Najważniejsze jest to, że sądy wiedzą, jak się zachować wobec „goodfellas”, czyli „nie rozstrzygną żadnej sprawy przed wyborami”.
Najbardziej adekwatnym, angielskim odpowiednikiem określenia „grono zacnych ludzi” jest słowo „goodfellas” (jako pierwszy wskazał na to na Twitterze Mirosław Bańkowski). Komuś, kogo się określa mianem „goodfella” można ufać, można na niego liczyć, nie zostawi w biedzie, posługuje się swego rodzaju honorowym kodeksem, jest swojakiem wśród swoich, lojalnym, solidarnym, gotowym do poświęceń. Na ujawnionych przez TVP Info nagraniach z 2017 r. Sławomir Neumann mówi: „On [Mirosław Pobłocki, od 2010 r. prezydent Tczewa] będzie w takim gronie zacnych ludzi, że, k…, nikogo to nie ruszy. O tym ci mówię. Nikogo to nie ruszy”.
Nie mogę brać odpowiedzialności za to, że Sławomir Neumann konkretnie wymienia prezydenta Tczewa właśnie w „gronie zacnych ludzi” obok prezydentów miast mających różne zarzuty i kłopoty: Hanny Zdanowskiej (Łódź), Pawła Adamowicza (Gdańsk), Jacka Karnowskiego (Sopot), Jacka Jaśkowiaka (Poznań), Radosława Witkowskiego (Radom), Krzysztofa Żuka (Lublin). Niczego nie insynuuję, stwierdzam tylko, że w kontekście podanym przez przewodniczącego klubu PO-KO najbardziej adekwatnym odpowiednikiem określenia „grono zacnych ludzi” jest w angielskim „goodfellas”.
Nic na to nie poradzę, że określenia „goodfellas” użył jako tytułu swego filmu (premiera w 1990 r.) reżyser i scenarzysta Martin Scorsese. Polski tłumacz listy dialogowej przełożył określenie „goodfellas” na zawężające znaczeniowo „chłopcy z ferajny”, gdyż zapewne „grono zacnych ludzi” byłoby jako tytuł za miękkie. Nic nie poradzę też na to, że „Goodfellas” Scorsese skupia się na radykalniejszej opcji „grona zacnych ludzi”, ale wynika to z faktu, że podstawą scenariusza były zeznania gangstera Henry’ego Hilla, opowiadającego trzydzieści lat swego życia.
Jest faktem, że słowo „goodfellas” odnosi się także par excellence do gangsterów, lecz „grono zacnych ludzi” jest znacznie bogatsze znaczeniowo i bardziej zniuansowane. Wyjaśniam to, żeby nie było, iż podsuwam jakieś proste i nachalne równoważniki między „gronem zacnych ludzi”, o których mówi Sławomir Neumann, a takimi postaciami, pierwowzorami bohaterów „Goodfellas”, jak Henry Hill, Jimmy Burke, Tommy DeSimone, Paul Vario czy William DeVino. Nic z tych rzeczy. Nie ma miedzy nimi żadnych analogii, a tym bardziej związków.
Zaletą określenia „goodfellas” jest skrótowość, czyli pewna emblematyczność. Ale swojskie „grono zacnych ludzi” też dobrze oddaje zasady, jakimi się kieruje typowy „goodfella”. Zasad tych nie trzeba rekonstruować, gdyż sam Sławomir Neumann opowiedział, na czym one polegają. Najważniejsze jest to, że sądy wiedzą, jak się zachować wobec „goodfellas”. „Sądy dzisiaj – ja ci gwarantuję – nie rozstrzygną żadnej sprawy przed wyborami [samorządowymi w 2018 r.]. Żadnej. Przez rok nie zrobią, k…, nic. Będą prowadzić sprawy – i ch…” - mówił szef klubu (wtedy jeszcze) PO. I dodawał: „Sąd to może wyp…ć w kosmos, może to prowadzić trzy lata – bez znaczenia to jest”.
Skoro można liczyć na sądy, „nic nie jest końcem”, czyli nawet zarzuty kryminalne. Przeciętni ludzie nie muszą nawet wiedzieć, dlaczego tak jest. Ważne, że wiedzą „goodfellas” oraz ci, którzy rozumieją, kim jest „grono zacnych ludzi”. Dlatego można mówić, że „na wybory idą głosować ludzie, którzy g…o się interesują. Nie wiedzą, kto jest. I będą widzieli w Polsce atakowanych niepisowskich prezydentów z aktami oskarżenia”. Wszystko dlatego, że „nasz elektorat, ten antypisowski, uzna, że to jest, k…a, atak PiS-u, żeby go [Mirosława Pobłockiego] zabić”. I mimo że nie są świadomi reguł panujących w świecie „goodfellas”, będą wiedzieli, jak się zachować: „pójdą jeszcze bardziej na niego. Tak to wygląda”.
Sławomir Neumann powołuje się na konkretne doświadczenia: „w różnych badaniach, k…, naszych, których oskarżają. Hania Zdanowska zyskuje, jak ma akt oskarżenia. Idzie wręcz dokładnie odwrotnie. Nie patrz na to, to nie ma żadnego znaczenia”. Jest tylko jeden wyjątek: „Jedynym gościem jest Adamowicz, który ma absolutnie mega twarde rzeczy, które mogłyby go wyprowadzić w kajdankach”. Mogłyby, ale nie wyprowadziły. A reszta jest milczeniem, bowiem Paweł Adamowicz został zamordowany.
Trudno powiedzieć, dlaczego przewodniczący klubu PO-KO w pewnym momencie rozszerza pojęcie „goodfellas” na Platformę Obywatelską. Swego rozmówcę instruuje: „Pamiętaj: jedna zasada jest dla mnie święta, k…a. Naucz się tego, jak będziesz o czymkolwiek rozmawiał. Jak będziesz w Platformie, będę cię bronił, k…a, jak niepodległości. Jak wyjdziesz z Platformy, to masz problem”. I dopowiada tę zasadę posługując się konkretem: „Jak Pobłocki będzie członkiem Platformy i będzie naszym prezydentem, to będę się o niego bił, k…a, do końca życia. Jak jest poza, mam go w d…. Jak jest do wykorzystania, to wykorzystamy, jak nie, to nie. Tak samo Adamowicza, tak samo Karnowskiego i wszystkich innych. Tak samo. Dla mnie Platforma jest ważniejsza”.
Na miano „goodfellas” nie zasługują aktywiści Komitetu Obrony Demokracji: „Kodziarze to nie jest żadna siła. Oni będą świetni wiesz do czego? Żeby brać komórki i filmować (…). Do tego się nadają, nic innego, naprawdę”. Więcej bardzo pouczających i analitycznych uwag na temat „goodfellas” nie usłyszeliśmy, bowiem robota organizacyjna wezwała Sławomira Neumanna: „Ja was przepraszam, ale jadę teraz, k…a, na komisję”.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/466767-zasluzyl-na-podziekowania-za-ujawnienie-zasad-goodfellas