Zbudować łuku triumfalnego czy innej równie imponującej budowli upamiętniającej zwycięstwo w Bitwie Warszawskiej 1920 nie można. Bo to przejaw narodowej megalomanii, bezsensownego monumentalizmu i gigantomanii, patriotycznej tromtadracji, a przede wszystkim to niepraktyczne i nieużyteczne.
Co innego upamiętnienie tej wielkiej bitwy kładką przez Wisłę dla pieszych i rowerzystów. Pałacu Saskiego też odbudować nie można. Bo to psułoby urbanistyczny ład ważnej dla Warszawy przestrzeni, wskrzeszało przeszłość nieistniejącą w społecznej świadomości, a poza tym byłoby bezsensownym wydawaniem wielkich pieniędzy. Patriotyzm nie musi mieć widocznych znaków, tym bardziej okazałych przestrzennie, wystarczy płacenie podatków, sprzątanie kup po psach i niewywożenie śmieci do lasu, czyli patriotyzm praktyczny i nowoczesny. Receptą na megalomanię ma być mikromania. Czy jednak odpowiednie upamiętnienie przeszłości bądź jej przywrócenie to megalomania?
Wizytówką Berlina Wschodniego jako stolicy Niemieckiej Republiki Demokratycznej (w podstawówce niemiecki skrót DDR tłumaczyliśmy Deutsche Dramatische Republik) był oddany w 1976 r. Pałac Republiki. Czegóż nie było w tej piramidzie Ericha Honeckera porównywanej z paryskim Centre Pompidou: Izba Ludowa parlamentu NRD, sala kongresowa na 5 tys. miejsc, teatr, sale konferencyjne, restauracje, bary, galeria sztuki, dyskoteka, kręgielnia, poczta. Pałac Republiki był miejscem, gdzie koncertowały gwiazdy z zachodu i wschodu, gdzie odbywały się partyjne zjazdy i goszczono światowych przywódców, gdzie funkcjonował pierwszy i ostatni demokratycznie wybrany parlament NRD oraz pierwszy niekomunistyczny rząd państwa, które przestało istnieć 3 października 1990 r. Budowla miała tylko dwie wady: stała na miejscu zburzonego przez komunistów w 1950 r. Berliner Schloss (rezydencji królów Prus) oraz zawierała azbest. Ale z azbestem można sobie było jakość poradzić, co zaczęto robić w 1998 r., tak że po roku 2003 pałac stał się wielkim centrum kulturalnym.
Komuniści zburzyli Berliner Schloss, żeby zetrzeć z powierzchni resztki „pruskiego imperializmu”. Gdy zawiał wiatr historii, w 2007 r. Bundestag postanowił, że Pałac Republiki zostanie zburzony, a pałac Hohenzollernów odbudowany. To tak jakby w Polsce parlament zdecydował o rozbiórce Pałacu Kultury i Nauki („Pekinu”). Dlatego podniosły się głosy, by Pałacu Republiki nie burzyć. Bo to budowla użyteczna, bo po co burzyć to, co jest i berlińczycy się z tym oswoili niczym z Bramą Brandenburską, bo po co zmieniać historię, bo architektonicznie nie jest to jakiś koszmar (w przeciwieństwie do „daru Stalina” w Warszawie). Powstały nawet komitety, organizacje i stowarzyszenia protestujące przeciw zburzeniu piramidy Honeckera, wypowiadali się przeciw temu naukowcy, artyści, celebryci, z amerykańską aktorką niemieckiego pochodzenia Sandrą Bullock i niemieckim aktorem Danielem Brühlem („Good Bye, Lenin!”, „Bękarty wojny”, „Kapitan Ameryka: Wojna bohaterów”) na czele. Ale 2 grudnia 2008 r. po Pałacu Republiki pozostał tylko ślad na ziemi. A Pałac Kultury i Nauki w Warszawie wciąż stoi.
W 2010 r. miała się rozpocząć odbudowa Berliner Schloss – w imię przywrócenia miastu jednego z jego symboli, a nie gwoli zaspokojenia megalomanii współczesnych polityków czy odbudowy pruskiego imperializmu, choć z tym ostatnim to może nie być wcale takie pewne. W opinii współczesnych Niemców i władz niemieckiego państwa zrobiono coś oczywistego. W wypadku warszawskiego Pałacu Saskiego nic oczywiste nie jest i wciąż nie można go odbudować, bo to megalomania, pisanie historii na nowo albo przepisywanie w kółko i psucie urbanistycznego ładu. W Berlinie z poślizgiem, ale jednak kamień węgielny pod rekonstrukcję zamku królów Prus ówczesny prezydent Joachim Gauck położył w czerwcu 2013 r. Odbudowany zamek miał być oddany w 2019 r., ale termin przesunięto na rok 2020. Nie będzie to już oczywiście zamek królów, lecz siedziba muzeów, galerii, miejsce na wydarzenia kulturalne i naukowe.
To, co można w stolicy Niemiec i w wypadku tamtejszych odpowiedników (nie dosłownie oczywiście) Pałacu Kultury i Nauki oraz Pałacu Saskiego, w stolicy Polski jest wciąż niemożliwe. Mimo że „dar Stalina” ma dużo gorsze konotacje niż Pałac Republiki, a Pałac Saski kojarzy się znacznie lepiej niż Berliner Schloss jako siedziba pruskich królów i centrum pruskiego imperializmu. Dlaczego w Berlinie można, a w Warszawie nie można? To już by trzeba pytać takich mędrców jak prezydent polskiej stolicy Rafał Trzaskowski. Sam uważam, że Pałac Kultury i Nauki powinno się zburzyć, a Pałac Saski odbudować. Choćby w imię zasad. Podobnie jak postawić łuk triumfalny lub inną budowlę najwyższej próby dla upamiętnienia Bitwy Warszawskiej. Czas skończyć z imposybilizmem i dzieleniem włosa na 16 części.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/474716-dlaczego-w-berlinie-mozna-a-w-warszawie-nie-mozna
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.