Nie będę owijał sprawy w bawełnę: oskarżam Twitter o manipulacje i oczekuje wyjaśnień od zarządców tego portalu. Sprawa dotyczy mojego wpisu z linkiem do komentarza na naszym portalu wPolityce.pl, na temat książki pt. „Wołyń zdradzony” Piotra Zychowicza, a także jego twitterowej aktywności.
W kwestii formalnej, tytuł mojego tekstu na naszym, redakcyjnym portalu brzmi: „Zychowicza >>obłęd‘19<< - powiem jasno: instytucje państwowe nie są od promowania paszkwili o własnym kraju”. Nie będę omawiał treści, kto nie czytał, tu może się z nim zapoznać tutaj
Na Twitterze streściłem go następująco: „Obrona >>wolności słowa<< na apel Zychowicza przypomina mi Diduszkę kładącego się pod Sejmem na asfalcie, a >>Wołyń zdradzony<< suplement do serialu >>Nasze matki, nasi ojcowie<<. Instytucje państwowe nie są od promowania paszkwili o własnym kraju”. Oto mój wpis:
Popularność tego wpisu z linkiem do komentarza wPolityce rosła wręcz lawinowo i szybko sięgnęła prawie 60 tys. odsłon. Twitterowi widać się to nie spodobało, sam nie wiem dlaczego, że ludzie czytają nasz portal, że ukierunkowuje, że demaskuje, no i ten autor, nie tylko on zresztą…? - bo dwukrotnie zostały dokonane cięcia w liczbie wyświetleń; jeszcze wczoraj liczba odsłon mojego wpisu po obcięciu danych ponownie dochodziła do 30 tys., czyli też za dużo, ponieważ w dzisiejszym raporcie aktywności – co należy podkreślić - samego Twittera, po kolejnym cięciu zmalała do kilkunastu tysięcy. A że licznik znów bije, więc mógłbym to skwitować zdaniem, że czekam na następne zerowanie…
Sprawa nie jest jednak śmieszna, bowiem należy postawić konkretne pytanie: w jakim celu Twitter dokonuje manipulacji danymi? Na dowód dwa screeny twitterowej statystyki, sprzed kilku dni i ostatni, które wkleiłem do mojego dzisiejszego wpisu. Gdyby się gdzieś zapodziały, chętnie udostępnię, mam ich kopie.
Zdarza się to, niestety, nie pierwszy raz. Kiedyś już informowałem o takich manipulacjach, także potwierdzonych dowodami ze „statystyki” samego Twittera. Dostaje też meldunki o różnych osób o ograniczaniu zasięgu niektórych wpisów i dostępu do ich autorów, ale na to dowodów nie mam, więc nie potwierdzam, może sami twitterowicze je dostarczą.
W moim komentarzu z linkiem do tekstu wPolityce.pl nie było kłamstw, podżegania, szerzenia nienawiści, wulgaryzmów, ani pornograficznych ilustracji. Było zobrazowanie sytuacji, poparte cytatami, i wyrażenie mojej opinii, co do ostatniej jak i wcześniejszych książek Piotr Zychowicza, oraz jego apelu za pośrednictwem Twittera do „kolegów dziennikarzy od lewa do prawa o wsparcie! Brońmy wolności słowa w Polsce!”.
Przepraszam, czego mam bronić? Czy Kolega Zychowicz jest prześladowany, szykanowany, czy ktoś zakłada mu kaganiec na usta, knebluje, zakazuje pisania i wydawania książek, albo cichcem wycofuje je z księgarń? Ja nie widzę żadnej potrzeby obrony, ponieważ usunięcie „Wołynia zdradzonego” z konkursu nie ma nic, absolutnie nic wspólnego z gwałceniem wolności słowa w Polsce, choć sam autor usiłuje postawić w tej kwestii znak równości
— że powtórzę, co napisałem w moim komentarzu wPolityce.pl.
Jak podkreśliłem, „nagrody są formą promocji i trudno się dziwić decyzji organizatorów o wycofaniu książki Zychowicza z konkursu, bowiem instytucje państwowe nie są od popularyzowania paszkwilanckich książek wobec własnego kraju, w żadnym szanującym się kraju na świecie”. I powtórzę: z cenzurą nie ma to nic wspólnego. Kto zechce, może sobie kupić „Wołyń”-Zychowicza w dowolnej księgarni, czy nie wychodząc z domu poprzez internet. Jeśli komuś odrzucenie przez organizatorów konkursu kojarzy się z peerelem, to albo jest gówniarzem i nie ma o tych czasach zielonego pojęcia, albo zacietrzewionym postkomunistą, dla którego nawet w stanie wojennym to była „kultura”, albo po prostu durniem.
Odrzucenie książki Zychowicza przez organizatorów konkursu, acz niefortunne, ma uzasadnienie i oparcie w regulaminie. Przy okazji wyszły dziwne okoliczności tego zdarzenia, że jedni nie czytali, uwierzyli komuś na słowo, że kogoś nie było na obradach jury, kto się dystansował, i w ogóle – draka.
Nikt z członków kolegium nie miał szans przeczytać wszystkich książek i w trakcie drugiego spotkania za formę akceptacji pozycji uznano głosowania
— co napisał jeden z jurorów Piotr Semka.
Ograniczania dostępu ani cenzury nie ma i nie było. Jeśli jest, to może akurat nie tam, gdzie oburzeni rzecznicy Piotra Zychowicza jej się dopatrują? Więc powtarzam moje twierdzenie i pytanie z tytułu: „Twitter manipuluje odsłonami we własnych raportach - w jakim celu i czego to dowodzi…?”.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/470944-cisi-rzecznicy-zychowicza-twitter-manipuluje