Z ujawnienia przez Biały Dom zapisu lipcowej rozmowy między Donaldem Trumpem i Wołodymirem Zełenskim, warto wyciągnąć wnioski. Trudno bowiem uniknąć wrażenia, że amerykański prezydent wystawił w ten sposób swojego ukraińskiego kolegę do wiatru.
Chodzi o rozmowę, w której Trump prosi Zełenskiego o ponowne dochodzenie w sprawie niejasnych interesów Huntera Bidena, jakie syn byłego wiceprezydenta USA prowadził kilka lat temu na Ukrainie. Sprawa ma polityczne tło, chodzi o rozgrywkę z Joe Bidenem, dziś potencjalnie najpoważniejszym rywalem Trumpa w przyszłorocznych wyborach prezydenckich w Ameryce. Demokraci, którzy domagali się ujawnienia zapisu rozmowy, wykorzystali jej treść do wszczęcia śledztwa zmierzającego do uruchomienia procedury impeachmentu Trumpa.
Trump, jak wynika z rozmowy, nie wywierał presji na Zełenskiego, lecz prosił go zainteresowanie sprawą. Zełenski się zgodził. I nic nie byłoby w tym szczególnego, w końcu w niejawnych rozmowach ubija się różne, niekoniecznie piękne i szlachetne interesy. Problem w tym, że Trump, naciskany przez kongresmenów, zdecydował się na ujawnienie zapisu rozmowy, aby udowodnić, że nie wywierał w niej żadnych nacisków.
W ten sposób Trump – kolejny zresztą raz – pokazał, że gdy w grę wchodzi jego polityczny interes, żadne inne sprawy nie są dla niego istotne. Zełenski, który w rozmowie utyskuje na Francję i Niemcy, oberwał bowiem rykoszetem, znacznie ograniczając sobie pole manewru w czekających go ważnych rozmowach w sprawie konfliktu w Donbasie. Będąc słabszą stroną i mając obok skłonnych do przyjęcia rosyjskich warunków Niemców i Francuzów, niewiele dziś może ugrać. Zwłaszcza, że pokazał się – w efekcie ujawnienia rozmowy – jako polityk dążący do zbliżenia ze znienawidzonym w Europie i Rosji Trumpem.
Sytuacja, w której Donald Trump postawił dziś Wołodymyra Zełenskiego, powinna być w Polsce przeanalizowana z uwagą. Oczywiście Polska jest członkiem NATO i nie znajduje się już – tak jak Ukraina – w szarej strefie buforowej. Ważną rolę odgrywają coraz silniejsze związki zarówno militarne (jak choćby podpisana właśnie umowa o pogłębieniu współpracy wojskowej) jak i gospodarcze. To słuszna, w obliczu różnic wewnątrz Unii Europejskiej, strategia wiązania interesów Ameryki z interesami Polski. Można powiedzieć, że rząd – realizując tę strategię – doskonale zdaje sobie sprawę ze słabszej pozycji Polski w tym układzie i próbuje ją wzmocnić.
Jednocześnie jednak jasne jest – bo istota tej strategii na to wskazuje – że nie jesteśmy do końca pewni sojusznika, nie tylko zresztą amerykańskiego, ale żadnego. Biorąc pod uwagę nasze doświadczenia historyczne, nic w tym dziwnego. Amerykanie realizują swój interes, co jest zrozumiałe, my chcemy powiązać ich interes z naszym, to dobry plan. Ale oparcie się wyłącznie na tym planie niesie różne ryzyka. Trump, z którym dziś współpraca układa się dobrze, nie jest wieczny, a nawet gdyby był, to poważnym problemem jest jego nieprzewidywalność i nonszalancja. Oczywiście żadna zmiana paradygmatu w naszej polityce zagranicznej nie wchodzi w rachubę, zwłaszcza że jest on skutkiem wielu czynników, w tym polityki Rosji i niektórych państw Unii Europejskiej. Warto jednak, w ramach tego szerokiego paradygmatu, intensywniej poszukać dodatkowych możliwości.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/465630-trump-zelenski-a-sprawa-polska