Donald,
powiem ci tylko jedno. Tak się nie robi. Nie chodzi o mnie. Zawiodłeś wielu innych wspaniałych ludzi. Ja bynajmniej, chcę ci to powiedzieć wprost, nie czuję się oszukany. I to nie osobisty żal prowadzi moje pióro po kredowym papierze, na którym piszę do ciebie ten list otwarty. Lecz myśl, ilu ludzi dziś przez ciebie cierpi. Szuka po omacku rozwiązania. I nie wiadomo, czy znajdą.
Miałeś być dla nich przewodnikiem po labiryncie politycznych niewiadomych. Latarnią, która wskaże prawidłową drogę wyjścia z tego okrutnego i ponurego labiryntu. A później przywódcą, prowadzącym ich w dalszym marszu ku wolności, praworządności, uczciwości i demokracji. I co? Co z twoimi zapowiedziami stanięcia na czele?
Niestety, okazałeś się człowiekiem bez serca. Małostkowym i samolubnym. Nigdy, nawet wtedy, gdy nasze drogi rozeszły się radykalnie, a ja publicznie nazwałem cię „Burakiem”, nawet wówczas nie przypuszczałem, że potrafisz być tak nielojalny wobec wielu innych, którzy wierzyli w ciebie. Ufali ci.
Najpierw twoi wierni koledzy partyjni, którzy tylko ciebie widzieli w szrankach i starciu. Byli pewni, że będziesz kandydował. Borys Budka, Bogdan Zdrojewski powtarzali – jedyny godny Andrzeja Dudy konkurent. Tylko Donald Tusk może pokonać pisowskiego prezydenta. Twoja partyjna towarzyszka, posłanka Izabela Leszczyna ręczyła, że wystartujesz w wyścigu do Belwederu. Uzasadniała to pięknymi o tobie słowami, niczym z poetyckiej oświeceniowej epopei: - Donald Tusk przyjedzie do kraju i stanie do walki z Dudą, „bo jest prawdziwym patriotą Polski i swojej partii”. Zastanowiłeś się jakie świadectwo wystawisz tej szlachetnej kobiecie swoją decyzją? Jak jej teraz spojrzysz w oczy? Bo ja na twoim miejscu na jej widok zapadłbym się chyba pod ziemię. Ze wstydu.
A jak muszą podle czuć się dziś wybitni prawnicy Wojciech Sadurski czy Marcin Matczak, którzy po wygranych przez PiS wyborach do Sejmu obwieścili: - „Tusk nie ma teraz wyboru i musi zawalczyć o prezydenturę”. Czy wiesz, na jaką kompromitację naraziłeś autorytet moralny, że nie wspomnę o naukowym, ludzi w pełni ci oddanych i życzliwych jak rzadko kto? A jeszcze pozostaje zrozpaczone środowisko artystów scen teatru, srebrnego ekranu oraz telewizyjnych seriali, których za dużo, by wymieniać ich z nazwisk. Oraz sekcja waltornistów warszawskiej orkiestry symfonicznej Filharmonii Narodowej. Czy nie widzisz, jak wyparowała z nich energia, tak potrzebna by z odpowiednią siłą mogli dąć w swoje waltornie. A przecież znasz brzmienie orkiestry symfonicznej. Wystarczy, że jedna sekcja niedomaga i z geniuszu Bethowena zostają popłuczyny.
To teraz ci powiem na koniec. Wiesz komu wyrządziłeś największą krzywdę? Mediom. Twoim ukochanym mediom. Niby byłeś taki im oddany. Stawały przed tobą na baczność. To przez nie kokietowałeś swoich zwolenników w wywiadach. One też kolportowały twoje tweety jako sygnały, o gotowości powrotu do polskiej polityki. Były na każde twoje kiwnięcie palcem. Adam Michnik, Jarosław Kurski w „Gazecie Wyborczej”, Tomasz Lis w „Newesweeku”, Katarzyna Kolenda –Zaleska, Andrzej Morozowski w TVN. Pamiętasz, jak wszędzie z olbrzymią serdecznością cię traktowano. „Gazeta” dla ciebie, tylko z nadzieją, że wystartujesz, kilka dni temu zdecydowała się własnymi rękami udusić Grzegorza Schetynę. Czy wiesz, że „Gazeta” postanowiła wymusić na tobie zmianę tej feralnej decyzji tygodniowym strajkiem w wydawaniu pisma? Założyli, że to będzie skuteczny sposób, żebyś wystartował do prezydentury. Na szczęście zadzwonili do mnie, jako eksperta od spraw mediów, pytając, czy nie wystarczy strajk włoski. Poradziłem im badania fokusowe, zrobione przez specjalistyczną firmę izraelską. Tę samą, która w czasie ostatnich wyborów nakazała Schetynie schować się do czwartego szeregu, a na front wystawić kogoś bardziej strawnego.
Po przedstawieniu badań przez tę firmę „Gazeta” zrezygnowała ze strajku. Okazało się, że zawieszenie wydawania groziłoby upadkiem pisma. Specjaliści z Izraela stwierdzili, że brak „Gazety” w kioskach nie tylko nie wywołałby kataklizmu, ale wszystko działałoby bez żadnych zmian. W sklepach spożywczych byłyby te same produkty, punktualnie jeździłyby pociągi, sprawnie działałaby komunikacja miejska i międzymiastowa. I co najważniejsze byłoby w kraju o wiele mniej napięcia między ludźmi. Zamiast tego więcej życzliwości i uśmiechów. Wystarczałoby kilka dni przerwy w wydawaniu dziennika – ustali badający - żeby nawet ci, którzy do tej pory rano nie przełknęli pierwszego kęsa, zanim nie przeczytali pierwszej strony „Gazety”, zapomnieli o wieloletnim przyzwyczajeniu i zrezygnowali z jej kupowania.
Tak może być też z pamięcią o tobie w Polsce jako o polityku. Kto wie, czy nie wynagrodzi to wszystkich innych strat, o których wspominałem.
Jurek
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/471825-donald-tusk-skrzywdzil-zbyt-wielu-by-mu-latwo-wybaczyc