Jedno nie ulega najmniejszej wątpliwości, że faworytem wyborów będzie Andrzej Duda i w tej materii wszelkie sondaże są zgodne. I teraz jeśli dodamy do siebie wyniki różnych partii opozycyjnych, głównych partii opozycyjnych i weźmiemy pod uwagę, że niektórzy wyborcy opozycyjnych partii, szczególnie PSL czy Konfederacji niekoniecznie będą skłonni, zwłaszcza w drugiej turze, głosować na kandydata obozu liberalnego, to w tym kontekście wynik ten nie jawi się jako niewiarygodny
— ocenił w rozmowie z portalem wPolityce.pl prof. Rafał Chwedoruk.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: SONDAŻ. Andrzej Duda ma poparcie nie tylko PiS! CBOS: Jego reelekcji chcą wyborcy Konfederacji i Koalicji Polskiej
wPolityce.pl: Czy ostatnie sondaże oddają rzeczywiste poparcie dla kandydatów na prezydenta i Małgorzata Kidawa-Błońska „depcze po piętach” Andrzejowi Dudzie? Czy jest to typowa gra sondażami?
prof. Rafał Chwedoruk: Trudno powiedzieć, co w sondażach jest grą, a co nie. Chyba wszyscy już przywykliśmy i jako wyborcy chyba czujemy się znieczuleni na oddziaływanie sondaży. Bardzo trudno jest w prosty sposób oceniać wiarygodność sondaży dotyczących poparcia dla kandydatów w wyborach prezydenckich. Po pierwsze dlatego, że nie mamy jeszcze pełnej oficjalnej listy chętnych do udziału w wyborach i tych, którzy naprawdę będą kandydatami. Po drugie, wszystko to niejako deformują bieżące czynniki, które w momencie sondażu oddziałują na opinię publiczną, a które znikają, bądź zmieniają się w kolejnych tygodniach.
Natomiast jedno nie ulega najmniejszej wątpliwości, że faworytem wyborów będzie Andrzej Duda i w tej materii wszelkie sondaże są zgodne. I teraz jeśli dodamy do siebie wyniki różnych partii opozycyjnych, głównych partii opozycyjnych i weźmiemy pod uwagę, że niektórzy wyborcy opozycyjnych partii, szczególnie PSL czy Konfederacji niekoniecznie będą skłonni, zwłaszcza w drugiej turze, głosować na kandydata obozu liberalnego, to w tym kontekście wynik ten nie jawi się jako niewiarygodny. Bo czysto arytmetycznie, to doliczając Konfederację, partie opozycyjne miałyby poparcie nawet wyższe od PiS-u, ale tak to nie działa, w szczególności w wyborach prezydenckich. Ten sondaż pokazuje, że obecna głowa państwa zostanie zdecydowanym faworytem wyborów na poziomie obu tur, natomiast te wybory nie będą takim „meczem do jednej bramki”, w stylu na przykład 2000 roku.
Ostatnie badanie CBOS wykazało, że zwolennicy Konfederacji, PSL, Kukiz’15 są gotowi zagłosować na Andrzeja Dudę.
Zwracam w tym wszystkim uwagę, że mamy do czynienia z sytuacją, w której kandydat czy kandydatka obozu liberalnego – czy będzie to pani Kidawa-Błońska, czy pan Jaśkowiak – są atrakcyjni dla tych wyborców, którzy a priori są zdeklarowanymi zwolennikami partii liberalnych, natomiast to niewątpliwie wysokie poparcie będzie dalece niewystarczające do zwycięstwa w wyborach i trudno się spodziewać, by w tak krótkim czasie którykolwiek kandydat obozu liberalnego – czy to będzie pani Kidawa-Błońska, czy pan Jaśkowiak, a być może nawet abstrakcyjnie zakładając, pan Kosiniak-Kamysz – w łatwy sposób mógł przełamać te dychotomie, które dzielą polskie społeczeństwo od mniej więcej 2006 roku. Można sobie wyobrazić jakieś zmiany w strukturze elektoratu w związku na przykład ze zmianami demograficznymi, z tym że coraz liczniejsze roczniki urodzonych już po roku 1989 zupełnie inaczej myślących o życiu społecznym niż pokolenie ich rodziców i dziadków będą wchodzić, ale to, jak sądzę, nie dotyczy najbliższych wyborów, więc po raz kolejny można by powiedzieć tak, że chowanie do grobu politycznego Platformy Obywatelskiej i kandydatów w wyborach prezydenckich jest zupełnie nieuzasadnione, natomiast nadzieje na to, że kandydat popierany przez tę partię będzie faworytem będą nieuprawnione.
Ci bardziej konserwatywni wyborcy bywają czasem nieco kapryśni i zdarzało się już, że się demobilizowali i nie szli do urn. Czy tego typu scenariusz może prowadzić jednak do zwycięstwa kandydata opozycji?
Problem jest troszkę inny, to znaczy wyborcy konserwatywni nie są kapryśni. Oni uratowali Prawo i Sprawiedliwość w trudnych dla tej partii latach, konsekwentnie, nie bacząc na wszystko głosując na tę partię i nie ulegając pokusie głosowania na inne prawicowe formacje. Problem polega na tym, że Prawo i Sprawiedliwość w ostatnich latach bardzo poszerzyło swój elektorat, poszerzyło w niemal wszystkich grupach społecznych, ale szczególną rolę odegrały w tym projekty społeczno-gospodarcze. Społeczny model rozwojowy, odejście w kilku kluczowych aspektach od doświadczenia neoliberalizmu, społeczna akceptacja wielu reform spowodowały, że do PiS-u zaczęli dołączać wyborcy odlegli od konserwatywnych. Tacy wyborcy, dla których najważniejsze są kwestie polityki społecznej i polityki gospodarczej, stabilności życia codziennego, a nie kwestie stricte ideologiczne, kulturowe czy historyczne. I tacy wyborcy są oczywiście wyborcami warunkowymi, sytuacyjnymi, są to wyborcy, których nie jest łatwo zmobilizować. Prawo i Sprawiedliwość oczywiście musiało mieć bardzo dużo argumentów, włącznie ze sprawstwem reform, żeby dalej poszerzać swój elektorat i móc sprawować władzę.
