No, to mamy kolejne odsłony przedstawienia. Wielkim problemem opozycji jest odpowiedź na pytanie, czy Kaczyński znał ludzi z kokardami? Czerwonymi, żeby nie było wątpliwości. Wszak to jawne poparcie Lenina wraz ze Stalinem, choć kokardy, to oni mieli gdzieś. Liczył się zawsze człowiek. Na muszce, a nie na jakiejś tam kokardzie.
Wkrótce jednak te sceniczne emblematy zostaną zepchnięte z widoku, ponieważ rozpoczęły się właśnie licytacje, kto najboleśniej dowali Schetynie, kto będzie nadal trzymać się jego poły, kto mu podłoży nogę, a kto dosypie mu strychniny. Tak właśnie w PO przebiegać będzie czas rozliczeń, choć Schetyna ma jednak mniejszy udział w politycznej porażce niż jego poprzedni pryncypał. Prawdziwym ojcem wszelkiej degrengolady i politycznej demoralizacji dzisiejszych totalnych jest Donald Tusk. Od samego początku PO tępił i niszczył każdego, kto mógłby mu zagrozić. Gdyby zamiast w ręce Tuska ster trafił do Macieja Płażyńskiego, a nawet Jana Rokity, Platforma byłaby zupełnie inną partią. To Tusk ze swoją chorą ambicją, pozbawioną jakichkolwiek skrupułów zdradzał kolegów, organizował w partii układ wręcz mafijny. Kto nie z nami, ten najpierw wyklęty, a potem zniszczony. Zdradził kolegów, przyzwoitość, a potem i Polskę. A może właśnie ją zdradził najwcześniej, by dać sygnał Berlinowi, że interesuje go wyłącznie kariera osobista. Potem, gdy było jasne, że w Polsce nic już po nim, drapnął, choć jeszcze parę tygodni wcześniej składał zapewnienia, że zostanie premierem do końca kadencji, bo tak każe mu honor.
Dziś już wiemy, że takie słowa, jak honor Tusk powinien omijać z daleka. Przypomnę jeszcze raz – najlepszą ilustracją politycznej Polski owego czasu były fotografie z gdańskiego lotniska, kiedy to cała tamtejsza, i nie tylko, wierchuszka ciągnęła samolot należący do krętacza, który zatrudniał na ważnym stanowisku również syna premiera. Te zdjęcia i knajpiane taśmy pokazały, jaką Polskę organizował Tusk. A potem ustawił on w roli swego następcy kobietę bez żadnych talentów, za to bezgranicznie mu oddaną. Gdy upadła pod ciężarem własnego dyletanctwa, wyskoczył z krzaków, w które posłał go Tusk, Schetyna. Też narcyz, też kombinator, też cynik, ale nie aż taki, jak Tusk. I, przede wszystkim, bez bystrości lawiranta z Sopotu.
Dzisiejszy obraz Platformy, to zestaw zagubionych, wystraszonych, zestresowanych postaci, pozbawionych prawdziwego, przynależnego tęgiemu intelektowi przywództwa. Wyćwiczonych w inwektywach i cwaniactwie, ale dalekich od chęci, ale przede wszystkim możliwości tworzenia czegoś wartościowego. Tylko negacja i atak. Nic z zasobów pozytywizmu, bo intelektualna niemoc trzyma tuż przy budzie, jak łańcuch groźnego wilczura.
I dopóki nikt w tym gronie nie wpadnie na to, że Tusk i Schetyna, i cała ich konfraternia nie mają już żadnych sprawczych mocy, będzie jak jest. Jakiś tam drobny
postęp w Senacie, ale na krótko i właściwie bez znaczenia. A potem znowu szukanie winnych.
Więcej nie podpowiem, bo szkoda czasu.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/469396-jesli-po-marzy-o-przyszlosci-to-nie-ze-schetyna-i-tuskiem