Dość dobrze skonstruowane wyniki badań exit poll (jeśli chodzi o precyzję pomiarów w porównaniu do oficjalnych wyników z PKW) spowodowały, że nie zdezaktualizowała się żadna z tez, które wybrzmiały w niedzielny wieczór wyborczy. Okazałe zwycięstwo Prawa i Sprawiedliwości okraszone jest pewnym niedosytem wśród działaczy i sztabowców tej partii, z kolei wielkie rozczarowanie po stronie opozycyjnej jest w jakiejś niedużej mierze rekompensowane klinczem (ze wskazaniem na opozycję) w Senacie.
Czy jednak naprawdę wszyscy mogą - przynajmniej w jakiejś części - być zadowoleni ze swoich wyników wyborczych? Kto jest realnie największym zwycięzcą wyborów z minionej niedzieli? Jakie kryteria stosować przy kolejnych ocenach i wyciąganych wnioskach? Poniżej kilka kolejnych tropów.
Po pierwsze, nie dość powtarzać, że wynik wyborczy Prawa i Sprawiedliwości na poziomie ponad ośmiu milionów głosów to rezultat absolutnie rekordowy. O skali poparcia dla PiS niech świadczy to, że wynik z tegorocznych wyborów trzeba zacząć porównywać z liczbą głosów, jaką otrzymał Andrzej Duda w drugiej turze wyborów prezydenckich, a więc wtedy, gdy mamy na stole tylko dwie oferty polityczne. PiS znacząco (bo o ponad dwa miliony głosów!) poszerzył swoją bazę wyborczą - w porównaniu do roku 2015 - i pokazał, że pękają kolejne szklane sufity, a przynajmniej te w liczbach bezwzględnych.
Wysoka frekwencja wyborcza, wielka mobilizacja po obu stronach politycznego sporu, wreszcie niesprzyjający PiS układ sił na scenie politycznej (zaledwie pięć komitetów, wszystkie w Sejmie, głosów „zmarnowanych” praktycznie brak) spowodowały, że nawet tak gigantyczny wynik jak 8 mln głosów mógł Prawu i Sprawiedliwości nie dać samodzielnej większości. To paradoks, że ledwie 5,7 mln dało partii Jarosława Kaczyńskiego taką samą liczbę mandatów w roku 2015, co 8 mln dzisiaj.
W tym znaczeniu sukces PiS był okraszony podobną dozą szczęścia, politycznego farta, nie ma co kryć, co ten sprzed czterech lat (Korwiniści i Razem pod progiem, Lewica wyrzucona z Sejmu na własne życzenie), choć niewątpliwie obóz Kaczyńskiego osiągnął realnie sukces dużo większy niż w roku 2015. W polityce nie zawsze jednak dwa plus dwa daje cztery, o czym - na szczęście dla PiS w miarę bezboleśnie - przekonał się w tym roku obóz „dobrej zmiany”.
Po drugie, rekord PiS wcale nie oznacza jednak jakiegoś wielkiego przełamania na scenie politycznej, jakiegoś - na poziomie politycznym - unicestwienia drugiej strony sporu. Zwrócił już na to uwagę w swoim ciekawym komentarzu Jacek Karnowski - przechylenia szali , wbrew oczekiwaniom niektórych, nie było, dalej trzeba będzie „uczyć się żyć” w jednym, mocno podzielonym kraju.
Pewnie, że PiS zdobył 15 z 16 województw, że na poziomie powiatów czy gmin poparcie nie rozkłada się 50:50, że w wielu „platformerskich” regionach znacząco poprawił wynik, niemniej jednak marzenia o jakimś domknięciu sporu politycznego raz na zawsze, trzeba odłożyć do lamusa. Tutaj siły są rozłożone w miarę równomiernie i niewiele zanosi się (biorąc pod uwagę frekwencję), by w najbliższej przyszłości miało się to znacząco zmienić. Zawsze decydować będzie mobilizacja własnych wyborców i demobilizacja strony przeciwnej, niuanse, skala afer jednych i drugich, czasem drobne wypowiedzi, choć oczywiście i poziom życia.
