Ekspert w TOK FM drwi z Marszu Niepodległości. "W tych marszach będzie chodzić coraz więcej prawicowych lemingów"

Marsz Niepodległości to coroczne wydarzenie, które budzi wściekłość lewicowo-liberalnych elit. Profesor Wojciech Burszta z SWPS starał się wyjaśnić, skąd bierze się coraz większa popularność Marszu.

CZYTAJ TAKŻE: SPRAWDŹ, jakie wydarzenia czekają nas w Święto Niepodległości. Tysiące policjantów, śmigłowce i drony zapewnią bezpieczeństwo

Wymiar polityczny marszu jest póki co rozmyty. W ostatnim czasie nie wydarzyło się nic takiego, co mogłoby katalizować emocje. Cisza w kwestii uchodźców, temat LGBT też jest wyeksploatowany. Marszowi brakuje takiego paliwa napędzającego emocje z ostatnich dni

— stwierdził.

To jest wielki sukces organizatorów, że ludzie przestali się bać tam przychodzić. To o tyle ciekawe, że święto 11 listopada ustanowiono przeciwko tym siłom, które teraz go organizują. To miał być hołd dla marszałka Józefa Piłsudskiego. A tymczasem stało się tak, że został przejęty przez dzisiejsze emanacje endeckich ugrupowań

— podkreślił.

Według prof. Burszty na Marsze zacznie przychodzić coraz więcej… „prawicowych lemingów”.

Jeżeli nie nastąpi jakieś nieprzewidywalne tąpnięcie gospodarcze, to w tych marszach będzie chodzić coraz więcej prawicowych lemingów. Co pewnie odbije się czkawką narodowcom

— mówił.

Narodowcom dotąd nie zależało na takich ludziach. To osoby wykształcone, dobrze zarabiające, które kompletnie nie biorą na poważnie tych skrajnych haseł. Chodzą na marsze, bo uważają, że to coś ważnego i warto wtedy wyjść na miasto. Robią masę, cywilizują kiboli w pewnym sensie…

— zaznaczył.

To przykre, że prof. Buszta zdaje się nie zauważać, iż bardzo wiele osób wybiera się na Marsz Niepodległości dlatego, że po prostu chce godnie uczcić Narodowe Święto Niepodległości, przy okazji manifestując poparcie dla tradycyjnych wartości. Czy dla prof. Burszty tacy ludzie to „prawicowe lemingi” albo „kibole”?

tkwl/TOK FM