Sytuację mamy taką, proszę państwa, że „opadają liście z klonów, jesionów, lip, topól, już się ciemnym pąsem wina dom oplótł…”, jak zapisał w jesiennym wierszu poeta Marian Ośniałowski.
Pół wieku temu przyniósł mi ten wiersz do Hybryd, po czym wyjechał do Paryża, „wybrał wolność” i tam zmarł w Lasku Bulońskim. Zrobiłem muzykę, powstała piosenka, którą dwa lata temu pięknie zaśpiewała Wiola Markowska w studiu piosenki Polskiego Radia. Obecnie wyszła płyta z tym nagraniem pt. „Toast”. Dostałem krążek do przesłuchania.
Spoglądając za okno na spadające liście klonów i ciemny pąs wina na murze, wzruszyłem się nostalgicznie, o czym państwu donoszę „w pierwszych słowach mego listu”. Felietonista też bywa nieodporny na jesienne chandry. A tu życie polityczne atakuje od rana do wieczora eksplozjami emocji. Świeża posłanka, tzw. świeżonka, grozi, że poda mnie do sądu, bo ją nieładnie nazwałem. A mówiła mi mamusia: „Nie zaczepiaj byle kogo!”. Nie pamiętałem i teraz będą mnie po sądach ciągać, jak red. Sakiewicza. Doigrałem się! Jedyna pociecha, że to kolejny akapit do wspomnień, które obiecałem napisać dla Białego Kruka.
Pracuję od kilkudziesięciu lat „w słowach”. W Peerelu o tyle było prościej, że istniała formalna cenzura, która wielu słów nie lubiła i je skreślała w obronie jedynie słusznego ustroju ze Związkiem Radzieckim na czele. W ostrzejszych okresach pół słownika było zakazane. W III RP cenzury nie ma i jakiś anonim decyduje, jakiego wyrazu mogę użyć, by „odpowiednie dać rzeczy słowo”, jak przykazał Norwid. Nie wszystkie słowa są ładne i miłe dla ucha. Niektóre są paskudne, złośliwe, szydercze, bo taka jest natura rzeczy/ sprawy/ osób, które opisują. Jeżeli znany prof. N. został skarcony przez rektora za użycie słowa „obleśni” w stosunku do ludzi, którzy tacy właśnie są, czy to znaczy, że obleśni zostali skasowani?
Chętnie wezmę udział w rozprawie na temat wolności słowa. Bo to jeden z najtrudniejszych wątków mojej profesji. Słowacki nauczał, „by język giętki powiedział wszystko, co pomyśli głowa”. Nie przewidział, że przyjdą pokolenia, którym język giętki niepotrzebny, wystarczy nowomowa, dwa tysiące poprawnych politycznie słów, zatwierdzonych przez tajemną sektę. Na szczęście za oknami złota polska jesień, czysta poezja…
Felieton ukazał się w 43 numerze tygodnika „Sieci”.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/471165-zlota-polska-jesien