Jednocześnie tacy wyborcy, jak pokazują przykłady różnych państw, są bardzo łatwi do demobilizacji. Nawet drobne czynniki mogą ich zniechęcić do głosowania na główną partię, a na ogół są to wyborcy mniej zainteresowani na co dzień polityką i stąd bardziej wahliwi. Tu jako analogię można podać Słowację i nie tyle z ostatnich wyborów prezydenckich, co z poprzednich – arcypopularny premier Robert Fico dokonał korzystnych dla większości Słowaków reform, i - cieszący się głównie poparciem mieszkańców wsi i małych miast na wschodzie i w centrum kraju - po zwycięstwie w pierwszej turze, niespodziewanie bardzo wysoko przegrał drugą turę, gdy zdemobilizował się głównie bratysławski, wielkomiejski, liberalny, młodszy demograficznie elektorat. I oczywiście można sobie wyobrazić w polskiej polityce w najbliższych latach taki scenariusz, natomiast nie jest to scenariusz najbardziej realny.
Jak na razie możliwości demobilizacji tych bardziej wahliwych wyborców przez liberalną opozycję nie są bardzo duże i paradoksalnie strategia opozycji totalnej konfrontacji z Prawem i Sprawiedliwością działała, jak się okazuje, na rzecz wyższej frekwencji wyborczej, a wyższa frekwencja wyborcza zadziałała bardziej na korzyść PiS-u we wszystkich ostatnich elekcjach, niż na korzyść tej partii. Zupełnie odwrotnie niż to było w poprzedniej dekadzie. Niemniej środowisko obecnej głowy państwa musi być bardzo, bardzo czujne i zwracać uwagę na wszystkie sytuacje, które mogłyby odstraszać nawet niewielką grupę wyborców od popierania Andrzeja Dudy.
Jakie są szanse na to, że to jednak Jacek Jaśkowiak zmierzy się z Andrzejem Dudą? Nie jest tak rozpoznawalny jak Małgorzata Kidawa-Błońska.
Oczywiście wewnątrz Platformy faworytem tych prawyborów nie będzie. Zapewne będzie zwabiał na argument, że nie jest człowiekiem warszawskim i że to też może być pewien atut w wyborach, natomiast mam wrażenie, że oboje ci kandydaci, doświadczeni politycy, będą mieli podobne zdolności mobilizacji, to znaczy elektorat PO przyjmie ich bez najmniejszego problemu. Być może – pytanie co się jeszcze będzie działo na lewicy – będą zdolni dotrzeć do jakiegoś segmentu wyborców Lewicy w kontekście drugiej tury. Pewnie pani Kidawa-Błońska będzie budziła mniej negatywnych emocji, choćby dlatego, że jest mniej wyrazista, ale to wszystko nie zmienia czynników strukturalnych, które dają obecnej głowie państwa przewagę na starcie. Powiedziałbym, że to są dobrzy kandydaci z perspektywy wzmocnienia czy utrzymania roli PO jako największej partii opozycyjnej. Natomiast z perspektywy walki z kandydaturą Prawa i Sprawiedliwości to nie towarzyszy temu wszystkiemu nic nowego, nic, co by demolowało dotychczasową strukturę poparcia dla tych głównych orientacji politycznych w Polsce.
Z kim Andrzejowi Dudzie będzie łatwiej wygrać? Z Jackiem Jaśkowiakiem czy z Małgorzatą Kidawą-Błońską?
Bardzo dużo będzie zależało od kampanii wyborczej. Znaczenie kampanii w sytuacji wysokiej frekwencji – a należy się spodziewać wysokiej frekwencji – pokazały ostatnie wybory, gdzie różne problemy kampanijne pewnie pozbawiły PO 1-2 proc. poparcia, a zwiększyły średnim ugrupowaniom, które miały bardziej udane kampanie.
Myślę, że tak naprawdę nie jest to samo w sobie czynnikiem jakościowym, czy będzie to pani Kidawa-Błońska, czy pan Jaśkowiak. Być może z perspektywy tego, że tak jak zaznaczałem kampaniom wyborczym towarzyszą silne emocje negatywne, Małgorzata Kidawa-Błońska jako polityk przedstawiający się opinii publicznej jako bardziej umiarkowany budziłby mniej emocji, ale z drugiej strony to ona była bliżej wielkiej polityki wtedy, kiedy PO dokonywała najbardziej niepopularnych reform, jak podniesienie wieku emerytalnego, które tą partię być może kosztowały potem władzę, a pan Jaśkowiak był trochę z boku i będzie mógł się przedstawiać jako człowiek bardziej z pogranicza politycznego establishmentu, aniżeli jako kandydat związany z ośmioma latami rządów PO. Sporo też może zależeć od tego, kto będzie kandydował z Lewicy, czy Adrian Zandberg, czy Robert Biedroń, w sytuacji, w której PO rywalizuje o wyborców głównie z partiami skupionymi wokół SLD.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała Anna Wiejak
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/475148-nasz-wywiad-prof-chwedoruk-kandydatom-po-bedzie-trudno