Kto nie mógł albo nie chciał oglądać wtorkowych obrad Sejmu, niech żałuje. Najpierw mocne, wyraziste expose premiera Mateusza Morawieckiego, zapowiadające skupienie w najbliższych latach na ochronie środowiska, wzmocnieniu służby zdrowia, gospodarce. Następnie usłyszeliśmy również drapieżne wypowiedzi przedstawicieli klubów, kół i posłów. Pełna paleta poglądów – od głodnej ekstremalnej lewicy przez zmęczoną i nijaką Platformę po ambitnych radykalnych narodowców. Piękny pokaz wolności słowa, demokracji parlamentarnej w działaniu.
Kilka dni wcześniej opozycja usadowiła się w Senacie, gdzie spokojnie objęła władzę. Sejm przegrała, ale widać, że nie była bez szans, różnie mogło być. Szykuje się do wyrównanej walki o prezydenturę. Wszystkie te wydarzenia na żywo transmitowały stacje telewizyjne i portale, opisały gazety – w osiemdziesięciu procentach wrogie prawicy. Gdzieś w międzyczasie napłynęły informacje o kolejnym wyroku TSUE w sprawie reformy sądownictwa. Choć tym razem był korzystny raczej dla rządzących, nikt nie miał wątpliwości, że każdy będzie wykonany.
Myślałem w tych dniach buzującej wręcz wolności o tragicznym losie Piotra S., człowieka, którego druga rocznica śmierci minęła 20 października. Przypomnę: zmarł wskutek poparzeń po tym, jak pod Pałacem Kultury i Nauki podpalił się w proteście przeciw rządom Prawa i Sprawiedliwości.
Tuż przed czynem rozrzucił manifest, w którym stwierdzał między innymi:
Nigdy nie cofną się i nie oddadzą tego, co już raz zdobyli.
Każda chwila zwłoki powoduje, że sytuacja w kraju staje się coraz trudniejsza i coraz trudniej będzie wszystko naprawić.
I dalej:
Ja, zwykły, szary człowiek, taki jak wy, wzywam was wszystkich – nie czekajcie dłużej. Trzeba zmienić tę władzę jak najszybciej, zanim doszczętnie zniszczy nasz kraj; zanim całkowicie pozbawi nas wolności.
A ja wolność kocham ponad wszystko. Dlatego postanowiłem dokonać samospalenia i mam nadzieję, że moja śmierć wstrząśnie sumieniami wielu osób, że społeczeństwo się obudzi i że nie będziecie czekać, aż wszystko zrobią za was politycy – bo nic nie zrobią!
W wywiadzie opublikowanym później przez gazetę Adama Michnika żona pana Piotra stwierdziła, że był on pewien iż logiczny ciąg zdarzeń prowadzi nas do dyktatury. Wiemy, że to był wrażliwy człowiek. Chorował na depresję, choć prosił, by nie łączyć tego z jego czynem. Wiemy, że śledził media związane z obozem III RP. W roku 2017 były one w apogeum antypisowskiego amoku. Straszenie dyktaturą, reżimem, kreowanie paniki moralnej w co drugim artykule było strawą powszednią publicystów.
To z tych tekstów, wziętych niestety na serio, wykuła się zapewne ta właśnie fraza:
„Trzeba zmienić tę władzę jak najszybciej, zanim doszczętnie zniszczy nasz kraj; zanim całkowicie pozbawi nas wolności”.
Wolność ma się w Polsce nieźle, zniszczeń nie widać.
Padł też w manifeście Piotra S. jeszcze jeden, straszny akapit w jego liście:
„Natomiast chciałbym żeby Prezes PiS oraz cała PiS-owska nomenklatura przyjęła do wiadomości, że moja śmierć bezpośrednio ich obciąża i że mają moją krew na swoich rękach”.
To też nie była prawda.
Dzisiaj, kiedy patrzymy jak fałszywe, zakłamane, cyniczne (a w najlepszym wypadku niemądre) były te alarmy o końcu demokracji i nieuniknionym reżimie, kiedy wszyscy już wiemy iż w ten sposób walczono po prostu z niewygodnym demokratycznym werdyktem, musimy zadać pytanie, czy ktoś jednak nie powinien do tej odpowiedzialności za śmierć tego człowieka poczuć?
Ktoś z tych, którzy Polaków tak długo okłamywali?
Ktoś z tych, którzy rzucali te straszliwe oskarżenia? Ktoś z tych, którzy nakręcali tę histerię?
Ktoś z tych, którzy potem i tę śmierć użyli do politycznych celów?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/473913-kto-naprawde-odpowiada-za-smierc-piotra-s