Drwiący uśmieszek senatora Stanisława Gawłowskiego nie opuszcza go przy żadnym z medialnych wystąpień.
Nie jest to polityk, który dysponuje rozległym zasobem słów języka ojczystego, za to nie może narzekać na brak podejrzeń o przestępstwa korupcyjne. 4 zarzuty w tej dziedzinie, podejrzenie o przyjęcie łapówki o wartości 700 tys. złotych, oskarżenie w sprawie ustawiania przetargów w tzw. aferze melioracyjnej, do tego rodzina bogacąca się nadspodziewanie – z pensji pielęgniarki i jej męża o bliżej nieustalonym zawodzie (bezrobotny?), teściów pasierba pana senatora, była w stanie kupić statek, a i apartament w Chorwacji pojawił się na stanie bliskiej rodziny. Na te wszystkie zarzuty albo i pytania w wywiadach, na konferencjach prasowych czy w sejmowych korytarzach dzisiejszy senator Stanisław Gawłowski ma odpowiedzi formułowane niezwykle ubogim słownictwem.
„łańcuchy tautologii parę pojęć jak cepy”
Dawny sekretarz PO twierdzi, że jest ofiarą „państwa PiS”, a nie wymiaru sprawiedliwości, zarzuty prokuratorskie nazywa „bredniami PiSowskimi”, a sędziów zajmujących się jego sprawą „z nominacji ziobrowych sędziami” (wywiad dla R. Mazurka). Zapytany w senacie o ciążące na nim zarzuty Gawłowski odpowiada inną mantrą totalnej opozycji: „A Banaś? A Banaś?” – rzuca do kamery ze swoim swobodnym uśmieszkiem. To zresztą kolejny powód dla którego Zjednoczona Prawica powinna szybko zakończyć epizod z Marianem Banasiem – żeby całe stado wygłodniałych defraudantów nie mogło jednym nazwiskiem zmazywać swoich win.
„Zaiste ich retoryka była aż nazbyt parciana”
Ale wracając do senatora Gawłowskiego, dawnego wiceministra środowiska w rządzie PO-PSL, od 2016 roku pełniącego obowiązki sekretarza generalnego Platformy Obywatelskiej – Platforma Obywatelska głosowała przeciw wyrażeniu przez Sejm zgody na jego aresztowanie i zasosowała w jego okręgu wyborczym „Pakt senacki”, aby w pojedynku jeden na jeden to Gawłowski zdobył mandat do izby wyższej parlamentu. Do tego politycy Platformy, z Grzegorzem Schetyną na czele, ręczyli w lipcu 2018 roku za Gawłowskiego i ogłaszali publicznie w mediach, że czekają na jego powrót do parlamentu. A jednak wierzący w niewinność liderzy Platformy Obywatelskiej formalnie nie wpisali Gawłowskiego do „paktu senackiego” i zachodniopomorski polityk musiał walczyć w wyborach jako „kandydat niezależny”. Trudno się oprzeć wrażeniu, że to asekuracja układu biznesowych powiązań: „jesteś niewinny, Staszku, ale tak na wszelki wypadek nie podpisuj się pod naszym szyldem” – zdają się mówić liderzy liberałów. Start z senatu był przeto łatwiejszy – pełna mobilizacja antyPiSu pozwoliła wepchnąć Gawłowskiego na Wiejską pozornie bez poparcia totalnej opozycji.
„żadnej dystynkcji w rozumowaniu”
Słuchając wywiadów z Gawłowskim trudno wychwycić zdanie z dwoma orzeczeniami, a o zdania wielokrotne złożone trzeba się starać już tylko w wersjach pisanych (przy autoryzacji zawsze może pomóc asystent czy pracownik biurowy). Ten ascetyczny dobór słów i „składnia pozbawiona urody koniunktiwu” umacniają podejrzenia, że faktycznie doktorat Stanisława Gawłowskiego mógł być plagiatem (bo i takie zarzuty stawia prokuratura). Może i nieładnie jest oceniać skąpe słownictwo byłego aresztanta, ale osobom publicznym, politykom stanowiącym prawo, warto podnosić poprzeczkę, zwłaszcza że „izba refleksji” jaką ma być senat, zawsze kojarzyła się jednak z wysokim poziomem dyskusji, a nie dukaniem ucznia podstawówki na lekcji języka polskiego.
„Tak więc estetyka może być pomocna w życiu”
Obrońcom demokracji i praworządności osoba Gawłowskiego nie przeszkadza, ba, jest ich świetnym sojusznikiem, nadzieją na zmiany w Platformie. Senator Rzeczypospolitej dalej teraz będzie mówił, że to nie prokuratura, nie sądy, nie areszt i nie służba więzienna się nim zajmowały ale że to wszystko jedynie „PiSowski aparat państwowy”, z którym dzielnie walczy zachodniopomorski biznesmen. Przaśnym językiem, uśmiechem drobnego handlarza, miną męczennika autorytaryzmu, będzie kwestionował zasady funkcjonowania państwa, ba, z autorytetem senatora, może będzie cytowany przez zagraniczne media (może jego słowa przetłumaczone na język angielski będą brzmiały mniej przaśnie?).
Brakuje nam moralnego wsparcia, jakiegoś poetyckiego wieszcza. Zbigniew Herbert potrafił nie tylko z obrzydzeniem napisać o współpracy Józefa Oleksego ze służbami, wyzwać Kiszczaka na pojedynek, ale i w polityce wzywać do sprzeciwu wobec niegodnych polityków. Czy jest z nami jeszcze jakiś porywczy literat, który pokaże palcem czego mamy się wstydzić? Bo ostatnia polska noblistka z tego zadania się raczej nie wywiąże.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/470335-o-brzydkim-przypadku-senatora-gawlowskiego-i-milczeniu-elit