Działający w Polsce „ekolodzy”, przez których działania umiera Puszcza Białowieska, a kornik zaczyna atakować sąsiadujące z nią lasy, a milczący, kiedy ścieki wpływały do Wisły, są doskonałym przykładem hipokryzji. Warto także przypomnieć, że to nie pierwszy raz, kiedy pieniądze okazują się ważniejsze, niż środowisko, o które walczą. O takiej sytuacji już w 2011 roku pisała… „Gazeta Wyborcza”.

CZYTAJ RÓWNIEŻ: Brednie ekologów zbierają żniwo! Dla kornika Puszcza Białowieska to za mało. Atakuje kolejne lasy na Podlasiu. „Płakać mi się chce”

Pożary w Amazonii, czyli milczenie ekologów w obliczu ekobójstwa dokonywanego przez lewicowe rządy

Radykalni ekolodzy próbowali zablokować w Londynie… elektryczny pociąg. Z dachu maszyny ściągnęli ich rozwścieczeni pasażerowie

W 2011 roku w Niemczech powstała Fundacja Ochrony Przyrody Niemieckiego Bałtyku, założona przez władze Meklemburgii-Pomorza Przedniego, niemieckie organizacje ekologiczne WWF Deutschland, BUND („Przyjaciele Ziemi”) i NABU (Związek na rzecz Ochrony Przyrody i Bioróżnorodności) oraz… Nord Stream.

Co ciekawe, to Nord Stream było jedynym sponsorem fundacji - wyłożył 5 mln euro na kapitał zakładowy i kolejne 5 mln euro na programy badawcze. Do tego prezesem fundacji został szef WWF Deutschland Jochen Lamp, a jego zastępczynią - szefowa BUND Corinna Cwielag.

Do rady fundacji weszli przedstawiciele trzech organizacji ekologicznych, a jej szefem został przedstawiciel Nord Stream.

Warto przypomnieć, że zarówno WWF, jak i BUND były najgłośniejszymi w Niemczech przeciwnikami gazociągu przez Bałtyk. Za argument podawano zagrożenie dla środowiska.

Pojawia się więc pytanie o obecne działania ekologów: strajki klimatyczne, ochrona siedlisk chomików przy budowie nowych dróg czy stada dzikich krów - czy aby na pewno czynią to wszystko z troski o klimat, środowisko, z potrzeby serca, czy kryją się za tym wielkie pieniądze?

wkt/wyborcza.pl