Najnowszy numer „Sieci” ujawnia rosyjską tajemnicę o smoleńskim wraku, którego części są od lat trzymane są w ukryciu. Dziennikarze tygodnika dotarli do wstrząsających fotografii, które pokazują, co kryje wnętrze hangaru. Na łamach nowego numeru „Sieci” galeria dramatycznych niepublikowanych do tej pory zdjęć.
W artykule „Oto nasz wrak” Marek Pyza i Marcin Wikło opisują wizytę polskich śledczych na miejscu katastrofy smoleńskiej oraz zamieszczają zdjęcia, na których widać fragmenty szczątków polskiego tupolewa.
Na fotografiach widać obydwa pomieszczenia, w których we wrześniu 2018 r. i w maju bieżącego roku pracowali polscy prokuratorzy. Ustawiona na drewnianej konstrukcji aluminiowa wiata, do której dołożono z czasem także boczne ścianki (niektóre z brezentu), to miejsce, gdzie składowane są największe elementy tupolewa – roztrzaskane skrzydła, koła, rozprute burty i szczątki silników. Duży, ciemnozielony hangar jest solidną konstrukcją, ale w jego wnętrzu widać tylko nieposegregowane sterty złomu. Tutaj plątanina kabli, tam coś, co przypomina szczątki poszycia. No i wreszcie drzwi. Ułożone w równym rzędzie, niektóre tylko ubłocone, ale są i mocno zdefragmentowane, to zapewne ten element, który miał »wystrzelić« z kadłuba jeszcze podczas lotu i z impetem wbił się w ziemię. Sterta czarnych worków to zapakowane fotele. W kartonowych pudłach znajdują się m.in. rejestratory z TU-154M
— wskazują autorzy.
Zaznaczają:
W październiku miała miejsce trzecia już wizyta śledczych na miejscu katastrofy, ale przesadzone do granic rozsądku rosyjskie środki ostrożności nie zmieniły się ani trochę. Podkreślają, iż… mimo głośno deklarowanej szerokiej współpracy jest ona obwarowana bardzo wieloma wykluczeniami.
Jakub Augustyn Maciejewski w artykule „Pięć razy zawiódł” komentuje decyzję Donalda Tuska o niestartowaniu w wyborach prezydenckich.
Gdy dawny szef PO ogłosił 6 listopada, że nie będzie startował w najbliższych wyborach, większość konserwatywnych publicystów mogła, słusznie, pochwalić się trafnymi przewidywaniami, prawicowi autorzy już od dawna byli gotowi bowiem do zakładów, że Tusk stchórzy. Do argumentów na rzecz jego wycofania się z wyścigu o fotel prezydencki należały: lenistwo, co wobec intensywnej kampanii byłoby trudne do zniesienia, niepewność zwycięstwa albo też inna lukratywna posada − szefa Europejskiej Partii Ludowej. 7 listopada »Gazeta Wyborcza« dorzuciła jeszcze jeden, rzekomo zakulisowy, powód pozostania w Brukseli: presja rodziny.
Autor opisuje także kilka sytuacji, które świadczyć mają o tym, że Donald Tusk przyniósł Polsce szkodę. Pierwszą z nich jest „demontaż państwa w białych rękawiczkach”:
Wskazuje, że… nie zapomnimy Tuskowi likwidacji polskiego przemysłu. Likwidacja Stoczni Gdańskiej, »wygaszanie kopalń«, uzależnianie Polski od rosyjskiego gazu czy spółki skarbu państwa przynoszące straty (a więc przygotowywane do »prywatyzacji«) – to wszystko można by jeszcze usprawiedliwiać nieudolnością. Jednak sejmowa komisja badająca kwestię ściągalności VAT wykazała, że premier miał wiedzę o gigantycznej luce podatkowej, przez którą w pewnym momencie uciekała nieomal jedna czwarta środków z tego tytułu. Maciejewski wskazuje także, że… katastrofa rządowego samolotu, po której każdy premier podałby się do dymisji, a następnie zgoda na konwencję chicagowską oddającą – na zawsze! – narzędzia śledcze w ręce Rosjan […] to tragedia, po której nie podniósłby się żaden polityk. Tymczasem Tusk może i zostawił kilka fałszywych łez na ramieniu obejmującego go w Smoleńsku Władimira Putina, ale w Polsce przeszedł przez kryzys suchą stopą.
W artykule „Przemeblowanie w nowym-starym rządzie Morawieckiego” Marcin Fijołek omawia decyzje dotyczące struktur organizacyjnych rządu.
Jak wynika z informacji tygodnika »Sieci«, najszybciej zamknięto temat ewentualnej zmiany premiera. […] sprawę uciął Jarosław Kaczyński, oznajmiając współpracownikom na zamkniętym spotkaniu, że Mateusz Morawiecki pozostanie szefem rządu. Szybka decyzja w sprawie nazwiska premiera w naturalny sposób ustawiła dyskusję co do składu całego rządu: skoro pracami Rady Ministrów będzie wciąż kierował Morawiecki, to jasne się stało, że szanowani i lubiani przez niego ministrowie pozostaną na swoich stanowiskach.
