Liberalni i lewicowi profesorowie już dawno zamknęli się w wieżach z kości słoniowej i tworzą swoje wizje nie bardzo konfrontując ją z rzeczywistością. Absurdalne tezy jakie się z tego rodzą, są wynikiem albo kompletnej ignorancji, zarażenia się postępową ideologią albo są zwyczajnym schlebianiem swoim politycznym i biznesowym mocodawcom.
Kaczyński jako dyktator
Według obserwacji autorów wielokrotnie nagradzanej i zyskującej uznanie na Zachodzie książki „How democracies die” („Jak umierają demokracje”), Stevena Levitskyego i Daniela Ziblatta demokracja jest zagrożona przez nieliberalnych polityków. Autorzy nie zapomnieli więc także o Prawie i Sprawiedliwości a Jarosława Kaczyńskiego wymienili w swoich rozważaniach pomiędzy Orbanem (co zrozumiałe), Putinem (sic!), Erdoganem a dyktaturami krajów Ameryki Łacińskiej (sic!!!)
Widzenie świata w dychotomii liberalizm (samo dobro) i reszta świata (samo zło) tak drastycznie wykrzywia obraz rzeczywistości, że w wykonaniu wspomnianych politologów Władimir Putin nie wypada na tle innych krajów tak źle. Dwaj amerykańscy politolodzy bowiem wyróżnili kilka czynników, wedle których określa się czy populistyczne rządy zmierzają ku dyktaturze. Na załączonej tabelce widać trzy kryteria zapowiadające narodziny autorytaryzmu:
1/ Przechwytywanie sędziów (Capturing Referees); 2/ Odsuwanie na bok politycznych rywali (Sidelining Players); 3/ Zmiana zasad, np. poprzez zmianę ustroju, retoryki itd. (Changing Rules)
Na końcu tabeli autorzy diagnozują jak ostatecznie potoczyły się losy reżimów, czyli czy były demokratyczne (jak w przypadku Włoch Silvio Berlusconiego), łagodnie autorytarne (Jak w przypadku Ekwadoru i … Polski!), autorytarne (Turcja Erdogana czy Wenezuela Chaveza) albo bardzo autorytarne jak w przypadku Rosji Władimira Putina.
Gorzej niż Putin?
Jednak sama tabela przedstawia stan demokracji na rok po objęciu władzy pod względem wspomnianych czynników – czy nowy lider przechwytywał sędziów, usuwał politycznych graczy i zmieniał zasady politycznej gry. I w tej metodologii wypada, że Jarosław Kaczyński zdążył już przechwycić sędziów, a więc przejąć kontrolę nad III władzą, a Władimir Putin jedynie zaczął eliminować przeciwników politycznych.
Nieadekwatność tego zestawienia jest widoczna gołym okiem, ale jednak w zeszłym roku książkę Ziblatta i Levitskyego polecał milionom ludzi sam Barack Obama, a więc ten punkt widzenia jest przyjęty przez wpływowy establishment świata zachodniego.
A więc rosyjska operacja służb specjalnych, która do spółki z prezydentem Borysem Jelcynem wykreowała mało znanego premiera Władimira Putina na pierwszą osobę w państwie przy użyciu zamachów terrorystycznych na własnych obywateli, zaaranżowanie wojny z Czeczenią i ludobójstwa na kaukaskim narodzie, układ Kremla z oligarchami okradającymi kraj na setki milionów dolarów, całe to rozmontowane społeczeństwo z nałożoną na nie czapą wyrosłej z KGB mafii, może być w ogóle zestawiane z Polską 2015 roku?
Politolodzy, którzy „zapomnieli” o komunizmie
W metodologii liberałów współczesne ustroje porównuje się z Adolfem Hitlerem i Benito Mussolinim (dyktatury komunistyczne oczywiście pomijając), pomija ewolucje społeczeństw, rewolucje medialne, różnice cywilizacyjne np. pomiędzy Włochami a Ekwadorem. Dlatego reforma sądownictwa mająca wprowadzić europejskie zależności pomiędzy sędziami a Ministerstwem Sprawiedliwości, może się jawić amerykańskim uczonym jako niedemokratyczna, a skoro nie odnotowali oni w historii XX wieku jakiegokolwiek komunistycznego zagrożenia dla demokracji, to ich ocena jest dodatkowo wypaczona. Jednak dla amerykańskiego czytelnika jedyny ważny wątek pracy „How democracies die” jest mantra przeciw Trumpowi – nazwisko prezydenta USA jest wplecione we wszystkie konteksty niszczenia demokracji.
Autorom przeszkadza nawet, że w partiach Republikańskiej i Demokratycznej wybór kandydata na prezydenta odbywa się w sposób bezpośredni, a nie poprzez kongresy przedstawicielskie.
Marksizm i liberalizm, dwa bliźniaki
Można więc zrozumieć zagraniczną naukę, która stawia Polskę w jednym szeregu z Rosją, Turcją czy Wenezuelą, żeby rozliczać własne partyjne porachunki, ale dlaczego w tę wizję wpisują się nasze elity III RP?
Przecież obóz antyPiSu taką właśnie diagnozę stawia, a czytelnicy „Soku z Buraka” czy widzowie największej stacji komercyjnej w Polsce karmieni są identyczną wizją świata. Czy narracja opozycji została samodzielnie wymyślona nad Wisłą, czy jedynie została zaadaptowana z zagranicznych salonów lewicowo-liberalnych profesorów? A może establishment III RP przedstawił taką wersję, w której Zachód mógł bardziej uwierzyć?
Może u nas łatwiej było zaaplikować pokrętną metodę badania demokracji – w końcu nasi profesorowie potrafili w wygodnych dla siebie czasach PRL za pomocą danych statystycznych udowodnić, że w czasach Edwarda Gierka byliśmy 10 potęgą gospodarczą świata, a Związek Radziecki zaraz prześcignie Stany Zjednoczone w produkcji przemysłowej. Cóż to dla nich pokazać demokrację jako autorytaryzm a konserwatywnych Polaków jako faszystów?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/472301-demokracje-gina-czyli-liberalowie-traca-wladze-i-placza