„Cały czas zagadką jest mobilizacja elektoratu PiS-u. Ona wiąże się też z tym, że elektorat PiS-u jest bardzo szeroki” - mówi w wywiadzie dla portalu wPolityce prof. Norbert Maliszewski, psycholog społeczny, specjalista ds. marketingu politycznego z UKSW.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: PiS z większością, KO traci, SLD zyskuje, w Sejmie 5 partii. WYNIKI najnowszego - i ostatniego przed wyborami - sondażu Social Changes!
wPolityce.pl: Czy uważa Pan, że przyznanie Literackiej Nagrody Nobla Oldze Tokarczuk i jej sugestywne słowa o tym, aby „głosować we właściwy sposób, na rzecz demokracji” mogą mieć wpływ na wynik wyborczy opozycji?
Prof. Norbert Maliszewski: Trudno sobie wyobrazić, że będzie to czynnik, który przesądzi o wyniku wyborczym. Natomiast ten wpływ dla opozycji jest pozytywny. Dlatego, że opozycji brakuje morale – kampania, zwłaszcza Koalicji Obywatelskiej, była bardzo słaba, pokazywała marazm tego środowiska. Wyborcy KO czy Lewicy są zmobilizowani, bo będą głosować przeciwko kontynuacji rządów konserwatywnych, ale taki pozytywny sygnał dla nich na pewno będzie pomocny. Przy czym ta mobilizacja i tak jest już w miarę wysoka. Nie jest to zatem czynnik, który zadecyduje kto będzie rządzić lub nie.
O czym świadczą entuzjastyczne reakcje środowisk opozycyjnych na słowa pani Tokarczuk – czy nie jest to świadectwo słabości polegającej na tym, że opozycja nie jest w stanie sama dać pozytywnego sygnału dla swojego elektoratu, więc liczy bardzo na te zewnętrzne?
To, że środowiska opozycyjne tkwią w marazmie i nie mają pomysłu, to jest diagnoza, którą sobie stawiamy od dłuższego czasu. Tylko, że ta diagnoza niczego nie zmienia. W tym marazmie pojawiła się jakaś nadzieja, tylko akurat to, że kampania KO jest bardzo słaba nie wpływa bardzo na mobilizację ich wyborców. To są zupełnie odrębne kwestie. Nie można tych rzeczy łączyć. Większość wyborców KO źle ocenia Grzegorza Schetynę, prawdopodobnie nie wierzą w kandydaturę Małgorzaty Kidawy-Błońskiej, ale oni pójdą zagłosować przeciwko PiS-owi, bo to są dla nich rządy konserwatywne, sprzeczne z ich wartościami. Co więcej, istnieje taka symetria negatywno-pozytywna – te negatywne emocje są dużo silniejszym motywatorem niż pozytywne. Dlatego kampanie partii rządzących są bardzo trudne, zwłaszcza tych, które mają sukcesy. To widać też w tych sondażach badających mobilizację wyborców. Jest pewien paradoks. Jak się cały czas opowiada o „złej, słabej opozycji”, to elektorat PiS-u też można zdemobilizować, bo wtedy on myśli „po co iść głosować, skoro zwycięstwo jest pewne”. Wyborcy przestają obawiać się zmiany liberalnej, a taka by była. Przestają również obawiać się odebrania programów społecznych, a to tez prawdopodobnie by nastąpiło. Grzegorz Schetyna obiecuje ich utrzymanie, ale przecież będzie musiał realizować własny program w rządzie koalicyjnym. Prawdopodobnie dla ich realizacji musiałby wycofać z tych programów społecznych PiS-u. Pewnie nie od razu, ale po jakimś czasie, tłumacząc to np. spowolnieniem gospodarczym. Jednak to, że akurat opozycja jest w marazmie nie powoduje, że jest pozbawiona szans na wygraną.
Co ma w takim razie kluczowe znaczenie dla wyniku wyborów?
Cały czas zagadką jest mobilizacja elektoratu PiS-u. Ona wiąże się też z tym, że elektorat PiS-u jest bardzo szeroki. Jedyne zmiany jakie zaszły podczas tej kampanii, to takie, że PiS zyskało wyborców Kukiz’15 – ok. 3 p.p., jest także przepływ z Koalicji Obywatelskiej do Lewicy. Zdemobilizowane są natomiast elektoraty Konfederacji i PSL-u. Konfederacja prawdopodobnie nie przekroczy progu wyborczego, a w przypadku PSL-u jest bardzo duża niewiadoma.
