Debata po expose pokazała, jak mało jest w Sejmie polityków pierwszoligowych, przywódców, jak silne są różne urazy i kompleksy.
Na expose premiera Mateusza Morawieckiego i towarzyszącą mu debatę w Sejmie warto spojrzeć pod kątem przywództwa. I większość posłów występujących w izbie plenarnej słabo zdała test przywództwa. Zdał go premier Mateusz Morawiecki wygłaszając najlepszą swoją publiczną mowę dotyczącą spraw całego państwa. Nie popełnił błędu zbytniej technicyzacji expose, nie zasypał i nie zamęczył nadmiarem liczb i danych, nie był ani przesadnie szczegółowy, ani zbyt ogólnikowy. Expose to taki rodzaj wystąpienia, gdzie powinna być widoczna filozofia władzy i najważniejsze cele strategiczne oraz wartości stojące za tą filozofią i tymi celami. I to wszystko otrzymaliśmy.
Państwo dobrobytu, które jest celem rządu, nie bierze się tylko z woli polityków, lecz z pracy i efektów modernizacji. W tym z wykorzystania najnowszych technologii oraz nauki, a także z szanowania wysiłku oraz praw tych, którzy dają pracę i tworzą narodowe bogactwo, czyli przedsiębiorców. I nie jest możliwe w stanie kryzysu demograficznego, więc trzeba ściągać Polaków z obczyzny, ale przede wszystkim trzeba dbać o polskie rodziny. Nie tylko w wymiarze materialnym, ale także w sferze wartości rodzinę wzmacniających i chroniących, czyli przeciw temu, co ją osłabia, deprawuje i rozbija. Nie osłabia równość kobiet i mężczyzn, która zresztą w Polsce wygląda lepiej niż w wielu bogatszych od nas państwach Zachodu. Nikomu nie szkodzi też dbałość o środowisko, a wręcz może jednoczyć wokół wspólnych, szlachetnych i ważnych dla przyszłości celów. Celów wspólnych dla młodych i starszych, dla zdrowych i chorych, ale ci starsi i chorzy powinni móc liczyć na swoje państwo, na jego sprawny system emerytalny, na opiekuńczość oraz powszechną i efektywną opiekę zdrowotną. Polacy chcą brać odpowiedzialność za wspólny europejski dom, nie tracąc w nim podmiotowości. A to wszystko byłoby łatwiej zrealizować, gdyby w większym stopniu zapanowała w Polsce zgoda zamiast konfliktów i podziałów.
Premier Mateusz Morawiecki opowiedział o filozofii i celach rządu językiem wolnym od stygmatyzacji i epitetów, wolnym od niepotrzebnych ozdobników, ale też nieprzesadnie suchym, na stosownym poziomie refleksji metapolitycznej. Główne cele oraz filozofię rządu z nieco innego poziomu, także językowego i metapolitycznego, opisał były premier Jarosław Kaczyński, po raz kolejny demonstrując swój zmysł syntezy i polityczną rangę tego, co mówi. Test przywództwa zdał też Adrian Zandberg reprezentujący lewicę, nie odwołując się do łatwizny (albo w nikłym stopniu), jaką jest atakowanie ad personam, tania demagogia i przypisywanie adwersarzowi własnych fobii, urojeń i kompleksów. Zandberg używał argumentów lewicowych i pragmatycznych, ale nie zszedł na poziom żenady. I okazał się całkiem bystrym analitykiem, z dużą sprawnością retoryczną. Nad kreską, choć z kilkoma zastrzeżeniami, umieściłbym jeszcze polityka PO Borysa Budkę: spokojnego i zrównoważonego, trzeźwo, choć czasem niesprawiedliwie uogólniającego i zbyt dialektycznie operującego pojęciami prawdy oraz kłamstwa.
Najdalej pod kreską znalazł się Grzegorz Schetyna. Właściwie nie odnosił się do expose, tylko zohydzał rządy Beaty Szydło i Mateusza Morawieckiego. Wszystko w tej mowie było czarne i beznadziejne, ludzie do szpiku kości źli, czego nie osłabiała mało inteligentna ironia. Ale przede wszystkim urządził Schetyna kapturowy sąd na Mateuszem Morawieckim człowiekiem. Przypisując mu najgorsze instynkty oraz winiąc za całe zło tego świata. Było to wystąpienie absolutnie żenujące. Lepiej od Schetyny, a właściwie tuż pod kreską można ocenić mowę Władysława Kosiniaka-Kamysza z PSL. Nie odwoływał się on do skrajnej demagogii, ale to wystąpienie było pozbawione intelektualnej i retorycznej swobody. Mieliśmy coś w rodzaju odfajkowanego referatu, co o tyle dziwi, że prezes PSL demonstrował już znacznie wyższą formę i umiejętności.
Robert Winnicki, Grzegorz Braun i Janusz Korwin-Mikke z Konfederacji ograniczyli się do ogólników lub didaskaliów, nieprzesadnie przykładając się do oceny expose. Ich wybór. Politycy niereprezentujący klubów i kół dorzucili trochę przyczynków, na co sala już nie zwracała specjalnej uwagi, nawet gdy szarżowali - jak Barbara Nowacka, Izabela Leszczyna czy Sławomir Nitras. Cała debata pokazała, jak mało jest w polskim parlamencie polityków pierwszoligowych, prawdziwych przywódców, jak silne są różne urazy i kompleksy, które nawet tak doświadczonym graczom jak Grzegorz Schetyna odbierają rozum.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/473696-po-expose-nad-kreska-morawiecki-kaczynski-zandberg-budka