Autor wskazuje:
Do wyraźnych zmian dojdzie jednak na poziomie niezauważalnym w codziennych dyskusjach medialnych: a więc struktury rządu i przemeblowania kompetencji w poszczególnych resortach. Opisuje również zmiany: Znacząco wzmocniona ma zostać kancelaria premiera, która – zgodnie z kierunkiem przyjętym przez PiS – z miesiąca na miesiąc rozszerza swoje kompetencje związane z pracami legislacyjnymi i codziennym monitorowaniem ministerstw. KPRM zostanie zasilona również poprzez wydzielenie z MSZ spraw europejskich […] oraz cyfryzacji, co oznacza likwidację ministerstwa, którym dotychczas kierował Marek Zagórski […]. Jeśli już mowa o KPRM, to wzmocnione mają zostać kompetencje legislacyjne w ramach samego urzędu, za co odpowiedzialny ma być minister Michał Dworczyk (pozostanie w roli szefa kancelarii premiera), a także Łukasz Schreiber, który prawdopodobnie obejmie tekę szefa Komitetu Stałego Rady Ministrów […]. Suski ma zostać zastępcą Ryszarda Terleckiego w klubie parlamentarnym, a dotychczasowe zadania szefa gabinetu może przejąć jeden z młodych polityków kojarzonych z otoczeniem premiera.
Konrad Kołodziejski w artykule „Rehabilitowanie PRL” podejmuje temat usuwania z przestrzeni publicznej nazw związanych bohaterami podziemia antykomunistycznego. Podaje przykład Żyrardowa, gdzie rada miejska głosami PO podjęła uchwałę zmiany nazwy ulicy z generała „Nila” Fieldorfa na Jedności Robotniczej. Zauważa, że to zdarzenie jest częścią szerszego problemu – postępującej ambiwalencji wobec peerelowskiej przeszłości.
Nawiązując do Norwida, można oczywiście powiedzieć, że z czasem rany zarastają błoną podłości. Coś, co jeszcze ćwierć wieku temu byłoby nie do pomyślenia, dziś nie budzi już wielkich emocji, zwłaszcza wśród nowego pokolenia Polaków. […] Faktem jest, że patriotyczne wychowanie, wiedza o najnowszej historii, nigdy nie stały się udziałem większości społeczeństwa. Winna jest jednak nie tylko instytucjonalna słabość polskiej prawicy w owej „walce z ubekami”, ale również – a może przede wszystkim – znacznie szersze procesy zachodzące wokół nas, które wypychają tradycyjne wartości z przestrzeni publicznej i z codziennego życia, widząc w nich, słusznie zresztą, zagrożenie dla nowej, lewicowej aksjologii. Zgodnie z nią niemal cały dorobek cywilizacyjny poprzednich pokoleń powinien zostać odrzucony, a jego obrońcy potępieni i zapomniani. Nasza pamięć i wdzięczność należy się wyłącznie tym, którzy – pomimo zdarzających się niekiedy „błędów i wypaczeń” – walczyli lub nadal walczą o „wyzwolenie” człowieka z jego dawnych przesądów. Wszystko to, zręcznie promowane przez media i kulturę masową, jest potem powszechnie i zwykle bezrefleksyjnie przyjmowane, także przez wielu Polaków.
Na łamach „Sieci” także wywiad ze Stanisławem Piotrowiczem przeprowadzony przez Edytę Hołdyńskaą („Gdybym był komunistą, dzisiaj byłbym w PO”). Polityk mówi m.in. o swojej pracy w PRL-owskiej prokuraturze, ale także komentuje krytykę, jaka spadła na niego ze strony opozycji, która zarzuca mu, jako twarzy reformy wymiaru sprawiedliwości, hipokryzję:
Byłem twarzą reformy i właśnie to ściągnęło na mnie ataki, jakich mało kto doświadczył w karierze politycznej. Padały zarzuty nieprawdziwe, a intencje ich autorów są aż nadto oczywiste i to one nacechowane są hipokryzją. Nie jest prawdą, że istota reformy sprowadza się do pozbycia się ludzi funkcjonujących w tamtym systemie. Żadnych takich przepisów nie wprowadzono. Chodziło o tych, którzy gorliwie służyli tamtemu systemowi i mając swobodę orzekania, skazywali opozycjonistów na wieloletnie więzienia. Ja nikogo nie skrzywdziłem Żaden z opozycjonistów, nawet przy najmniejszym moim udziale, nie został skazany. Gdy padają zarzuty pod moim adresem, to odpowiadam: „Pokażcie ofiary”. Wtedy zapada milczenie. Gdy w 2005 r. zostałem senatorem, to zarząd Solidarności regionu podkarpackiego zaoferował mi lokal na biuro w swojej siedzibie. Prowadzę je tam od 14 lat. Wrogów nie zaprasza się pod swój dach
– mówi Piotrowicz. W tygodniku przeczytać można komentarze bieżących wydarzeń pióra Andrzeja Zybertowicza,
Jerzego Jachowicza, Aleksandra Nalaskowskiego, Witolda Gadowskiego, Wojciecha Reszczyńskiego, Aliny Czerniakowskiej, Krzysztofa Feusette, Bronisława Wildsteina, Andrzeja Rafała Potockiego czy Marty Kaczyńskiej-Zielińskiej.
Więcej w najnowszym numerze „Sieci”, w sprzedaży od 12 listopada br., także w formie e-wydania na http://www.wsieciprawdy.pl/e-wydanie.html.
Zapraszamy też do subskrypcji tygodnika w Sieci Przyjaciół – www.siecprzyjaciol.pl i oglądania ciekawych audycji telewizji wPolsce.pl.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/472385-sieci-sledztwo-smolenskie-mamy-nowe-zdjecia-wraku