Wygląda na to, że opozycja poważnie przemyślała lekcję 2015-go roku. Jak czytamy na naszym portalu, trwa casting na „obywatelskiego kandydata na prezydenta”, czyli kogoś, kto przejąłby głosy społecznego gniewu. Chodzi zwłaszcza o tych wyborców, którzy nie zagłosują na partie partie polityczne. Więcej o tej sprawie w bardzo ciekawej analizie portalu wPolityce.pl:
Celem tej operacji jest nie tylko zagwarantowanie sobie politycznego bezpieczeństwa ze strony, ale także odpowiednie ustawienie nadchodzącej kampanii. Kandydat „obywatelski” miałby odegrać rolę Pawła Kukiza sprzed pięciu lat, czyli polityka, który przede wszystkim demoluje urzędującego prezydenta, otwierając drogę do pałacu prezydenckiego komuś innemu. Inna sprawa, czy takie procesy da się wykreować; czasem pewnie tak, ale czasem jednak nie. Ważna jest jakość kandydata, zwłaszcza jego autentyczność. Fakt, że myśli opozycji krążą wokół gwiazd TVN-u nakazuje sceptycyzm, ale żadnego scenariusza wykluczyć nie można.
Trzeba pamiętać, że Paweł Kukiz nie był elementem scenariusza pisanego przez obóz Andrzeja Dudy. Był naprawdę autentyczny, i wyborcy doskonale to wyczuli. To, nad czym zdaje się myśleć obecna opozycja, to zupełnie inna droga: nadwiślańska wersja putinowskiej „demokracji sterowanej”, w której tak układa się paletę kandydatów, by niezależnie od ich woli wygrał ten, który ma wygrać.
Jak na tę sytuację powinien odpowiedzieć obóz wspierający Andrzeja Dudę? Każdy symetryczny ruch - a więc wsparcie (przyzwolenie) dla kandydatów anty-opozycyjnych/nie-antypisowskich może przynieść trudne do przewidzenia skutki. Teoretycznie może np. zbić poparcie dla Andrzeja Dudy w pierwszej turze, uniemożliwiając mu zwycięstwo bez dogrywki (co, zaznaczam, jest bardzo mało prawdopodobne). Może też uruchomić nowe procesy polityczne lub światopoglądowe, pogarszające sytuację obecnego prezydenta. O tym wszystkim trzeba pamiętać.
Ale jednocześnie warto pamiętać np. o doświadczeniu Patryka Jakiego, który w czasie boju o Warszawę był solidarnie atakowany przez wszystkich kandydatów opozycyjnych, i nie miał właściwie żadnego wsparcia. Jakby się nie różnili, skąd by nie przychodzili, zgadzali się w jednym: trzeba strzelać do kandydata Zjednoczonej Prawicy, trzeba go osaczyć i wypchnąć poza ring. Samotność kandydata obozu PiS na placu boju w majowych wyborach też będzie niosła ze sobą poważne ryzyka. I warto to ryzyko rozważyć.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/472002-czy-opozycja-chce-osaczyc-andrzeja-dude-w-czasie-kampanii