Udało nam się przebrnąć przez trzy kolejne wybory i pozostać partią parlamentarną – z dumą mówi Katarzyna Lubnauer , która w ostatnią niedzielę listopada, po złożeniu rezygnacji z funkcji przewodniczącej, została zastąpiona na stanowisku szefa Nowoczesnej przez Adama Szłapkę.
Było to mizerne przedstawienie teatralne, z udziałem trójki głównych aktorów, udających ważnych polityków oraz nie całej setki statystów, rzekomo kibicujących spektaklowi walki o stołek szefa partii. Trzecim komediantem był zresztą autentyczny aktor i były reżyser Krzysztof Mieszkowski, który stanął do rywalizacji o przywództwo Nowoczesnej z Adamem Szłapką.
Bój o objęcie kierownictwa jako żywo przypominał prawybory kandydata na prezydenta w Platformie Obywatelskiej, gdzie w ostatniej chwili pojawił się konkurent dla Małgorzaty Kidawy – Błońskiej w osobie prezydenta Poznania Jacka Jaśkowiaka. Wiadomo, że nie ma on najmniejszych szans na zwycięstwo w starciu z Kidawą-Błońską. Tak też było w rywalizacji Krzysztofa Mieszkowskiego z Adamem Szłapką. Tego ostatniego od tygodnia wskazywano jako następcę Katarzyny Lubnauer.
Nowy szef zaczyna od czarodziejskich zaklęć, od których nic się nie zmieni, bo ogólna potrzeba Nowoczesnej jest taka, jaka powstała od czasu wyborów do euro parlamentu. Bez wyciągniętej ręki Platformy Obywatelskiej, nazywanej dla kamuflażu Koalicją Obywatelską, do tonącej Nowoczesnej, dawna partia Ryszarda Petru przestałaby egzystować na rynku politycznym już od blisko pół roku.
Szłapka krzyczy więc „Nowoczesna restart”, aby po chwili uściślić, a faktycznie otwarcie przyznać, że „Dzisiaj drogą i w wyborach prezydenckich, i w kolejnych wyborach jest współpraca opozycji w ramach Koalicji Obywatelskiej czy rozszerzanie tej współpracy”. Tym samym Szłapka zdefiniował pozycję Nowoczesnej, której nazwy opinia publiczna, nie słyszała od ładnego czasu. Gdyby nie farsa z rezygnacją Lubnauer, na amen zapomnielibyśmy o istnieniu niedobitków Nowoczesnej, wegetujących za plecami i pod protektoratem Platformy, co od początku było nieukrywaną intencją Grzegorza Schetyny.
Dziś los Grzegorza Schetyny jako szefa partii wisi na włosku. Choć niektórzy politycy, ale i publicyści przebąkują, że Schetyna przetrwa „czas burzy i naporu” średniego pokolenia. Czyżby to miało się potwierdzić? Prawdą jest, że w obwieszczaniu o konieczności detronizacji Schetyny, jakoś dziwnie w ostatnich dniach animusz straciły „młode wilki” Platformy.
Skoro już jesteśmy przy kwestii powolnego wchłaniania Nowoczesnej przez Platformę to prawda jest taka, że partia Katarzyny Lubnauer, a dziś Szłapki, nie wniosła niczego owocnego ani ożywczego do nędznego dorobku swojej starszej siostry. Od czterech lat do dziś jedyny emblemat kojarzony z Nowoczesną, jest taki sam jak w opozycji totalnej - antypis. Może w niektórych przypadkach w postaci – jak u Kamili Gasiuk-Pihowicz czy Krzysztofa Mieszkowskiego oraz Adama Szłapki – ostrzejszego i bardziej krzykliwego antypisu niż nawet w Platformie. Krócej mówiąc, plagiat za Platformą.
Przy wystawianiu gorzkiego rachunku Grzegorzowi Schetynie, wchłonięcie Nowoczesnej raczej nie będzie przemawiało na jego korzyść. Kto to by pomyślał…
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/474769-nowoczesna-schetynie-nie-pomoze