewicowe mieszanie pojęć. Żadnych wymówek dla łagodzenia oblicza komunizmu, Związku Sowieckiego, aparatu represji. No mercy! dla dowcipnisiów dumnych z PZPRowskiej przeszłości, bagatelizowania pieriekowki duszy, jaką zastosowali na Polakach czerwoni ideolodzy. Zapominanie, że PRL był poddany Moskwie to podglebie dla wysługiwanie się obcym interesom przez współczesnych polityków. Stanowczo jeszcze długa droga przed nami, by się z postkomunizmu oczyścić – zwłaszcza że na nim wyrasta już kolejny zatruty plon.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/475957-oni-usprawiedliwiaja-komunizm-ale-my-reagujemy-za-slabo