Dla najmłodszych wyborców podniecenie wszystkich uczestników sceny politycznej ostateczną rejteradą z udziału w wyborach prezydenckich zawodnika, który od pięciu lat jest poza krajem, właśnie zabiega o kolejną funkcję na salonach unijnych i z rzadka wrzuca tylko jakiegoś tweeta, musi jawić się jako dziwadło. Ale to starsi mają rację: to ważne wydarzenie. Kończy się pewna epoka, rozpoczęta w roku 2005, po porażce tegoż Donalda Tuska w wyborach prezydenckich.
Toksyczna substancja, którą wtedy, wstrząśnięty porażką, wstrzyknął naszej polityce, do dzisiaj nas paraliżuje. Elity III RP przyjęły za normę fakt odmawiania obozowi konserwatywnemu prawa do wygrania wyborów, próby ciągłej jego deligitymizacji, obrażanie jego wyborców, ale to normalne nie jest. To standard jakiejś prowincjonalnej satrapii, a nie demokracji.
Czy wraz z symbolicznym zakończeniem tańca wokół kandydatury Tuska to przeminie? Chciałbym, ale chyba zbyt wielu zostało tą toksyną zatrutych.
Starsi obserwatorzy mają rację z jeszcze jednego powodu: cień potencjalnej kandydatury Tuska niósł opozycji (mimo wszystkich jego słabości) nadzieję. Wyczuwalny wyraźnie żal płacz strony lewicowo-liberalnej jest o tyle uzasadniony, że byłby to kandydat raczej bezdyskusyjny, zamykający wiele konfliktów, wymuszający jakiś pozór jedności. To ważne szczególnie w obliczu wyborów prezydenckich, które są dla polityków owocem szczególnie atrakcyjnym - dają wielką rozpoznawalność, otwierają możliwość wskoczenia do innej ligi, są pełne niespodzianek. Budzą zatem ogromne namiętności. Teraz obóz opozycyjny czeka, jak celnie napisał Konrad Kołodziejki, ostry wiraż.
Patrząc jeszcze dalej, oznaczać to wszystko będzie zapewne dalszą fragmentaryzację obozu opozycyjnego - nie w sensie jakiegoś rozpadu, ale wzmocnienia elementów dotychczas wyraźnie słabszych od PO - PSL i SLD.
Dla obozu rządzącego decyzja Tuska to mimo wszystko pewna ulga. Jak już pisałem kilkakrotnie na tych łamach, tego polityka nie można lekceważyć. Mimo jego egoizmu i narastającego z każdym rokiem lenistwa oraz złej pamięci jaką zostawił po sobie u wielu Polaków, potrafiłby być bardzo groźnym, błyskotliwym przeciwnikiem. Jest też kwestia psychologiczna: nikt nie wie, jak potoczyłoby się bezpośrednie starcie z szefem Rady Europejskiej, to przeciwnik z którym PiS długo przegrywało. Być może gdyby nie wyjechał, Platforma też by poległa w roku 2015. Ale to tylko teza. Równie dobrze można stwierdzić, że nie zrobiłby tylu błędów co następy i obozowi Jarosława Kaczyńskiego zabrakłoby np. pół procenta do samodzielnych rządów. Nie sądzę, by ktoś miał ochotę sprawdzać raz jeszcze osobistą siłę Tuska to w roku 2020.
Wszystko wskazuje, że prezydent Andrzej Duda zmierzy się zatem w II turze z Małgorzatą Kidawą - Błońską (najbardziej prawdopodobne) lub Władysławem Kosiniakiem - Kamyszem (mniej, ale możliwe) lub kimś z lewicy np. Adrianem Zandbergiem (byłaby to niespodzianka, ale wyobrażalna). Każdy z tych kandydatów jest w mojej opinii łatwiejszy do pokonania od Tuska przez prezydenta Andrzeja Dudę, każdy niesie inne wyzwania kampanijne. Żaden z nich nie może liczyć na tak bezdyskusyjną jedność zaplecza jakiej mógłby wymagać (inna sprawa czy by dostał) Tusk.
Jedno jest pewne: rejterada Tuska kończy ostatecznie kampanię parlamentarną, otwiera prezydencką.
CZYTAJ TEŻ: Abdykacja i walkower ze strony Tuska to podkreślenie siły PiS i uznanie prymatu obozu Kaczyńskiego
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/471669-to-konczy-kampanie-parlamentarna-otwiera-prezydencka