Ostatnia prosta kampanii wyborczej precyzyjnie pokazuje, jak duża jest skala nieodrobionych lekcji przez Grzegorza Schetynę i jego ludzi w Platformie Obywatelskiej. Przez ostatnie cztery lata zaklinano opinię publiczną i deklarowano, że to walka o demokrację, najważniejsze wybory od roku 1989, że trzeba się mobilizować, poukładać na nowo, przemyśleć rok 2015, przetasować szeregi. Po stronie opozycyjnej (przynajmniej jeśli chodzi o Platformę) nie zrobiono tutaj literalnie nic. Tercet polityków, który zdominował kampanię wyborczą ostatnich dni (Klaudia Jachira, Sławomir Neumann, Lech Wałęsa) jest tego braku refleksji symbolem.
Po kolei. Postawienie na Jachirę i jej wyeksponowanie w kampanii (a przynajmniej pozwolenie na tę ekspozycję) skomentowano już z wielu stron, ale jeśli wycisnąć ten temat jak cytrynę, to pozostanie nam uzależnienie ekipy Schetyny od taniego teatru, palikotyzacji polityki i przeniesieniu jej na wymiar niemal wyłącznie medialny, kabaretowy. To uzależnienie niemal tak silne jak niechęć do wszystkiego, co związane z Prawem i Sprawiedliwością (jakoś tam zrozumiałe z perspektywy partii opozycyjnej), ale o wiele bardziej destrukcyjne. Platforma stawiając na Jachirę (i jej podobnych), organizując „pucze” w Sejmie, angażując się w kompromitujące inicjatywy i happeningi, traci elementarną powagę ugrupowania, które myśli o państwie poważnie - czasy, w których takich politycznych fircyków można było trzymać na marginesie, odsyłając ich na wyłącznie mobilizacyjny odcinek najbardziej zagorzałego elektoratu, przeszły dawno do lamusa.
Trzymanie w jądrze decyzyjnym Platformy takich osób jak Sławomir Neumann pokazuje z kolei, jak bardzo nie wyciągnięto wniosków po roku 2015. Tak naprawdę ton w partii Schetyny nadają wciąż ci sami ludzie, którzy doprowadzili PO do wyborczej klęski. Przeproszono się z ludźmi, którzy skompromitowali się na taśmach, nie odcięto od pierwszego szeregu (choćby tego medialnego) partyjnych baronów, których jedyną przydatnością jest działalność na zapleczu i robienia politycznej kiełbasy. Jak się to robi, pokazały ostatnie taśmy Neumanna. Ale nie chodzi tylko o jego nazwisko - Platforma mimo śmiałych i nieśmiałych nawoływań nie przeprowadziła głębokiego personalnego resetu, nie postawiła (mimo kilku sygnałów) na polityków innych niż dotychczas. Rozpaczliwe wystawienie pani marszałek Kidawy-Błońskiej i oczekiwanie na polityczny reset, który spadnie z nieba, było tylko dopełnieniem marazmu, który toczy Platformę jak gangrenę.
Wreszcie Lech Wałęsa, czyli autodestrukcyjne podejście do nazwisk-legend, autorytetów, artystów i wszelkiego rodzaju osób kojarzonych pozytywnie przez część społeczeństwa, które jednak są kompletnie nieprzewidywalne. Niedzielne słowa o Kornelu Morawieckim (po prostu haniebne), okraszone bajaniem na temat fałszerstw wyborów europejskich przez systemy komputerowe kazały zadać pytanie, czy to na pewno kampanijna konwencja, czy raczej jakieś ponure dziwowisko przypominające seriale paradokumentalne. Spoty z Wojciechem Pszoniakiem, wypowiedzi Jerzego i Macieja Stuhrów, analizy Agnieszki Holland, szereg wynurzeń dziennikarskich celebrytów - wszystko to trafia do tej samej szufladki, która niszczy Platformę bez udziału działaczy czy polityków. Były prezydent jest tylko kolejną egzemplifikacją tego stanu rzeczy; zostawiając na chwilę dyskusję o jego postawie i działalności w latach 70., 80. i 90., zapraszanie Wałęsy na zapowiadaną jako największa i najważniejsza konwencja KO w tej kampanii było wrzuceniem granatu do sali. Może wybuchnie, może nie wybuchnie - dobrze podsumował to ostatni prof. Antoni Dudek:
Od dawna powtarzam, że każdy aktywny polityk, jeśli nie chce wyborczo stracić, powinien szerokim łukiem omijać Lecha Wałęsę.To jest człowiek, który ma swoje trwałe miejsce w historii Polski lat 80. XX wieku, ale od kiedy przegrał w 1995 r. wybory prezydenckie przynosi pecha wszystkim, którzy próbują coś ugrać na jego historycznym nazwisku. Istnieje pojęcie „femme fatale”. Wygląda na to, że Lech Wałęsa robi wszystko aby stać się - zgodnie ideą równouprawnienia :) - żywym symbolem pojęcia „fossor”.
