Choć wynik wyborów parlamentarnych z pewnością jest dla polityków PiS słodko-gorzki, to ogromnym nadużyciem jest mówienie o porażce, a taką narrację próbują narzucić politycy opozycji i sprzyjające im media. Pomaga w tym m.in. redaktor naczelny tygodnika „Polityka”, który w swoim wstępniaku pisze o pochodzie „tracącym impet i entuzjazm”. Jerzy Baczyński podkreśla, że „gra trwa”, a wszystko rozstrzygnie się w majowym wyborach prezydenckich. Co więcej, jego zdaniem opozycja nie miała również interesu w tym, aby październikowe wybory… wygrać.
Prawdę mówiąc, opozycja nie tylko nie wierzyła w możliwość odzyskania władzy w październiku 2019 r., ale i niespecjalnie się do tego paliła. (…) Dlaczego? Samo ewentualne montowanie wielokoalicyjnego rządu jawiło się jako personalna i programowa gehenna, w dodatku pozbawiona sensu, bo do czasu wyborów prezydenckich weta Andrzeja Dudy zapewne paraliżowałyby każdą próbę „depisyzacji” państwa
—czytamy.
Baczyński podkreśla, że to wybory prezydenckie wszystko rozstrzygną i są absolutnie ważne dla obu stron sporu politycznego.
Dopiero wyniki tej dogrywki domknie interpretację październikowego głosowania, która do tego czasu pozostaje w zawieszeniu
—zaznacza.
Naczelny tygodnika „Polityka” jest tego samego zdania, co prof. Radosław Markowski, który kilka miesięcy temu mówił, że opozycja wybory powinna przegrać, aby PiS sam się w sobie załamał. Dziś, w podobnym tonie wypowiada się Baczyński.
Ale istniały jeszcze pozaprawna argumenty na rzecz tezy, że najlepszym dla opozycji wynikiem wyborów byłoby „pozostawienie PiS przy władzy, z możliwie najsłabszym mandatem”. Chodzi o skalę zobowiązań podjętych przez PiS (i licytowanych przez opozycję). Obecnie gospodarka znajduje się w najwyższym punkcie cyklu: spadek jest na horyzoncie. Gdyby teraz PiS oddał władzę, łatwo byłoby mu budować gierkowski mit „przerwanej dekady”, a tak wkrótce sam będzie się musiał zmierzyć z tym, co nagadał. Jeśli PiS miałby być kiedykolwiek skutecznie pokonany, powinien przejść przez fazę demistyfikacji i autokompromitacji
—podpowiada Baczyński.
Jego zdaniem rządy PiS-u chylą się ku upadkowi.
Jeśli rzucenie tak wielkich sił na front nie przyniosło miażdżącego zwycięstwa, to już nie przyniesie. Partia Kaczyńskiego nie ma większości; koniec i kropka. Rachunki głosów pokazują, że i rząd może nie dotrwać do końca kadencji. A to oznacza psychologiczny przełom: rośnie ryzyko wiązania życiowych szans i karier z PiS
Pochód stracił impet i chyba też entuzjazm. To nie oznacza oczywiście, że prezes Kaczynski „odpuści”, ale rewolucja pozbawiona mitu „niezłomnego poparcia mas” jest już tylko puczem i awanturą. A mit właśnie się zachwiał
—próbuje przekonywać.
Upomina również Platformę Obywatelską, aby nie wszczynała dziś „jawnej personalnej wojny”.
5 mln głosów na Koalicję Obywatelską nie było dowodem uznania dla kampanii wyborczej KO, przywódczych czy organizacyjnych kwalifikacji Grzegorza Schetyny oraz jego najbliższych współpracowników. Przeciwnie; głosowano mimo tego, bo sama kampania to była katastrofa. Żądania dymisji Schetyny są więc zrozumiałe. Jednak dla największej partii opozycyjnej byłoby lepiej nie wszczynać dziś jawnej personalnej wojny
—upomina naczelny.
Jak widać Baczyński wraz z resztą opozycyjnej opinii publicznej, próbuje narzucić własną interpretację wyników wyborczych. Okazuje się, że to dobrze, że opozycja nie wygrała, bo PiS wcześniej, czy później sam się wykrwawi. Zdaniem Baczyńskiego nie ma co wiązać się z PiS, bo obóz władzy i tak niedługo się rozleci, targany wewnętrznymi konfliktami. Na Nowogrodzkiej powinni mieć oko na tworzące się wokół PiS mity.
kk/”Polityka”
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/469759-naczelny-polityki-maluje-obraz-upadajacego-pis