Bywa czasem tak, że drobne zdarzenie, z pozoru bez większego znaczenia, podsumowuje coś lepiej niż skomplikowane analizy. I coś takiego zdarzyło się w zeszłym tygodniu, w dniu, w którym premier Morawiecki wygłaszał swoje expose. Oto młoda posłanka Lewicy Razem Paulina Matysiak wysłała w mediach społecznościowych krótką wiadomość następującej treści:
„Mam wątpliwą przyjemność siedzieć w okolicy posłów Platformy Obywatelskiej, którzy co chwila buczą, krzyczą, dogadują. Oczekiwałabym jednak od parlamentarzystów zdecydowanie większej kultury osobistej”.
Po paru godzinach w ławach sejmowych przedstawicielka lewicowej partii tę właśnie sprawę uznała za najbardziej szokującą.
„Niesłychanie niski poziom polityków PO widzą wszyscy na sali. Ich prostactwo uderza zwłaszcza nowych posłów, którzy nie widzieli jeszcze takich zachowań (w TVN ani w Wyborczej nic o tym nigdy nie było” – skomentowała sprawę posłanka PiS Joanna Lichocka, od lat wskazująca uwagę na ten konkretny problem.
Sprawa jest drobna, ale nie jest bez znaczenia. Bo na jej podstawie, ale nie tylko, można postawić tezę, że największym problemem polskiej demokracji nie są podziały na PiS i anty-PiS, na lewicę i prawicę, na wierzących i ateistów, na postkomunę i post-Solidarność czy na tych z wielkich miast i tych z prowincji, lecz sprawa znacznie mniej abstrakcyjna, bardzo konkretna i namacalna: szczególna toksyczność jednej z partii. Partii, która odpowiada za rozpętanie tzw. „wojny polsko-polskiej” w latach 2005-2007, i jej późniejszą kontynuację, ze szczególnym nasileniem po Smoleńsku. Partii, która w istocie zawsze jak ognia unikała merytorycznego sporu, szukając przewagi na innych polach: prestiżu, estetyki, wykluczania, zawstydzania, ośmieszania, zaszczuwania.
To przez lata było skuteczne, ale na szczęście dochodzi chyba do swojego dziejowego kresu. Po pierwsze dlatego, że koniec marzenia o szybkim zniszczeniu Prawa i Sprawiedliwości kończy okres wręcz militarnej mobilizacji po stronie szeroko pojętej opozycji i uruchamia inne, bardziej pluralistyczne procesy. A po drugie, pojawienie się w Sejmie lewicy, tym razem mówiącej już własnym językiem, ukazuje jasno dramatyczną słabość programową Platformy. Wystarczy porównać dwa przemówienia: to Schetyny, i to Zandberga. Pierwszy wykrzykiwał swoje stare rytuały, dziś brzmiące wyjątkowo pusto, a drugi próbował jednak odnosić się do rzeczywistości, czasem idąc na mocne skróty, ale takie już prawo polityki.
Zarówno prezes PiS Jarosław Kaczyński, jak i premier Mateusz Morawiecki, złożyli opozycji propozycję otwarcia nowego etapu w relacjach między siłami politycznymi. Etapu, który nie będzie oznaczał końca sporów, i który nie będzie fikcyjną jednością, ale który może przynieść koniec tej toksycznej „totalności”, którą Platforma praktykowała od ponad dekady, często wciągając w to innych. Szanse na tę jakościową zmianę są duże, większe niż kiedykolwiek od 2005-go roku.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/473987-to-wazny-moment-lewica-potwierdza-ze-z-po-cos-jest-nie-tak