To potrójne pole minowe - uproszczenie polityki do happeningu, a czasem wręcz cyrku, brak choćby pozornego resetu personalnego po roku 2015, wreszcie oparcie, a momentami zawieszenie na opiniach autorytetów, aktorów i artystów powodują, że Grzegorz Schetyna nie może wyszarpać się z bagna, w którym tkwi Platforma. Można wymyślać kolejne piątki i szóstki, można zamieniać na ostatniej prostej twarze kampanii, można wydawać miliony złotych na promocję na Facebooku, można mniej lub bardziej konsekwentnie zmieniać strategię polityczną, wszystko to idzie jak krew w piach z powodu koszmarnych błędów wyjściowych.
A i wysiłki te są obarczone ciężkimi wstrząsami, co celnie zauważył prof. Rafał Chwedoruk w najnowszym numerze tygodnika „Sieci” (serdecznie polecam cały wywiad):
Przy ocenie kondycji PO nie zdajemy sobie sprawy ze skali trudności, przed jaką stanęła Platforma. Tamtym politykom dwa razy w ostatnich latach dosłownie zawalił się świat. (…) Platforma w czasach Donalda Tuska przeistoczyła się z kontynuacji KLD i liberalnego ekonomicznie nurtu UW w partię władzy, która szykowała się do sprawowania rządów przez wiele lat. Miała prezydenta, premiera, władzę w kluczowych samorządach. Nagle to wszystko runęło. Z czasem PO ustawiła się w roli lidera opozycji, zaoferowała sporo swoim koalicjantom w wyborach europejskich. Po ambiwalentnym wyniku do PE – wysokim procentowo, ale politycznie uznanym za porażkę – rozpadła się. Efekt? Platforma została z niczym. Z dzisiejszej perspektywy, gdy patrzymy na chaos w przekazie PO, to jest on zrozumiały. Drugi raz w ciągu ostatnich lat ta partia traci grunt pod nogami, esencję tego, czym miała być, jak przedstawiała się wyborcom.
Na tym tle na poziomie przygotowywania strategii i taktyki, ale także działań, konkretnych wypowiedzi, agendy tematów, obóz Zjednoczonej Prawicy wygląda bardzo spójnie. Potwierdził to niedzielny wywiad premiera Mateusza Morawieckiego dla telewizji wPolsce.pl.
Nieodrobione lekcje w polityce mają to do siebie, że przez długie tygodnie, miesiące, a czasem i lata można je maskować i pudrować: podkręcaniem emocji, organizacją kolejnych marszów (których uczestników traktuje się przedmiotowo, co pokazały taśmy Neumanna), wreszcie - gabinetowymi manewrami jak przy eurowyborach. Koniec końców jednak kołdry w końcu zabraknie, a opozycyjny król okazuje się nagi. Jeśli na kilka dni przed tak ważnymi ponoć wyborami Schetyna nie potrafi ani nadać dynamiki, ani zdominować debaty konkretnym tematem, ani nawet utrzymać w ryzach kampanii swojej partii, trudno dziwić się temu, że nawet krytycznie nastawieni wobec PiS Polacy coraz chętniej zerkają w stronę obozu władzy, albo mrugają okiem do Lewicy czy PSL. Na własne życzenie Grzegorza Schetyny i jego ludzi.
ZOBACZ TAKŻE NOWY ODCINEK MAGAZYNU BEZ SPINY:
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/467103-walesa-neumann-jachira-nieodrobione-lekcje-platformy