Para lewicowych działaczy, Robert Biedroń i jego partner Krzysztof Śmiszek, krytykują obywatelski projekt ustawy „Stop Pedofilii”, twierdząc, że dąży ona do zlikwidowania edukacji seksualnej w szkołach i jest korzystna dla pedofilów.
Przyjrzyjmy się tym twierdzeniom. Gdyby edukacja seksualna w szkołach miała chronić dzieci przed pedofilią, wówczas sami pedofile baliby się jej diabeł wody święconej. Dlaczego więc najbardziej znani na świecie działacze ruchu propedofilskiego, dążący do zalegalizowania stosunków płciowych z dziećmi, tacy jak Olaf Stüben, Richard Farson, Hubertus von Schönebeck, Tom O’Carroll, Frits Bernard czy Ad van den Berg domagali się wprowadzania edukacji seksualnej od najmłodszych lat? Gdyby przyjąć argumentację Biedronia i Śmiszka, to pedofile powinni zwalczać takie pomysły. Jest jednak inaczej. Dlaczego?
Warto posłuchać samych przedstawicieli tego środowiska. Otóż według nich seksualizacja dzieci w szkołach powinna zachęcać je do uwolnienia własnej seksualności, a tym samym stanowić zachętę do inicjacji, do której dochodzi najczęściej między rówieśnikami. W ten sposób u dzieci pojawia się świadomość siebie samego jako podmiotu relacji płciowych. W otoczeniu utrwala się z kolei obraz osoby niepełnoletniej jako zdolnej do utrzymywania kontaktów seksualnych. Skoro zaś stosunki między osobami małoletnimi stają się czymś coraz częstszym i nie budzącym gwałtownych sprzeciwów, to dlaczego – pytają działacze pedofilscy – tak samo nie potraktować relacji seksualnych między dorosłym a dzieckiem? Ich zdaniem takie kontakty są nawet bardziej korzystne dla dziecka, które dzięki temu wprowadzone zostaje w świat relacji seksualnych przez kogoś bardziej doświadczonego.
Pierwszym zadaniem jest jednak przełamanie bariery u dzieci i rozbudzenie ich seksualności. Taki jest plan. Żeby się o tym przekonać, wystarczy poczytać teksty „miłośników dzieci” Farsona, von Schönebecka czy Bernarda – twórcy nowego terminu: „pedofilia pozytywna”.
W tym kontekście warto przypomnieć to, o czym kilka dni temu pisała na portalu wPolityce.pl Marzena Nykiel:
Nie jest prawdą, że w Polsce nie ma edukacji seksualnej. Otóż jest ona obecna w szkołach i to w najbardziej optymalnej dla młodzieży wersji. Przypomnijmy, że w światowym systemie edukacyjnym występują trzy modele edukacji seksualnej. Model A to wychowanie do czystości, polegający na konstruktywnej zachęcie do abstynencji seksualnej, czystości przedmałżeńskiej i wierności, przy jednoczesnym braku propagowania antykoncepcji. Model B zorientowany jest na biologiczną edukację seksualną, pozbawioną wartości etycznych. Model C bazuje ona na wiedzy biologicznej dotyczącej prokreacji, zawiera informacje na temat rozwoju płciowego, wykorzystywania seksualnego oraz dostępności środków antykoncepcyjnych, łącząc dwa pierwsze modele. Większość krajów Europy Zachodniej edukuje według B lub C. W Polsce od 1998 roku na zajęciach z „wychowania do życia w rodzinie” realizowany jest model A, oparty na założeniu, że mówienie o seksualności należy włączyć w integralną część wychowania ogólnego. Nie wyodrębnia się tu seksualności z pozostałych dziedzin działalności człowieka. Stawiając na integralność rozwojową młodych ludzi, wychowuje się ich do podejmowania odpowiedzialnych i świadomych decyzji życiowych, podkreśla się konieczność kształcenia odpowiedzialności za siebie, samokontroli i samooceny. Ten typ edukacji, w przeciwieństwie do modelu B, lecz dopełnia proces wychowawczy i nie stawia dzieci w opozycji do rodziców.
Problem polega więc nie na tym, czy będzie edukacja seksualna w szkołach, tylko na tym, jaka to będzie edukacja. Trwa dziś nacisk, aby Polska porzuciła model A i wprowadziła model B, a więc dokładnie ten, którego życzy sobie lobby pedofilskie, ponieważ sprzyja on seksualizacji dzieci. Jak pokazuje praktyka, bywa on jednak wprowadzany do naszych szkół bocznymi drzwiami, bez wiedzy i zgody rodziców, na dodatkowych zajęciach, przez niezweryfikowanych edukatorów.
Kiedy w szkołach w Wielkiej Brytanii wprowadzano model B, mówiono, że ma on zapobiegać wczesnej inicjacji seksualnej wśród nieletnich, ciążom wśród nastolatków, aborcjom, chorobom wenerycznym itd. Co się okazało? Od czasu, gdy wprowadzono go do szkół, gwałtownie wzrosła liczba inicjacji seksualnych, ciąż wśród nastolatków, aborcji, zachorowań na choroby weneryczne itd. Nie ma sensu brnąć w eksperyment, który przynosi skutki odwrotne od zamierzonych.
-
To trzeba przeczytać!
„Ideologia gender Zagrożenia”.
Niniejsza pozycja jest wyrazem sprzeciwu wobec prowadzonej „cichcem” rewolucji seksualno-kulturowej, która niestety zbiera swoje żniwo wśród młodego pokolenia.
Książka do kupienia „wSklepiku.pl”.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/469874-czy-ustawa-stop-pedofilii-jest-korzystna-dla-pedofilow