I dlatego podczas wieczoru wyborczego Jarosław Kaczyński nawoływał do pewnej refleksji, do wyciągnięcia wniosków i myślenia szerzej, dalej. Jeśli bowiem w ciągu tych czterech lat udało się zdobyć ponad dwa miliony nowych wyborców dla PiS, to jaki realnie jest zasięg na kolejną „czterolatkę”? Kolejne dwa miliony? Półtora? Pół? A może po prostu to już wszystko? Na pewno szczegółowe analizy i badania zostaną przeprowadzone, a przede wszystkim - sygnał przy wyborach prezydenckich (zwłaszcza w I turze) wskażą sami Polacy.
Jeśli jednak przyjąć, że wielkiego pola manewru już nie ma (na co wskazywałyby ograniczone efekty wielkich programów społecznych i socjalnych połączonych z rewelacyjną sytuacją w gospodarce), to wrócić trzeba byłoby do gorzkiej tezy Michała Karnowskiego z wieczoru wyborczego w naszej stacji wPolsce.pl - w tak ukształtowanym systemie to maksimum, być może ostatnie wybory tak wyraźnie wygrane przez PiS. Tematem na zupełnie inny tekst jest pytanie, czy ten system - polityczny (jakość i styl prowadzenia polityki), medialny (uregulowanie rynku, w tym tego dotyczącego reklam), administracyjny (nowe podziały okręgów wyborczych, a może i województw), etc.
Po trzecie - trzeba po raz kolejny odnotować świetny, powyżej oczekiwań nawet samych działaczy, wynik Polskiego Stronnictwa Ludowego. Władysław Kosiniak-Kamysz zagrał va banque, stawiając na egzotyczny, politycznie niepewny sojusz z ruchem Pawła Kukiza, a przy tym rezygnując z bezpiecznych 20-30 mandatów, jakie PSL mogło zebrać, startując z list Platformy (KO). Kosiniak-Kamysz wygrał, ludowcy przetrwali, a ulga była tak duża, że na wieczorze wyborczym w jego oczach pojawiły się łzy.
Co najciekawsze w tym sukcesie PSL, ludowcy sięgnęli - przynajmniej na poziomie kilkuset tysięcy głosów - po dotychczasowy elektorat Platformy Obywatelskiej. Działacze z koniczyną w klapie dostali co nieco głosów w miastach i miasteczkach, w PiS panuje przekonanie, że to z powodu pewnych obaw przedsiębiorców po ogłoszeniu skokowego wzrostu płacy minimalnej. Jakkolwiek by nie było, jeśli chodzi o przesłanki, Kosiniak-Kamysz nie zamknął swojej partii, ale wyprowadził ją na zupełnie nowe polityczna morza. Co z tym zrobi dalej, to już zupełnie inna sprawa, niemniej jednak ma przed sobą kilka otwartych furtek, w tym start w wyborach prezydenckich i bycie językiem u wagi w Senacie.
Płynnie tutaj przechodzimy do punktu czwartego - wyniku wyborów w Senacie, który rozpoczyna ciekawy etap w parlamentarnej grze. Wiodącą rolę mogą tu odegrać senatorowie PSL, którzy będą decydującymi w stawce o wybór marszałka, komisji senackich, a później głosowań w Izbie Wyższej. Już teraz słychać plotki o kontaktach polityków PiS z senatorem Janem Libickim, z drugiej zaś strony opór ludowców na narzuconą z góry kandydaturę marszałka Bogdana Borusewicza (z PO) jest duży. Takich rozgrywek będzie w trakcie tych czterech lat o wiele więcej. Zwłaszcza po stronie opozycyjnej będą one ciekawe, jeśli spojrzeć na przykład na polityczne ambicje i niechęci (zwłaszcza wobec Grzegorza Schetyny) takich osób jak Bogdan Zdrojewski. Na pewno wreszcie Senat nabierze nieco kolorytu.
Najważniejsze z punktu widzenia Senatu będzie jednak to, że nie będzie już mowy o szybkich, kilkunastogodzinnych procesach ustawodawczych - od zgłoszenia projektu do klepnięcia przez Senat i podpis prezydenta. Dywagując kilka miesięcy temu na temat tego, co zmieniłaby większość opozycyjna w Senacie, moi rozmówcy - zarówno politycy, jak i prawnicy - wskazywali właśnie możliwość przeciągnięcia procesu legislacyjnego. I tak naprawdę to jedyny mocny oręż - oczywiście, trudniej będzie wybrać Rzecznika Praw Obywatelskich, Senat ma też spory budżet (kontakty z Polonią za granicą, etc.), niemniej jednak politycznie jest to wyłącznie symbol. Ważny, ciekawy, czasem pewnie realnie utrudniający życie sejmowej większości z PiS, ale jednak symbol. Pytaniem otwartym pozostaje możliwość transferów politycznych, jak choćby pana radnego Kałuży na Śląsku.
