To się tak wydaje, że jak ktoś występuje dużo w telewizji albo jest znanym profesorem, to będzie miał duże poparcie. To jest mit
— mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl dr Bartłomiej Biskup, wykładowca Instytutu Nauk Politycznych na Uniwersytecie Warszawskim, komentując ewentualny start w wyborach prezydenckich „obywatelskiego” kandydata opozycji.
wPolityce.pl: Jak ocenia Pan szanse opozycyjnego kandydata „obywatelskiego” w wyborach prezydenckich?
dr Bartłomiej Biskup: To ma dosyć małe szanse na realizację, dlatego że takiemu kandydatowi będzie trudno zdobyć poparcie. Już wielokrotnie mieliśmy tego przykłady w wyborach. Ludzie, którzy kandydowali, a nie mieli zaplecza dużych partii politycznych, mieli zdecydowanie niższe poparcie, nawet wręcz w granicach kilku procent. Po prostu tak ta sytuacja jest w Polsce ułożona, że wyborcy kierują się też przynależnością partyjną. A po drugie też nie widzę kogoś takiego, kto miałby na tyle duży autorytet - uniwersalny - i mógłby być popierany przez tak szerokie środowiska, żeby w ogóle miał szansę na duże poparcie polityczne. Po trzecie – finanse. Bez dużej partii politycznej bardzo trudno byłoby zrobić dobrą kampanię.
Jak podaje portal wPolityce.pl środowiska opozycyjne rozważają start w wyborach Andrzeja Rzeplińskiego, Adama Bodnara albo Szymona Hołowni. Jak Pan ocenia te kandydatury?
Wszystko słabo. Wszystko słabo, bo to są osoby mało rozpoznawalne. To się tak wydaje, że jak ktoś występuje dużo w telewizji albo jest znanym profesorem, to będzie miał duże poparcie. To jest mit. Do tego potrzeba przede wszystkim zbudowania rozpoznawalności. To są kandydaci rozpoznawalni być może przez część społeczeństwa – elity opiniotwórcze, ale nie widzę tego. Wszystkie trzy kandydatury nie są kojarzone przez przeciętnego człowieka – tego, który będzie głosował. Bardzo słabo to widzę. Jakbym miał robić taką kampanię, to przede wszystkim byłaby ona kapitałochłonna – jak mówimy w marketingu politycznym – trzeba byłoby mieć rzeczywiście dużo pieniędzy, żeby najpierw zbudować rozpoznawalność takiej osoby jako polityka – kandydata na prezydenta.
Czy w podobnego rodzaju mit nie uwierzyli politycy Platformy Obywatelskiej, którzy uważają, że wysoki wynik Małgorzaty Kidawy-Błońskiej w Warszawie przesądza o tym, że jest ona najlepszą kandydatka na prezydenta?
To jest coś podobnego w sensie tej „warszawskości” – tego warszawocentryzmu. Rzeczywiście tutaj jest bardzo rozpoznawalna i niekoniecznie musi tak być w całym kraju. Aczkolwiek z drugiej strony nie wiem czy jest lepszy kandydat w Platformie. Oni trochę nie mają wyjścia. Ale rzeczywiście to jest bardzo dobry wynik i tutaj w Warszawie też trzeba popatrzeć co się będzie działo w kraju.
Kolejne wybory pokazują jednak, że wyniki w stolicy zazwyczaj nie są reprezentatywne dla całego kraju.
Oczywiście, że tak. Natomiast to jest bardzo dobry wynik i trzeba go docenić. Chociaż też można wpaść w pułapkę tego stereotypowego myślenia polegającego na przekładaniu stołeczności na resztę kraju. Na pewno nie będzie tak łatwo, jak w Warszawie. Natomiast z drugiej strony, oni przynajmniej zaczęli coś robić - wystawili Małgorzatę Kidawę-Błońską jako kandydatkę na premiera.
Czy sposób w jaki zaprezentowała się Małgorzata Kidawa-Błońska podczas kampanii parlamentarnej to dobry prognostyk na wybory prezydenckie?
Wszystko to wymaga codziennej, intensywnej pracy. Nie było to zbyt świetne w kampanii. Ona zyskała trochę więcej rozpoznawalności, ponieważ się o niej mówiło. Natomiast nie zrobiła wielkiego wrażenia, chociaż miała ku temu wiele okazji, które zmarnowała – np. prezentacja programu. Były takie oczekiwania, że Małgorzata Kidawa-Błońska powie coś ważnego, roztoczy jakąś wizję, a tego nie zrobiła. To jest kandydat z potencjałem, ale na pewno wymaga jeszcze bardzo dużo pracy.
Pan na miejscu polityków Koalicji Obywatelskiej przeprowadziłby wewnętrzne prawybory, czy rozpoczął już kampanię z Kidawą-Błońską jako kandydatką?
Zdecydowanie, myśląc strategicznie, postawiłbym na Kidawę-Błońską albo na kogoś innego, choć Kidawa-Błońska wydaje mi się najlepsza i robił kampanię. Te prawybory i tak skończyłyby się niczym – są bez sensu.
Czy „języczkiem u wagi” w tych wyborach ma szansę stać się Władysław Kosiniak-Kamysz?
On wzmacnia swoją pozycję, ale moim zdaniem – na dzisiaj – nie wchodzi do drugiej tury. Żeby miał szansę, to musiałoby być porozumienie partii opozycyjnych, a to jest scenariusz nierealny.
Rozmawiał Krzysztof Bałękowski
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/471926-dr-biskup-o-obywatelskim-kandydacie-slabo-to-widze