Redaktor naczelny „Polityki” i jednocześnie ważna postać opozycji Jerzy Baczyński podsumował wybory. Jak twierdzi, PiS zostało zatrzymane, i dalej może być już tylko gorzej:
Jeśli rzucenie tak wielkich sił na front nie przyniosło miażdżącego zwycięstwa, to już nie przyniesie. Partia Kaczyńskiego nie ma większości; koniec i kropka. Rachunki głosów pokazują, że i rząd może nie dotrwać do końca kadencji. A to oznacza psychologiczny przełom: rośnie ryzyko wiązania życiowych szans i karier z PiS.
Pochód stracił impet i chyba też entuzjazm. To nie oznacza oczywiście, że prezes Kaczynski „odpuści”, ale rewolucja pozbawiona mitu „niezłomnego poparcia mas” jest już tylko puczem i awanturą. A mit właśnie się zachwiał.
Co ważne, zdaniem Baczyńskiego, „jeśli PiS miałby być kiedykolwiek skutecznie pokonany, powinien przejść przez fazę demistyfikacji i autokompromitacji”.
Czy tak jest rzeczywiście? Moim zdaniem, tak może być - jeśli Andrzej Duda przegra wybory. Wówczas rzeczywiście rząd będzie zagrożony, i być może nie przetrwa do 2023-go roku. Wówczas rzeczywiście będzie można mówić o zagrożeniu dotykającym samych fundamentów obecnego obozu rządzącego. Wówczas naprawdę wszystko stanie pod znakiem zapytania, a publiczność, przynajmniej duża jej część, pójdzie w inną stronę.
Z kolei jeśli Andrzej Duda wygra, to wynik niższy od oczekiwań w Sejmie i utrata większości w Senacie będą jedynie drobnym epizodem. W tym sensie prawdziwą interpretację wyników z 13 października poznamy w maju przyszłego roku.
Co więcej, jeśli Andrzej Duda zwycięży, tak hołubiona przez opozycję, i tak mocno osadzona w jej tożsamości wizja krwawej zemsty nad pisowcami będzie musiała zostać odłożona o kolejne 5 lat. Bo przy prezydencie Dudzie nie da się cofnąć czasu. Nie da się nawet próbować.
Z punktu widzenia głównego nurtu opozycji ważniejsze jest nie to, że PiS nie zdobyło większości głosów, ale to, że na drodze do jeszcze większego sukcesu stanęły nie partie totalne - a więc PO i SLD - lecz partie stojące na zupełnie innych pozycjach.
Po pierwsze, PiS wraz z Konfederacją zdobyły ponad połowę głosów, co pokazuje, o czym już raz pisałem, że klucze do władzy w Polsce leżą po prawej stronie.
Po drugie, PSL osiągnęło duży sukces nie dlatego, że trwało w braterskim uścisku w opozycją totalną, ale że wyciągnęło wnioski i poszło w inną, spokojniejszą, bardziej konserwatywną stronę. A skoro to się opłaciło, to raczej będzie szło własnie w tę stronę. 13 października nie był więc zapowiedzią końca PiS-u. To była zapowiedź końca totalnej opozycji. A szerzej - końca antyPiSu w obecnej formule. Ten zamach na demokrację się nie powiódł, i już się nie powiedzie. I owszem, PiS może przegrać, ale nie od ciosów totalnych. Oni przegrali.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/470006-opozycja-sie-cieszy-ze-zatrzymala-pis-a-jest-odwrotnie