Analizowanie ułomności Lecha Wałęsy od dawna przestało sprawiać radość, nawet tym, którzy szczerze go nie cierpią. Nie o Wałęsie więc chciałem napisać, a na pewno nie w negatywnym kontekście.
Płatny esbecki kapuś nazywa bohatera zdrajcą. Oburzające, oczywiście. Ale ta obelga, podszyta niemałą bufonadą kapusia (ja, ja, ja!) nie byłaby możliwa, gdyby jego kumple, przecież wielcy światowcy i wolnościowcy nie dali mu publiki. I to jest o wiele bardziej zasmucające niż bełkot podstarzałego trefnisia.
CZYTAJ TAKŻE: TYLKO U NAS. Premier Morawiecki odpowiada na skandaliczne słowa Wałęsy: Wszystko mówią o nim, a nic nie mówią o moim ojcu
Klaskali, klaskali… Cieszyli się, cieszyli… Schetyna też. A przecież on z Solidarności Walczącej może sobie uczynić naprawdę ładny kawałek biografii. Po co więc był mu ten Wałęsa na konwencji? To jakiś rodzaj masochizmu, niezrozumiałego, by wysłuchiwać o sobie, że w zdradzie brało się udział.
Prysnął, jak bańka, ostatecznie mit Krzysztofa Brejzy jako znakomitego szefa kampanii wyborczej. Naprawdę, słyszałem, jak w ten sposób o nim mówili! Jak on, jako szef mógł pozwolić, by na sam finisz ściągnąć do mównicy kogoś tak nieprzewidywalnego jak były prezydent? No, chyba, że decyzje podejmuje ktoś inny, i w to jestem nawet w stanie uwierzyć.
Występ Wałęsy jest bezcenny z innego jeszcze powodu. I tu wracam do początku mojej myśli. On palnął haniebne głupstwo, ale ktoś mu klaskał. Nie było ani jednego odważnego, który by wyszedł i powiedział: Lechu, przegiąłeś! Dopiero po czasie znajdują się tacy, którzy „przeczuwali, że będą kłopoty”. Kabaret. Jak mi powiedział kiedyś pewien mądry człowiek: w życiu ważniejsze jest to, na co się nie zgadzasz, niż to, na co się zgadzasz. Skoro tak, niech Lechu mówi dalej, a my będziemy sobie skrupulatnie odnotowywali, kto mu przyklaskuje.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/467089-tym-razem-walesa-dobrze-przysluzyl-sie-polsce