Skandal w teatrze Bagatela. Nie tylko w krakowskim teatrze dochodziło do molestowania aktorek. To wiedza powszechna w środowisku teatralnym.
Lizał aktorki po szyi, wkładał im język od ucha, mówił sprośne rzeczy. Tak mówią o dyrektorze aktorki teatru Bagatela. On zapewnia, że jest niewinny: zachowywał się po ojcowsku, a jeśli jakąś aktorkę, przytulił, to dlatego, że było jej zimno.
W tej całej historii zaskakuje fakt, że do molestowania miało dochodzić właściwie od początku objęcia stanowiska dyrektora teatru przez Henryka Schoena, czyli od dwudziestu lat.
Jak to możliwe, że przez ten cały czas nikt nie upublicznił bulwersujących faktów, a ofiary molestowania zachowywały milczenie?
Powodów, które zamykały aktorkom usta, jest wiele. Typowo krakowski niepokój „co ludzie sobie pomyślą” oraz obawa, że spotkają się ze środowiskowym ostracyzmem, bo kalają własne, teatralne gniazdo. Ale także lęk, że złamią sobie karierę i dostaną etykietkę aktorek konfliktowych i „niezatrudnialnych”, przed którymi zamkną się wszystkie drzwi.
Żeby do końca zrozumieć, co działo się w teatrze krakowskim Bagatela trzeba znać teatralną specyfikę. Aktorka w starciu z dyrektorem jest z zasady na straconej pozycji.
Pewne zasady nie dotyczą gwiazd, ale w końcu ile tych gwiazd jest? One czują się bezpiecznie, grają w filmach, reklamach, wiedzą też, że w razie czego zawsze inny teatr chętnie je zatrudni. Ale cała masa aktorek rozumie doskonale, że w jednej chwili mogą zostać zwolnione i wylądować na bruku. Mogą mieć etat, jednak to nic nie znaczy. Zawsze można powiedzieć, że ich emploi już nie odpowiada teatrowi albo się po prostu się zestarzały — opowiadał mi jeden z krakowskich ludzi teatru.
To nie przypadek, że spośród aktorek, które zdecydowały się zeznawać w Prokuraturze Okręgowej w Krakowie,w sprawie o doprowadzenie do czynności seksualnych z użyciem zależności służbowej, tylko jedna zgodziła się ujawnić swoje nazwisko. Pozostałe boją się, jak potoczy się ich kariera teatralna, gdy sprawa molestowania i mobbingu w teatrze Bagatela przestanie interesować opinię publiczną i nie będą mieć żadnego wsparcia.
Ta afera ma pewien szczególny kontekst, który nadal jest tematem tabu — poza środowiskiem teatralnym, gdzie jest to oczywiste.
Do podobnych rzeczy dochodzi bowiem w wielu polskich teatrach. I gdyby naprawdę się tym zająć, byłoby to jak otwarcie puszki Pandory.
Plotki, że jakiś dyrektor lub reżyser molestuje, nikogo nie dziwią. Dotyczą wielu znanych osób, o głośnych nazwiskach. Jedyna różnica polega na tym, że ktoś molestuje aktorki, a inny aktorów. Dziewczynka czy chłopiec, oto jest pytanie. A poza tą usankcjonowaną zwyczajem teatralną frywolnością, w teatrze jest też zjawisko przemocy. Aktorów można ich upokorzyć, zwymyślać, potraktować brutalnie. Wszystko oczywiście w imię sztuki, żeby wywołać w nich emocje, sprawić, by przekroczyli swoje granice
— opowiadał mi znany krytyk teatralny.
Jednak trudno uznać, że dyrektor teatru Bagatela mógł działać w imię sztuki. Molestowanie, które mu się zarzuca, miało przecież dotyczyć także kobiet pracujących w administracji. One chyba znosiły to najgorzej — przełomowy moment nastąpił, gdy jedna z nich po wyjściu z gabinetu dyrektora ukryła się w toalecie i wymiotowała. A potem wysłała sms-a do aktorki Aliny Kamińskiej, że muszą porozmawiać. I wypadki potoczyły się lawinowo.
Godzę się na utratę intymności na scenie. To mój zawód. Ale chociaż w teatrze jako aktorka pracuję ciałem, to nie oznacza to, że to ciało jest dostępne w takim samym stopniu poza sceną. I nie jest normalne, że czuję się bezpiecznie w scenicznym łóżku z kolegą, a gdy wchodzę do gabinetu dyrektora, czuję się zagrożona — opowiadała mi Alina Kamińska, z którą rozmawiałam w Krakowie, pisząc tekst „Ciałem pracuję tylko na scenie „, opublikowany w ostatnim numerze „Sieci”.
Bardzo długo i ona i inne aktorki zmagały się z poczuciem winy. Zastanawiały, czy zrobiły wszystko, by go powstrzymać.
Może paraliżował je lęk, a może podświadomie czuły, wstydząc się tego, że skoro dyrektor jakoś się nimi interesuje, nawet w sposób przez nie niechciany, to jest jakąś gwarancje, że jeśli zacisną zęby, przetrwają w teatrze.
Teraz czytamy o sobie w internecie, że jesteśmy feminonazistkami, które niszczą mężczyznę. Albo, że byłyśmy lizane, a już nie jesteśmy i nam tego brakuje. Najbardziej dziwi mnie jednak, gdy kobiety piszą, że absolutnie ani przez chwilę pozwoliłyby na takie traktowanie i z punktu dałyby dyrektorowi„w mordę „. To ja chciałabym wtedy zapytać: walnęłaby pani swego dyrektora „w mordę”. Ale tak naprawdę? — mówi Alina Kamińska.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/474427-nie-tylko-w-teatrze-bagatela-dochodzilo-do-molestowania