Po piąte - wracając do wyniku Prawa i Sprawiedliwości - wpływów nie straciło ani środowisko Zbigniewa Ziobry, ani Jarosława Gowina. Satelickie wobec PiS partie nie tylko utrzymały, ale wręcz poszerzył stan posiadania, jeśli chodzi o skład personalny w ławach parlamentu. To wzmacnia i Solidarną Polskę, i Porozumienie - tak przy formowaniu składu rządu, jak i poszczególnych decyzji politycznych. Co jest oczywistym sukcesem obu ministrów. A są przecież jeszcze rodzynki wydłubane z ciasta Kukiz‘15, które dostały się do Sejmu z list PiS.
Wszystko to nie powinno mieć to większego znaczenia, jeśli chodzi o polityczne szantaże czy większe turbulencje w obozie rządzącym, niemniej jednak z tyłu głowy trzeba będzie mieć jeszcze bardziej uważnie niż dotychczas, że rządzi nami - mimo wszystko - koalicja, a nie jedna partia. A jeszcze w trakcie wieczoru wyborczego Zbigniew Ziobro mówił telewizji wPolsce.pl w następujący sposób.
Wreszcie po szóste - trzeba odnotować duży sukces Państwowej Komisji Wyborczej oraz instytutu Ipsos. To naprawdę bardzo dobrze świadczy o polskim państwie, że w niespełna dwadzieścia cztery godziny po wyborach znamy oficjalne wyniki głosowania. Niby nie ma w tym niczego nadzwyczajnego, ale dobrze wiemy, że wiele kolejnych elekcji było obarczonych niepotrzebnymi perturbacjami, wątpliwościami i czasem oczekiwania, który był liczony w długich dniach, a czasem i tygodniach. Niektórych wyników z wyborów samorządowych z roku 2014 nie ma dotychczas i pewnie już nie będzie. Z kolei Ipsos bardzo dobrze, precyzyjnie - w odróżnieniu od wyborów samorządowych i europejskich - wskazał wyniki exit poll i late poll, co pozwoliło uniknąć sytuacji, w której idziemy spać z przekonaniem o danym wyniku, a budzimy się w zupełnie innej Polsce.
Nawiasem mówiąc, skoro już mowa o PKW i wynikach wyborów, zastanawiająco niski jest też poziom głosów nieważnych. Poprzednie głosowania, w zależności od ich charakteru (samorządowe, europejskie, parlamentarne, prezydenckie), przynosiły nam od kilku do nawet kilkunastu procent głosów nieważnych. Nie dowiemy się już zapewne nigdy, czy faktycznie kilka lat temu Polaków chcących świadomie oddać głos nieważny, albo niepotrafiących zagłosować poprawnie, faktycznie było kilka, a miejscami i kilkanaście razy więcej niż dziś. Tak czy inaczej cieszy, że mandat dzisiejszej reprezentacji parlamentarnej - tak w Sejmie, jak i Senacie - jest demokratyczny na bardzo wysokim poziomie.
Rację ma Jarosław Kaczyński, który sugerował podczas wieczoru wyborczego nowy etap w polskiej polityce - etap ten w wielu miejscach będzie niezmienny w porównaniu do lat 2015-2019, ale z całą pewnością więcej będzie nieprzewidywalności, zwłaszcza w parlamencie. Zanosi się na naprawdę ciekawą kadencję, z interesującą dynamiką, która została uruchomiona w niedzielny wieczór. Pierwszy test na to, dokąd nas zaprowadzi, podczas wyborów prezydenckich. Na razie polityka wraca na Wiejską - a przynajmniej ta jej część, która dawno stamtąd wyparowała.
ZOBACZ TAKŻE MAGAZYN BEZ SPINY:
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/468474-szesc-kolejnych-wnioskow-po-wyborach-parlamentarnych