Adam Bodnar w wizji Jarosława Kurskiego to ktoś w rodzaju uzdrowiciela albo magika, jakiś Anatolij Kaszpirowski.
Uśmiałem się jak norka czytając pensjonarską politgramotę faktycznego naczelnego „Gazety Wyborczej” Jarosława Kurskiego. Ta pretensjonalność stylu, ten melodramatyczny kicz uniesień na poziomie gimbazy. Te opisy rodem z tandetnych harlequinów. To litowanie się nad sobą w stylu nastolatka nie potrafiącego się umówić z koleżanką, która mu się podoba. Nie o infantylny język i pensjonarskie emocje jednak chodzi, lecz o coś znacznie istotniejszego. Choć kilka cytatów czytelnikom się należy, tak są pretensjonalnie pensjonarskie i dojrzałe niczym wynurzenia gimnazjalisty walczącego z młodzieńczym trądzikiem.
Napisał nasz przerośnięty gimnazjalista: „nie mamy czasu, nawet nasze dzieci go nie mają”, „wybory w 2020 r. będą o to, czy Polska pozostanie Polską, czy może stanie się Węgrami, które upodabniają się do putinowskiej Rosji”. Melodramat pełną gębą: „Partie radzą. Kandydaci na kandydatów prężą muskuły. Toczą kuluarowe batalie, wojnę pozycyjną o dostęp do ucha Grzegorza, wznosi się kurz bitewny, panuje bezhołowie i rozgardiasz. W dymie z cygar rządzą faceci z piątego piętra, którzy – jak Duda – też są z siebie bardzo zadowoleni. Cenią się i lubią to, co robią, tyle że przerżnęli właśnie czwarty z kolei mecz i dziarsko kroczą po piątą klęskę. Władzy w partii nie oddadzą”. Straszni dorośli zawodzą na całej linii, więc gimnazjalista Jarek Kurski rzuca im: „Do diabła z wami wszystkimi”, „jedyne, co ciśnie się na usta, to krzyk rozpaczy: DOŚĆ!”. O rety, o matko, ojojoj i ojejku.
Bunt wrażliwych pensjonarek jest konieczny, gdyż zawodzi nie tylko opozycja:
„Prezydentura Dudy to tragifarsa. Taka głowa państwa ośmiesza je i upokarza jego obywateli, których rzekomo reprezentuje. (…) Powiedzmy sobie wprost: Polska nie ma głowy państwa. Mamy za to państwo bez głowy”.
Gimbaza spod trzepaka na Czerskiej jest tak niemiłosiernie zawiedziona i zbuntowana, że kompletnie zapomniała o kindersztubie, nawet na poziomie przedszkola. Wy tam, Kurski, pod waszym trzepakiem na Czerskiej możecie mówić per „Michnik”, ale dla was prezydent RP to nie żaden „Duda”, bo krów z nim nie pasaliście. Zresztą przyzwoita pensjonarka (w wersji męskiej „pensjonarek”?) jest jednak nauczona elementarnej grzeczności.
Pensjonarek Jarek, nabuzowany z jednej strony i chlipiący nad własnym losem – z drugiej, najpierw uzasadnia swoje wzmożenie i łzawe litowanie się nad sobą:
„Cztery lata próbowaliśmy ratować co się da. Wychodziliśmy na ulice, paliliśmy światełka pod sądami, naciskaliśmy na Komisję Europejską, by zaskarżyła do Trybunału Sprawiedliwości UE niszczące sądownictwo ustawy. (…) Chcieli wprowadzić zamordyzm antyaborcyjny – zmiótł ich ‘czarny protest’. Chcieli zamknąć dziennikarzy w parlamentarnym kojcu – musieli się wycofać pod presją wolnych mediów. To obywatele przetrzymywani w komisariatach, karani grzywnami, odpowiadający przed sądami, dzielne kobiety stające na drodze marszu nacjonalistów – wszyscy oni pazurami wyrywali PiS-owi naszą wolność, którą ten chciał sobie przywłaszczyć”.
Po „wyrywaniu pazurami” musiałem wytrzeć podłogę z morza łez, tak mnie pensjonarek Jarek wzruszył i rozmemłał. Na szczęście szybko przeszedł do pozytywnych wniosków.
