W ostatnich dniach tygodnik „Niedziela” zaatakował prezes Trybunału Konstytucyjnego Julię Przyłębską za rzekome blokowanie sprawy aborcji eugenicznej. W artykule Artura Stelmasiaka czytamy:
Prezes Trybunału Konstytucyjnego Julia Przyłębska dąży do umorzenia skargi konstytucyjnej ws. aborcji eugenicznej. A przecież na finiszu kampanii politycy PiS mówili, że czekają na ten wyrok Trybunału.
Według ustaleń „Niedzieli” sędziowie chcą orzekać w sprawie aborcji eugenicznej, ale od 2 lat są blokowani przez prezes Trybunału Konstytucyjnego. Wraz z pierwszym posiedzeniem Sejmu wniosek 107. posłów złożony w poprzedniej kadencji sejmu ulegnie dyskontynuacji. Oznacza to, że prawo posłów, które jest zapisane w konstytucji, zostanie skutecznie ograniczone poprzez celową blokadę w organizacji pracy sędziów w Trybunale Konstytucyjnym.
To nie pierwszy głos opinii katolickiej w tej sprawie, trudnej przede wszystkim politycznie, bo przecież zabijania dzieci nienarodzonych, także tych chorych lub podejrzanych o chorobę, usprawiedliwić nie można.
Autorzy tego typu artykułów pomijają jednak cztery kluczowe elementy sprawy.
Po pierwsze, skąd mają pewność, że gdyby Trybunał szybko rozpatrzył sprawę, zdecydowałby po ich myśli? Takiej gwarancji przecież nie ma, a założenie, że werdykt TK byłby moralnie właściwy, ciągle powraca, często bezrefleksyjnie. Warto pamiętać: skład trybunału ciągle się zmienia, niedługo parlament wybierze nowych sędziów. Dziś znaczna część sędziów to wciąż sędziowie wybrani przez poprzednią kadencję. Wreszcie, sygnały dobiegające z TK świadczą, że wybrańcy obecnej większości parlamentarnej też nie są bezrefleksyjnym, karnym wojskiem, ale dość często artykułują własne zdanie, często odmienne od domniemanego zapotrzebowania politycznego.
Po drugie, czy ludzie, którzy wywierają presję na Trybunał w sprawie terminu rozprawy, wezmą na siebie odpowiedzialność za wynik wyborów prezydenckich w maju przyszłego roku? Za wynik, od którego zależy właściwie wszystko? Bo jeśli Andrzej Duda nie wywalczy reelekcji, to rząd też raczej nie przetrwa do końca kadencji, w każdym razie trzeba to zakładać. A kolejny - na fali prezydenckiej, być może po przyspieszonych wyborach - zbuduje już większość opozycyjna, w której bardzo dużo do powiedzenia będzie miała lewica.
Rozhuśtanie emocji wokół aborcji nie da większości obecnemu prezydentowi. To będzie scenariusz wręcz wymarzony przez opozycję. Kto twierdzi inaczej, powinien postudiować badania opinii publicznej dotyczące tej sprawy. Bo nawet jeśli w kilku obszarach wciąż mamy większość konserwatywną, to jest ona bardzo krucha. W innych - np. ocena postulowanej roli Kościoła w państwie i w życiu publicznym - jest wręcz bardzo źle.
Po trzecie, dyskontynuacja wniosku nie oznacza, że posłowie nie mogą złożyć kolejnego, identycznie brzmiącego.
Po czwarte, Trybunał jest w tej sprawie celem zastępczym, zastępującym polityków obozu rządzącego. Paradoksalnie, łatwo go atakować, ponieważ bez przerwy jest ostrzeliwany przez opozycję, a obrońców ma niewielu. A opozycja ostrzeliwuje, ponieważ ma pełną świadomość, że Trybunał w poprzednim kształcie skutecznie zdemolowałby jakiekolwiek próby naprawy państwa.
Poczekajcie do maja. Nakręcanie tej sprawy teraz, na osiem miesięcy przed wyborami, jest działaniem skrajnie niepolitycznym, a mówiąc wprost, skrajnie nieroztropnym, w najgorszym znaczeniu tego słowa. Jest ryzykowaniem sytuacji, w której o obecnym poziomie ochrony życia dzieci nienarodzonych będzie można tylko pomarzyć.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/470493-rozhustanie-emocji-wokol-aborcji-nie-da-w-maju-wiekszosci