W swoim exposé premier Mateusz Morawiecki zaproponował opozycji zakończenie wojny polsko-polskiej, i skupienie się na rozwoju Polski. Symbolicznie, podziękował swoim poprzednikom za wysiłek, ale i zapytał: czy decyzje podejmowane w ciągu ostatnich 30 lat były optymalne? Odpowiedź na to pytanie rzeczywiście wyznacza jedną z głównych osi podziału w naszym kraju.
Dobrobyt, rozwój,spokój. A nade wszystko „normalność”, słowo użyte przez premiera kilkadziesiąt razy. Ale także sprzeciw wobec „Polski skrajności”, wobec agresji ideologicznej. Wszystko to ma budować „bogatą wspólnotę”, w której rośnie nowa klasa średnia. W tle mają być wielkie idee: solidarność, wolność, sprawiedliwość, demokracja, dialog społeczny. To ma być coś w rodzaju „środka polskiej drogi”, choć znacznie bliżej prawej krawędzi niż proponowali to poprzednicy. I co najważniejsze, przy znacznie zwiększonym poziomie państwowej podmiotowości.
To była próba rozwiązania najpoważniejszego dylematu obozu rządzącego: jak utrzymać poparcie konserwatywnej części społeczeństwa, dla której najważniejsze są wartości, a jednocześnie nie dać się zepchnąć do topniejącego getta, które może tylko czekać, aż globalne procesy - takie jak laicyzacja czy wzrost społecznej mobilności, słabnięcie tradycyjnych instytucji - odbiorą mu władzę. Odpowiedź, której udzielił premier, brzmi bardzo obiecująco.
Premier zapowiedział mocne wsparcie dla rodziny („rodzina i małżeństwo podlegają szczególnej ochronie”) oraz „wielką strategię demograficzną”, która ma sprawić, że za 20 lat Polska będzie „znacząco większym krajem”. Także kolejne ulgi dla rodzin z co najmniej trójką dzieci. Czy te zapowiedzi będą realizowane z pasją, zaangażowaniem? Czy nie będą kwiatkiem do kożucha? Polityka obrony rodziny może się powieść tylko wówczas, jeśli zostanie postawiona naprawdę w centrum polityki państwowej. Jej „dolepianie” do głównego nurtu polityki skończy się klęską.
Mateusz Morawiecki złożył obietnicę, że obrona rodziny będzie prawdziwą osią polityki jego rządu. Zadeklarował jasno: „wyjątki nie mogą być normą”, że „nie ma zgody na eksperymenty ideologiczne”„. „A gdy ktoś będzie próbował rozgrywać wolność przeciwko tradycji, tam opowiemy się za pojednaniem”- podkreślał. I dodawał: a kto podnosi rękę przeciwko dzieciom, podnosi rękę na całą wspólnotę. Kto chce zatruć dzieci, chce wejść do szkół, podkłada bombę pod polską wspólnotę, chce wojny. „Nie dopuszczę do niej” - zapewnił, deklarując: „A jeśli znajdą się tacy, którzy ją wywołają, to my ją wygramy!”. To słowa, których wagi nie sposób przecenić. To deklaracje, które muszą być realizowane w codziennej pracy rządu. Bo lewica swoich haseł nie rzuca od święta, ona je realizuje codziennie, z diabelskim wręcz uporem. Ludzie dobrej woli, zwłaszcza ci sprawujący władzę, muszą znaleźć w sobie podobną - rzecz jasna anielską - determinację**.
Do tego ochrona wolności, która jest tak ważna dla polskości. Tak, by nikt nie skazywał drukarza, który nie chce brać udziału w promocji LGBT.
I cała paleta obietnic modernizacyjnych, i znanych, i nowych: cyfryzacja, służba zdrowie, aktywność fizyczna, przejrzenie struktur państwowych, walka z biurokracją, estoński CIT, repolonizacja na warunkach rynkowych. Walka z modelem gospodarki opartym na taniej sile roboczej. Drogi, koleje, wielkie inwestycje, wspieranie oszczędności. Zmiana konstytucji wzmacniająca gwarancje w sferze oszczędności emerytalnych. Energetyka, a więc gaz, elektrownie atomowe, farmy na morzu. Ekologia, która nie może być tematem wyłącznie lewicowym. Zmiany duże, i całkiem małe: prawo przejazdu bus-pasem dla pełnych samochodów oraz system kaucyjny dla butelek z plastiku. Aktywne państwo, które nie może być tylko nocnym stróżem, i to przysypiającym na służbie.
W sumie premier wysłał jasny sygnał, że rząd Zjednoczonej Prawicy mocno siedzi w siodle, że wie, dokąd chce iść. Cel jest jasny: prawica chce poprowadzić Polskę w XXI wiek, i wie, jak to zrobić. Wskazana droga jest trudna, często zniuansowana, ale jednocześnie dość jasno wytyczona.
Za tym exposé kryje się także słuszna diagnoza, że Polska jest dość mocno zmęczona długoletnim, wieloletnim konfliktem, i potrzebuje większej dawki spokoju, zwłaszcza ideologicznego. Po to, by uwolnić energię niezbędną do poprowadzenia kraju ku większej potędze. Nie dla samej potęgi, ale dlatego, że narody biedne stają w naszej epoce na granicy przetrwania, choćby za sprawą takich zjawisk jak emigracja czy niska dzietność.
Co ważne: jeśli uda się zapewnić minimalny spokój w sprawach światopoglądowych, polska wspólnota może doczekać lepszej cywilizacyjnej koniunktury. Czy prawica może mieć więcej, może oczekiwać więcej, w tych konkretnych warunkach międzynarodowych i kulturowych, przy obiektywnej słabości - może wręcz kryzysie - takich instytucji jako Kościół i rodzina?
Premier podkreślał, że Polska potrzebuje rozliczenia win, ale jeszcze bardziej potrzebuje zgody. „Dlatego otwieramy się na współpracę, bo to parlament całego narodu.” Wygłosił też swoje najważniejsze credo: „wierzę w Polskę”.
Nadeszła chwila, by polski potencjał przekuć w rzeczywistość. Możemy być najsilniejszym pokoleniem, które miała Polska. Pokoleniem, które zobaczy Polskę większą, realizującą ambicję starszą od naszych podziałów.
To piękny cel. Realny. Ale warunek jest jeden: z równą pasją realizowane musi być całe exposé, a nie tylko jego części lub fragmenty. Ta linia - ten środek polskiej drogi, ale bliżej prawej, modernizacja ale i ochrona tożsamości i tradycji, rozwój, ale i sprawiedliwość. Jeśli któraś z tych nóg zostanie zaniedbana, jeśli zawsze ciężka polityczna codzienność oraz potężne presje sprawią, że któreś z tych celów zostaną odpuszczone, cała konstrukcja się zachwieje.
Jeśli uda się zrealizować całość, rząd może myśleć o walce o kolejną kadencję. To nie jest cel nierealny.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/473600-rzad-wygra-kolejna-kadencje-jesli-zrealizuje-calosc-expose