Czy tzw. „wojna polsko-polska” to normalny, demokratyczny spór dwóch różnych wizji rozwoju kraju, czy też coś poważniejszego? Często wydaje się nam, że rzeczywiście, to w zasadzie to samo, co w innych krajach, gdzie także zmagają się odmienne tradycje ideowo-polityczne, często przez stulecia. Ale są też takie chwile, gdy sprawa wydaje się jednoznaczna: to nie jest normalny spór, taki jak w Hiszpanii między tradycją katolicką i republikańską, czy we Francji, między post-jakobinami i dziedzicami zwolenników ancien regime. To jest coś poważniejszego.
Bo czy może istnieć równoprawny spór między zwolennikami istnienia Rzeczypospolitej i tymi, którzy dla pewnych własnych celów gotowi są przyklasnąć upadkowi Ojczyzny? Czy to przypadek, że zwolennicy jednego z obozów politycznych tak często flirtują z pochwałami rozbiorów? Ostatnio uczynił to znany muzyk jazzowy Michał Urbaniak:
Sytuacja w Polsce jest trudna i bardzo radykalna. Myślę sobie czasem, czy rozbiory nie były najlepszym rozwiązaniem wobec tego kraju i mówię to z całą odpowiedzialnością. Kiedy jedzie się na Wschód albo na Zachód Polski widzi się zupełnie inną mentalność. Po środku jest Księstwo Warszawskie, czyli stolica.
Najbardziej mrozi krew w żyłach sformułowanie: „i mówię to z całą odpowiedzialnością”. Czyli nie ma tu żadnego ale, żadnego infantylnego prowokowania, czy nawet metafory: to jest chłodne, dobrze przemyślane uznanie, że tak, rozbiory były dobre. A tym samym uznanie, nieuniknione, logiczne, konsekwentne, że mogą być dobre także w przyszłości. I na niewiele się tu zda oczywiste niedouczenie muzyka, który nie wie, że po III rozbiorze Warszawa leżała w zaborze pruskim, a Księstwo Warszawskie składało się i z późniejszej Kongresówki, i z Wielkopolski (ziemie II i III zaboru pruskiego oraz III zaboru austriackiego).
Nie ma co tłumaczyć, że żadne, domniemane korzyści cywilizacyjne nie mogą być usprawiedliwieniem rezygnacji z własnej państwowości. Nie ma co tłumaczyć, że rozbiory zaczęły się rzeziami (m.in. na warszawskiej Pradze), i skończyły się rzeziami - na polach bitew I wojny światowej, gdzie, często walcząc przeciw sobie, zginęło milion Polaków. Nie ma co tłumaczyć, że zabory były sprowadzeniem Polaków do roli niewolników, własności państw zaborczych, tresowanych w posłuszeństwie, manipulowanych, trzymanych pod butem. Kto patrząc na mapę rozbiorów nie ma łez w oczach, ten niczego już nie zrozumie.
Polska jest niezmiennie krajem niezmiernie łaskawym dla tych, którzy jej nie chcą,i którzy jej źle życzą. Nawet gdy tryumfuje, nigdy się nie rozlicza, zawsze wybacza, zapomina, puszcza w niepamięć. A potem to wszystko, to całe zaprzaństwo, ta mikromania, ta oikofobia, wracają w pełnej krasie i znów robią swoje. I znów kolejne pokolenia muszą zaczynać od początku.
Gdy ktoś aprobuje rozbiory, gdy ktoś chwali ten mord na naszym państwie, trzeba protestować tak mocno, jak to tylko możliwe. Trudno o wypowiedzi bardziej haniebne.
-
Uwaga! „Sieci” z niezwykłą książką!
Kup nasze pismo w kiosku lub skorzystaj z bardzo wygodnej formy e - wydania dostępnej na: http://www.wsieci.pl/prenumerata.html.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/473356-czy-cos-nas-moze-laczyc-z-ludzmi-ktorzy-chwala-rozbiory