Saperzy pracują w terenie i oznaczają wszystkie niewybuchy, które tam się znajdują. Następnie wejdą prokuratorzy i będzie prowadzone śledztwo - przekazał w środę szef MON Mariusz Błaszczak, podczas wizyty w szpitalu w Siemianoiwcach Śląskich, gdzie przebywa dwóch rannych w wybuchu żołnierzy.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Dwóch saperów nie żyje, dwóch ciężko rannych po eksplozji w Kuźni Raciborskiej. Stan poszkodowanych jest różny
Przed chwilą spotkałem się z lekarzami, którzy otoczyli najlepszą opieką dwóch rannych żołnierzy, którzy przebywają tu w tym w szpitalu w Siemianowicach Śląskich. Chcę podkreślić, że jest to szpital najlepszy w Polsce jeżeli chodzi o schorzenia związane z oparzeniami
— powiedział szef MON Mariusz Błaszczak.
Dodał, że rozmawiał z rannym chorążym i podziękowałem mu za jego służbę oraz ofiarność.
Dzięki patrolom saperów Polska jest bezpieczna. Chociażby w ubiegłym roku saperzy przyjęli ponad 7 tys. zgłoszeń. Usunęli ponad 318 tysięcy różnego rodzaju niewybuchów. Ich służba stanowi gwarancję bezpieczeństwa dla ludności cywilnej. Są to żołnierze świetnie wyszkoleni, bardzo doświadczeni, wysokiej rangi specjaliści w swoich dziedzinach
— powiedział podczas konferencji Mariusz Błaszczak.
Zaznaczył, że ich służba polega na ratowaniu życia innych, a sami ryzykują swoje zdrowie i życie.
To nie są ludzie przypadkowi, żołnierze wojska polskiego. Również ci dwaj żołnierze, którzy wczoraj stracili życie byli doświadczonymi żołnierzami. Jeden z nich miał 10 lat służby, a drugi 12 lat służby. Doświadczenia i umiejętności najwyższej rangi
— mówił Błaszczak.
Szef MON podkreślił, że przebieg wydarzeń będzie ustalany i sprawdzany poprzez dochodzenie prokuratorskie.
Właśnie teraz saperzy pracują w tym terenie, oznaczają te wszystkie niewybuchy, które tam się znajdują. Następnie wejdą tam prokuratorzy i będzie prowadzone śledztwo. Mam nadzieję, że szybko zakończone stwierdzeniami takimi, które dadzą odpowiedź na pytanie, jakie były przyczyny wczorajszego tragicznego zdarzenia
— zaznaczył Błaszczak.
Dowódca patrolu rozminowania z Inowrocławia st. chor. sz. Radosław Balmowski podkreślił, by „nie mówić, że jesteśmy niewyszkoleni, a w patrolach pracują ludzie z przypadku; potrzeba trzech lat służby, by w ogóle zostać przyjętym do patrolu i dysponujemy najnowocześniejszym sprzętem”.
Chciałbym zaznaczyć, ze każdy z naszych patroli ma identyczne wyposażenie, tak jak ten patrol, który miał w tej chwili wypadek. Chciałbym podkreślić, że wszyscy żołnierze, którzy są w składach patroli, muszą pełnić trzy lata służby, żeby móc w ogóle być przyjętym do patrolu. Ale żeby być przyjętym do tego patrolu, trzeba przejść szereg szkoleń, trzeba mieć szereg uprawnień. Nie bierze się ludzi z przypadku
— mówił Balmowski.
Jak zaznaczył, do tego dochodzi jeszcze wyposażenie.
Mamy najnowocześniejszy sprzęt i każdy patrol jest wyposażony tak samo. Używamy skafandrów przeciwwybuchowych kanadyjskich, które mają wysoką odporność przeciwwybuchową, mamy pojazdu do przewozów wyposażone w pojemniki (takie, że) gdyby nastąpiła detonacja w trakcie przewozu, to nikomu nic się nie stanie. Dlatego chciałbym bardzo poprosić państwa, żeby ze względu nawet na pamięć o moich kolegach, którzy zginęli tutaj, nie mówić, że my jesteśmy niewyszkoleni, że w patrolach pracują ludzie w przypadku, bo jest to przykre
— podkreślił chorąży.
Jak dodał, to co się stało, zostanie wyjaśnione w postępowaniu prowadzonym przez prokuraturę.
Zgodnie z wcześniejszą zapowiedzią, Prokuratura Okręgowa w Warszawie przejęła śledztwo w sprawie wtorkowej eksplozji niewybuchu w kompleksie leśnym w pobliżu Kuźni Raciborskiej.
Informację o przekazaniu sprawy prokuraturze w Warszawie przekazała PAP szefowa Prokuratury Rejonowej Katowice-Południe Bogusława Szczepanek-Siejka.
Wcześniej to ta jednostka, w której kilka miesięcy temu został utworzony dział ds. wojskowych, wykonywał czynności w tzw. niezbędnym zakresie - chodziło o działania konieczne dla zabezpieczenia śladów i dowodów. Z uwagi na wagę śledztwa, sprawa została przekazana do prokuratury okręgowej w stolicy, gdzie działa także wyspecjalizowana komórka prowadząca postępowania dotyczące armii.
Do wypadku doszło we wtorek około godz. 13.40 podczas wykonywania zadania usuwania przedmiotów wybuchowych i niebezpiecznych, które realizowali żołnierze 29. patrolu rozminowania 6. Batalionu Powietrznodesantowego z Gliwic. Dwaj saperzy zginęli na miejscu, czterech zostało przewiezionych do szpitali. Dwaj z nich zostali poważnie ranni.
Jak w środę rano informowała prok. Szczepanek-Siejka, w ramach postępowania katowicka prokuratura zabezpieczała dokumentację z jednostki wojskowej, z której pochodzili saperzy, na środę zaplanowano też przesłuchania pierwszych świadków. Na razie nie wiadomo kiedy zostanie przeprowadzona sekcja zwłok zmarłych żołnierzy - na razie nie można do nich dotrzeć. Z tego samego powodu na razie nie jest też możliwe przeprowadzenie oględzin miejsca wypadku.
Cały ten teren, na którym doszło do zdarzenia jest usłany pociskami z okresu drugiej wojny światowej. Musi tam wejść grupa saperska, która rozminuje teren - tak, by mógł wejść na miejsce prokurator i żandarmeria, która będzie wykonywać czynności
— wyjaśniła.
Eksplozja nastąpiła w kompleksie leśnym między Kuźnią Raciborską a Rudą Kozielską, około kilometra od najbliższych dróg - ulic Pańskiej i Leśnej. Żołnierze mieli rozbroić niewybuchy znalezione trzy dni wcześniej i zabezpieczone do przyjazdu saperów. Prawdopodobnie były to pociski artyleryjskie z czasów II wojny światowej. Specjaliści mieli je unieszkodliwić.
wkt/PAP
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/467482-prokuratura-w-warszawie-przejmuje-sledztwo-ws-niewybuchow