„Ci wszyscy dzielni ludzie nie zasługują na kandydata wymyślonego na piątym piętrze. Średniego kandydata średnich polityków uśrednionych interesów partyjnych frakcji i koterii”
— rzekł pensjonarek i przemienił się w komsomolca. I stał się rzecznikiem „dziewięciu milionów ludzi”, którzy oddali „głos na partie demokratyczne w ostatnich wyborach parlamentarnych. Poszli głosować mimo beznadziejnej kampanii: bez pomysłu, bez wigoru, bez wiary w zwycięstwo, bez liderów”. A jako komsomolec przestał się mazać i ma plan:
„Ci ludzie zasługują na swojego kandydata. (…) Marzy mi się bezstronny prezydent wszystkich obywateli. Nie PiS-u, nie KO, nie PSL-u, nie Lewicy”.
Marzyło się pensjonarkowi, a komsomolec jest już skupiony na działaniu. Nie chce polityków i ich kandydatów, lecz kogoś, kto „przez ostatnie cztery lata czynnie wspierał ruchy demokratyczne i upominał się o praworządność w Polsce”. W dodatku „jeździł od miejscowości do miejscowości, rozmawiał z ludźmi i był ich rzecznikiem. Ujmował się za lokatorami skrzywdzonymi przez czyścicieli kamienic, ofiarami niesprawiedliwych egzekucji komorniczych, ludźmi bezradnymi, skrzywdzonymi przez system, których nie stać na adwokata” A jeszcze „bronił praw wierzących i niewierzących, rozdzielał państwo od Kościoła i Kościół od państwa, bronił ofiar pedofilów w sutannach i bez sutann”.
Wspaniały jest rzecznik praw obywatelskich Adam Bodnar, bo to o niego chodzi, dlatego polityczni kandydaci i ich promotorzy niech się gonią. Bodnar na prezydenta! Nie wiem, czego w tym wszystkim jest więcej: naiwności, infantylizmu, pensjonarskiego buntu czy śmieszności? W dojrzałych demokracjach przywódcy państw są partyjni albo mają partyjne poparcie, chyba że chodzi o królów. Szukanie bezpartyjnego mesjasza to niedojrzałość tych, którzy się uważają za demokratów. To liczenie na cud zamiast polegania na politycznych mechanizmach. Adam Bodnar w wizji Jarosława Kurskiego to przecież ktoś w rodzaju uzdrowiciela albo magika, jakiś Anatolij Kaszpirowski. Może to działa na Ukrainie, ale nie powinno działać w poważnym państwie w Unii Europejskiej. W Polsce ktoś taki zjawił się tylko raz – w 1990 r. Stanisław Tymiński.
I co z tego, że Adam Bodnar jest rzecznikiem praw obywatelskich, doktorem habilitowanym nauk prawnych. To wcale nie są polityczne kwalifikacje. Stanie na czele państwa to zupełnie inna odpowiedzialność, szczególnie w krytycznych sytuacjach, zupełnie inna waga podejmowanych decyzji i kompletnie inna gotowość podejmowania lub unikania ryzyka, niż bycie RPO czy wykładowcą akademickim. W tym sensie szukanie kogoś spoza polityki jest przejawem infantylizmu i nierozumienia funkcji głowy państwa.
Jarosław Kurski strzela fochy, nadyma się i emocjonuje w pensjonarskim stylu, gdyż zawodzą go politycy, na których wszystko postawił. Przewraca więc stolik i liczy na jakieś trzecie wyjście. Grając w szachy, chce w pewnym monecie przejść do gry w warcaby. Bo się nadąsał i wzburzył na Grzegorza Schetynę, Włodzimierza Czarzastego, Władysława Kosiniaka-Kamysza i opozycyjną spółkę. Jeśli się jednak nie potrafi robić polityki, to trzeba się tego nauczyć. Mazanie się czy litowanie nad sobą, żeby uzasadnić pensjonarski bunt jest po prostu żałosne. Do szkoły! Albo do przedszkola!
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/472273-bunt-rozbeczanych-pensjonarek-czyli-gw-gra-na-bodnara