Czy widział Pan w kampanii wyborczej Koalicji Obywatelskiej próbę poszerzenia elektoratu i wyjścia poza wyborców deklarujących się jako „anty-PiS”?
Koalicja Obywatelska nie zyskuje wyborców, tylko wręcz traci ich na rzecz Lewicy. Co więcej, sondaże publikowane w mediach zakładają, że dla ok. 40 proc. elektoratu KO motywacją do głosowania na opozycję jest anty-PiS, ja znam takie badania, gdzie ten odsetek sięga 80 proc., ponieważ pytania są lepiej zadane. Większości wyborców jest wstyd przyznać się, że nie głosują na program, tylko przeciwko PiS-owi. Kiedy zdystansujemy się do tej bezpośredniej walki politycznej, to trzeba pamiętać, że o wyniku wyborczym w dużej mierze decydują elektoraty, które są związane z pewnymi wartościami i identyfikacjami politycznymi. PiS wygra, tylko nie wiadomo, czy będzie rządzić samodzielnie – nie za sprawą kampanii, tylko za sprawą efektu tych czterech ostatnich lat. Za sprawą dobrze ocenianych programów społecznych, dobrej sytuacji gospodarki, finansów państwa – jest szereg twardych wskaźników, które pokazują, że Polakom żyje się dobrze i to jest powód sukcesu PiS-u. Jest duże prawdopodobieństwo, że Prawo i Sprawiedliwość będzie rządzić samodzielnie, ale jest problem z tą motywacją pozytywną – motywacją sukcesami. Na pewno sukcesem kampanii PiS jest pozyskanie tych dodatkowych wyborców od Kukiza.
Czy zgodzi się Pan, że zaskakująco dobrze w kampanii poradziła sobie Lewica, w szczególności na tle marazmu Koalicji Obywatelskiej, o którym Pan mówił?
Problemem Koalicji Obywatelskiej jest brak wyrazistości. Nie wiadomo tak naprawdę jaki jest cel i przedstawiony program, który jest nie do końca wiarygodny. Natomiast w kontraście lepiej wypada właśnie Lewica, która nie ma obaw, że straci jakąś część elektoratu i wypowiada się w sposób jednoznaczny w kwestiach światopoglądowych i gospodarczych. Co ciekawe, na wielu listach dobre pozycje mają działacze SLD, a dobre sondaże zapewniają Lewicy kandydaci typu Zandberg czy politycy Wiosny. Może się okazać, że „stara gwardia” będzie w Sejmie, dzięki tej wyrazistości młodszych działaczy.
Wielu komentatorów podkreśla, że wbrew przewidywaniom, mijająca kampania była wyjątkowo spokojna czy wręcz nudna. Jak Pan to ocenia?
Kampania zaczęła się tak naprawdę w lutym i spodziewane zwycięstwo PiS-u opiera się na dobrej strategii. Kpiono sobie z tego, że do Parlamentu Europejskiego PiS wystawiło bardzo mocne nazwiska, że ktoś „ucieka do Brukseli”, ale była to kwestia przemyślanej strategii. Tę kampanię ustawiły wybory do Parlamentu Europejskiego. To, że ona nie budzi dużych emocji wynika z prostego powodu – PiS jest liderem, faworytem, notowania opierają się na sukcesach. Rządzącym nie opłaca się ryzykować, nie opłaca się budzić jakichś bardzo silnych emocji społecznych.
Dlaczego w takim razie opozycja nie zaryzykowała?
To jest problem opozycji, która powinna była zaryzykować – problem tego marazmu. Grzegorz Schetyna czy Małgorzata Kidawa-Błońska nie powinni liczyć na efekty własnych działań, ponieważ one są mizerne, jeżeli chodzi o kampanię, tylko na liberalnych wyborców, którzy pójdą zagłosować przeciw PiS-owi.
Czy przewiduje Pan znaczące różnice w wynikach wyborów, w stosunku do sondaży?
Myślę, że będzie korekta w porównaniu do sondaży. Lewica będzie miała więcej, niż obecna średnia sondażowa przewiduje, ale nie zakładam rewolucyjnych zmian. Największe znaczenie dla wyników wyborów ma teraz mobilizacja wyborców Prawa i Sprawiedliwości. Przy dużej frekwencji do Sejmu nie wejdzie Konfederacja i nawet przy przekroczeniu progu przez PSL, to PiS będzie rządzić samodzielnie.
Rozmawiał Krzysztof Bałękowski
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/467900-nasz-wywiad-prof-maliszewski-opozycji-brakuje-morale
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.