Powszechnie przyjęte za udane wystąpienie prezydenta Andrzeja Dudy w trakcie inaugurującego posiedzenia Sejmu tylko spotęgowało parlamentarne plotki co do nazwiska polityka, który stanie w szranki z urzędującym prezydentem. A że dotychczasowe pomysły nie spotkały się z przesadnie dużym entuzjazmem, wśród propozycji pojawiła się dość nieoczekiwana: prof. Tomasza Grodzkiego, dopiero co wybranego na marszałka Senatu.
To żaden pewnik, raczej luźna propozycja, która coraz wyraźniej zdaje się wybrzmiewać w gremiach decyzyjnych po stronie opozycyjnej. Jak słyszę od polityków Koalicji Obywatelskiej, kandydaturze Grodzkiego sprzyjać miałyby narzędzia, jakimi ten będzie dysponował jako marszałek Senatu.
Proszę zwrócić uwagę: zagraniczne wyjazdy - jak ten już zapowiedziany do USA, zaproszenia w Polsce na wszelkie możliwe uroczystości, pieniądze z Kancelarii Senatu - pozornie na promocję Polski, ale i przy okazji pana marszałka, a do tego pomysł z orędziem, które musi wyemitować nawet Telewizja Polska. Do tego zaburzenie dotychczasowego status quo, które przyjmuje, że rządzi PiS i nie ma na nic wpływu. Grodzki jest symbolem tego pozytywnego przełamania po stronie opozycyjnej. Po czterech latach marazmu i serii porażek, coś się w końcu udało. No i chirurg, dobrze się kojarzy, prywatnie dość konserwatywny. Kto wie, czy to nie byłby dobry strzał
— przekonuje nas poseł KO, który zwraca uwagę na wystudiowany gest Grodzkiego tuż po wyborze na funkcję marszałka Senatu.
Zachował się niczym Tadeusz Mazowiecki, gdy został premierem. Podchwycili to zresztą już niektórzy dziennikarze, którzy nam sprzyjają
— słyszę.
O plotkach wokół tej kandydatury mówi również jeden z senatorów, który zaleca uważne wysłuchanie przemówienia Grodzkiego.
To nie było przemówienie, które wygłasza się ot, tak, okolicznościowe. Od razu złapałem się na tym, że pomyślałem, że ten facet chyba właśnie podbija stawkę i chce grać o więcej
— przekonuje mnie przedstawiciel Izby Wyższej.
O sprawę zapytałem też naszych gości w studiu telewizyjnym wPolsce.pl: byli nimi Jan Maria Jackowski (senator PiS) oraz Grzegorz Napieralski (poseł Koalicji Obywatelskiej). Obaj politycy nie wykluczali takiego scenariusza:
Marszałek Grodzki ma dziś możliwość pokazania, że polityka może być inna, że można inaczej. (…) Czy zostanie kandydatem na prezydenta? Słyszałem o takich pomysłach… To zależy od jego postawy - jeśli on będzie się budował… Poczekajmy na orędzie: jeśli będzie przełomowe, ważne, przynoszące skutek, jakiego nie możemy przewidzieć…
— przekonywał Napieralski.
Po czym od razu dodał:
Mamy mało czasu, ale w Platformie zapowiedziane są prawybory, więc jeśli pan marszałek czy władze partii będą chciały przyjąć ten scenariusz, to wydaje mi się, że jest to ciekawe
— zaznaczył.
Z kolei Jan Maria Jackowski oceniał:
Ten projekt byłby dobry, gdyby to były wybory w roku 2021. A dziś? Zostało pół roku: to byłby bardzo śmiały manewr socjotechniczny…
Napieralski od razu odpowiedział:
W PiS był podobny manewr: nazywał się Andrzej Duda, którego zgłoszono też późno, bo w listopadzie.
ZOBACZ DYSKUSJĘ NA ANTENIE WPOLSCE.PL:
Faktycznie, czasu Koalicja Obywatelska ma niewiele: niemniej jednak kandydatura marszałek Małgorzaty Kidawy-Błońskiej jest krytykowana niemal powszechnie zarówno w samej partii, jak i szerzej po stronie opozycyjnej.
W debacie zostanie po prostu „zjedzona”. Już w kampanii parlamentarnej pojawiały się pomysły, by wystawić ją w dyskusjach telewizyjnych, by przygotować ją do takiej szerszej prezentacji - w końcu, jak by nie patrzeć, zgłoszona została jako kandydatka na premiera. I nic…
— przekonuje mnie inny poseł opozycji, zwracając jednak uwagę na „prezydencki” charakter wystąpienia Kidawy-Błońskiej w jednym z ostatnich klipów.
Jest jeszcze jeden argument, który byłby „za” kandydaturą Grodzkiego - brak możliwości zdystansowania się do niej przez PSL i SLD.
Skoro wsparli Grodzkiego w Senacie, to trudno byłoby udawać, że są przeciw niemu w wyborach, że mają lepszych kandydatów. Siłą i podstępem lewica i ludowcy zostaliby wciągnięci na pokład kampanii Grodzkiego, do formatu Koalicji Europejskiej z maja tego roku
— śmieje się nasz rozmówca.
Inne kandydatury, o których słychać w Platformie to Bartosz Arłukowicz oraz Radosław Sikorski. Gdyby zaś KO nie postawiła na kobietę, to po lewej stronie robi się miejsce dla kobiety: wówczas zamiast Adriana Zandberga czy Roberta Biedronia mogłaby zostać zgłoszona Małgorzata Szmajdzińska, posłanka SLD.
Po naszej stronie, stronie lewicy trwa tylko taktyczne zawieszenie broni, a nie pełna zgoda. Jeśli postawią na Zandberga, to działacze SLD zaczną się buntować, że kampanijne pieniądze są wydawane na niepewnego polityka, który z Sojuszem nie ma w zasadzie nic wspólnego. Widać to w poglądach na gospodarkę. To samo z Robertem Biedroniem, który po prostu promowałby się za pieniądze SLD. Zaś jeśli wybór padnie na kogoś z Sojuszu, to zbuntować mogą się mniejsi partnerzy. Tak źle, i tak niedobrze
— mówi o nastrojach po stronie lewicy jeden z parlamentarzystów.
Dyskusja w sprawie kandydatur opozycyjnych w wyborach prezydenckich nabiera rumieńców. Tak czy inaczej upływający czas nie jest tutaj dla przeciwników prezydenta Andrzeja Dudy sojusznikiem. Tym bardziej, że urzędujący prezydent z przytupem dał o sobie znać podczas ostatniego posiedzenia parlamentu.
ZOBACZ TAKŻE MAGAZYN BEZ SPINY:
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/472939-marszalek-grodzki-kandydatem-ko-na-prezydenta-plotki-rosna