„Cała Polska czyta o seksie” – taki tytuł nosiła kolejna akcja celebrytów po kampanii „Nie świruj, idź na wybory”. Myślałem, że pójdą za ciosem i będzie: „Nie świruj, p… się!”, a tu unik. Ale ważny jest przekaz. To promocja książki również celebrytki Anji Rubik, której fragmenty cała Polska odkrywała za pośrednictwem swoich znanych przedstawicieli. Oprócz informacyjnego waloru mamy więc do czynienia z ujmującą środowiskową solidarnością. Książka to wypowiedzi odpowiednio dobranych teoretyków, którzy zachwalają uroki wszelkich rodzajów seksu.
Celebryci uznali, że to właśnie potrzebne jest całej Polsce: od przedszkolaków po staruszków. Maciej Stuhr czyta o tym swoim małym dzieciom, a leciwa Agnieszka Holland tłumaczy słuchaczom tajniki wydłużania penisa. Rubik, kończąca już, jak się zdaje, karierę modelki postanowiła się przekwalifikować na apostoła seksu, od którego, jak sama twierdzi, jest uzależniona. Wprawdzie lansowanie uzależnień wydaje się dość kontrowersyjne, ale nie w tym wypadku, bo, znowu odwołam się do Rubik: „Seks to zdrowie i jest dobry dla skóry”. To dzięki tej aktywności dowiedziała się ona o przydatności mózgu, który jest „największą sferą erogenną”. Lewica współczesna ma obsesję na temat seksu. To skądinąd dość oczywiste. Jeśli głównym jej hasłem jest emancypacja, czyli wyzwalanie się z oków tradycyjnej, patriarchalnej, burżuazyjnej (epitety można kontynuować), a więc z każdej znanej nam kultury, to jednym z podstawowych tego aspektów będzie likwidacja wszystkich związanych z nią tabu. Gdyż ta szczególnie istotna sfera ludzkiego życia, jak zresztą wszystkie inne, w każdym porządku społecznym wiąże się z określonymi ograniczeniami. Rewolucjoniści postanowili ją z nich oswobodzić.
Poprzedniczka Rubik, Aleksandra Kołłontaj, głosiła w porewolucyjnej Rosji, że „miłość” jak każdą inną potrzebę należy zaspokajać szybko i łatwo, a akt seksualny powinien przypominać wypicie szklanki wody. Pierwotnie spotkała się z aprobatą bolszewików, ale kiedy okazało się, że postawa taka staje się groźna dla każdego, nawet sowieckiego społeczeństwa, nastąpił zwrot o 180 stopni i wprowadzony został komunistyczny purytanizm. Kołłontaj posłusznie zaakceptowała zmianę i wiernie trwała tak przy Stalinie, jak wcześniej przy Leninie. Z apeli nowych rewolucjonistów zrozumieć musimy, że najważniejszym przedmiotem edukacji szkolnej powinien być seks. Z jednej strony słyszymy, że należy odciążyć biednych, przeładowanych teoretyczną wiedzą uczniów, zredukować lekcje historii i matematyki, obciąć listę lektur i… koniecznie wprowadzić przysposobienie seksualne. Pomyślałby kto, że akurat tę wiedzę młodzi ludzie nabędą z własnej ochoty i w przeciwieństwie do przyswajania klasyki tudzież logicznego myślenia nie potrzebują w tej mierze szczególnej zachęty. Z czym zaznajamiać się mają uczniowie w trakcie zgłębiania tego fundamentalnego przedmiotu? Z technikami seksualnymi? Tego akurat mają pod dostatkiem w dowolnym okienku internetu. Słyszymy, że dzięki owej wiedzy unikniemy niepowołanych ciąż tudzież partnerzy nauczą się szanować siebie nawzajem. Czy znaczy to, że przez wszystkie godziny lekcyjne edukatorzy będą uczyli ich perfekcyjnego zakładania prezerwatyw i powtarzali, że ludzie mają godność? Dlaczego jednak przy tej okazji? Wydawałoby się, że cały proces edukacji służyć powinien budowaniu właściwych relacji międzyludzkich, a nauka seksu nie jest do tego potrzebna. Potrzebna jest nowym rewolucjonistom do zmiany postaw. Chodzi o to, aby wtłoczyć do głowy młodym ludziom antypedagogikę i nauczyć ich, że wszystko w tej dziedzinie jest równoprawne, a seks to po prostu fajna zabawa. Tę wiedzę młodzi ludzie łykną jak szklankę wody. Pierwszą konsekwencją będzie banalizacja erotyzmu. W nieustannym karnawale, jakim ma stać się zgodnie z emancypacyjnym dekalogiem życie, erotyzm staje się jedną z rozrywek i przestaje cokolwiek znaczyć. Tyle że przy takiej postawie wszystko przestaje mieć wagę. To jednak tylko pierwszy etap. Życie nie może być nieustającym karnawałem, a postulat taki rodzi wcale niekarnawałowe konsekwencje. Przerażające następstwa seksualnej rewolucji chyba najbardziej przenikliwie opisał w powieści „Cząstki elementarne” Michel Houellebecq. Dlatego tak naprawdę nie chodzi o karnawałowe wyzwolenie, oczym zarówno Rubik, jak i czytający jej mądrości celebryci nie mają pojęcia. Chodzi o rozbicie tradycyjnych form kultury, co pozwoli zagubionym ludziom narzucić sobie dowolny jej kształt, np. LGBT, i da władzę tym, którzy będą ją animowali.
Felieton Bronisława Wildsteina ukazał się w numerze 39/2019 tygodnika „Sieci”.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/466994-o-banalizacji-oraz-wladzy