Pisząc o Polsce pod rządami Prawa i Sprawiedliwości, zachodnie media powtarzają zazwyczaj albo głupoty, albo banały, albo fałszywe oskarżenia w stylu tez o „zamachu na demokrację”. To po pierwsze wygodne, bo jest pod ręką, po drugie politycznie poprawne, a po trzecie, zgodne z polityką większości państw europejskich. Państwa te, zwłaszcza byłe albo obecne mocarstwa, tak bardzo nie chcą się nawet odrobinę posunąć, że zrobią wszystko, byle trzymać centralnych i wschodnich Europejczyków w jakimś kojcu. I albo jest to kojec polityki zdziecinniałej, sprowadzonej do pustych gestów, albo - jeśli ktoś chce się wyrwać - kojec ostracyzmu pod byle pretekstem.
Od tej reguły są oczywiście wyjątki. Są dziennikarze, którzy rozumieją więcej, którzy samodzielnie oceniają sytuację w naszym kraju,odrzucając gotowe skrypty podsuwane przez przedstawicieli polskiej totalnej opozycji. Wnioski, które przedstawiają, są inspirujące także dla nas.
W dzisiejszym wydaniu konserwatywnego brytyjskiego dziennika „The Daily Telegraph” znajdujemy artykuł Jeremy’ego Warnera, który sytuacji w Polsce dotyka jedynie pośrednio, wręcz przyczynkarsko, ale jednocześnie bardzo ciekawie.
Publicysta zastanawia się, czy po spodziewanym zwycięstwie w grudniowym wyborach parlamentarnych Boris Johnson będzie miał szansę porządzić dłużej niż 5 lat, czyli czy będzie w stanie tak poprowadzić politykę swojego rządu, by móc zawalczyć o reelekcję. Sprawa trudna, o czym świadczy sam tytuł publikacji Warnera: „Boris Johnson przegra (następne) wybory powszechne”. Przyczyn jest kilka: dokończony Brexit da w pierwszych miesiącach bądź latach pewien impuls gospodarczy, bo odblokuje zamrożone inwestycje, ale dalej będzie już trudniej. Do tego Partia Pracy pozbędzie się z pewnością wyjątkowo nieudolnego, a także wprost marksizującego lidera Jeremy’ego Corbyna, a kolejny jej przywódca nie popełni już błędu skrajnej radykalizacji partii. I tu właśnie trafiamy na wzmiankę o Polsce:
Następnym razem [Corbyna] już nie będzie, i Partia Pracy będzie mogła wymyślić siebie na nowo, sięgając po sztandar „Niebieskiej Lewicy” („Blue Labour”) - ekonomicznie socjalistycznej, ale w takich kwestiach jak imigracja, przestępczość i stosunek do Unii Europejskiej, społecznie konserwatywnej. Ta mieszanka inspirowanej lewicowością polityki ekonomicznej i prawicowego konserwatyzmu już dziś tworzy szybko rosnącą przestrzeń na europejskiej scenie politycznej.
Dziś także premier ma otwarte drzwi w tym kierunku, i może podkradać niektóre z tych idei. Torysi nie są jeszcze brytyjską wersją polskiego Prawa i Sprawiedliwości; Premier Johnson wciąż trzyma się uparcie swoich społecznie i ekonomicznie liberalnych przekonań, ale wyraźnie zmierza w tym kierunku. Jest mało prawdopodobne, że będzie miał to terytorium dla siebie, gdy stanie przed wyborcami za kolejne pięć lat.
Ciekawa opinia, wybrzmiewająca czasami także w Polsce, ale jednak niezbyt głośno. A warto ją zapamiętać. Z tej perspektywy propozycja programowa złożona Polakom przez partię Kaczyńskiego to nie żaden powrót do niechlubnej przeszłości, ale projekt bardzo nowoczesny, wręcz innowacyjny, dobrze dopasowany do najnowszych trendów społecznych w Europie, i to Europie zachodniej. To projekt, który może znaleźć naśladowców w innych państwach, także - jak czytamy - w Wielkiej Brytanii.
Polska opozycja dotąd nie zrozumiała istoty propozycji politycznej PiS. Tak jest zapewne wygodniej. Ale w tej indolencji jest coś więcej: niebywała sztywność programowa i myślowa partii III RP, które nie tyle uprawiały normalną politykę, co raczej zajmowały się wdrażaniem podyktowanych z zewnątrz reform i „reform”. Na samodzielną, realnie głęboką ocenę naszej rzeczywistości porywały się bardzo rzadko, o ile kiedykolwiek.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/473171-brytyjski-dziennikarz-o-polityce-pis-ktora-wyznacza-trendy