Czy gdyby Polacy dużo czytali, ale klepali biedę i ograniczali szanse życiowe bądź zawodowe swoich dzieci, byłoby lepiej?
Ostrzegam, za chwilę będą rzeczy straszne i okropnie niepoprawne. Oto historyk idei prof. Marcin Król odkrył, że „ludzie kiedyś czytali”. W jego pokoleniu „było to naturalne, dziś wśród młodych już nie jest”. Zna przypadek młodego człowieka, który „został na dłużej unieruchomiony chorobą i po raz pierwszy od dziesięciu lat przeczytał książkę. Przez dziesięć lat nic nie czytał”. I to „wcale nie jest sytuacja wyjątkowa, bo każdy zna badania czytelnictwa”. Wedle badań, firmowanych przez Bibliotekę Narodową, w 2018 r. tylko 38 proc. badanych przeczytało co najmniej jedną książkę (dużo lepiej było w 2004 r. – 58 proc.), co oznacza, że 62 proc. nie przeczytało żadnej książki. Tylko 9 proc. badanych w 2018 r. przeczytało 7 i więcej książek rocznie (dużo lepiej było w 2000 r. – 24 proc.).
Sam jestem nałogowym i wręcz hurtowym czytaczem książek (tyle że od dawna już nie czytam fikcji, która w młodości zdecydowanie dominowała), ale to wynika z powodów zawodowych oraz z wprawy w czytaniu. Podobnie jest zapewne z prof. Marcinem Królem. Czy to znaczy, że inni powinni również czytać po 100 i więcej książek rocznie? Niekoniecznie. Prof. Król biadoli, że „przez długie lata ukończenie studiów było ambicją powszechną. Rodzice, z mniejszym lub większym wysiłkiem, robili wiele, żeby ich dzieci dostały się na studia, a potem je kończyły. Z tym wiązał się awans, który polegał na tym, że ze wsi przechodziło się do najbliższego miasteczka, a potem do większego miasta. To były dwie bardzo ważne drogi awansu. Obie w tej chwili upadły”. Jeśli wykształcenie przestało być atrakcyjne i pożądane, skutkiem jest m.in. to, że nie czyta się książek. Problemem jest to, że takie sądy nie zgadzają się z faktami.
Oto tzw. współczynnik skolaryzacji brutto, czyli wyrażony procentowo stosunek liczby wszystkich osób uczących się na poziomie akademickim do całej populacji osób będących w wieku nominalnie przypisanym temu poziomowi kształcenia (w wypadku szkolnictwa wyższego to 19-24 lata) w III RP wręcz wystrzelił w kosmos. O ile w roku akademickim 1990/1991 ten współczynnik wynosił 12,9 proc., to w roku akademickim 2010/20112 osiągnął rekordowy poziom 53,8 proc. Obecnie ten współczynnik wynosi ok 47 proc., czyli nadal jest wysoki Tymczasem najlepiej czytelnictwo wyglądało w 1992 r., gdy przeczytanie przynajmniej jednej książki deklarowało 71 proc. badanych. A w tym akurat roku współczynnik skolaryzacji na poziomie wyższym wynosił zaledwie 13 proc. Ogólnie rzecz biorąc w miarę wzrostu współczynnika skolaryzacji malało czytelnictwo książek. Co oznacza, że „powszechna ambicja” posiadania dyplomu uczelni nie przekłada się na czytanie książek, a wręcz przeciwnie.
Marcin Król słowem się nie zająknął, dlaczego powszechność wyższego wykształcenia nie przekłada się na powszechność czytania. Bo wtedy trzeba by się zająć jakością kształcenia na uczelniach, czyli w mateczniku profesora. I trudno byłoby przyznać, że uczelnie oduczają czytania. A mimo to setki tysięcy studentów zdobywają dyplomy. Coś tu zatem jest nie tak, ale nie w domach i rodzinach, lecz na uczelniach. Jeśli się jednak przerzuci odpowiedzialność z uczelni na domy i rodziny, można twierdzić, jak robi to Marcin Król, że nieczytający „nie potrafią wznieść się na jakikolwiek wysiłek intelektualny, co powoduje absolutny brak krytycyzmu w szerszym sensie”. Prof. Królowi w szczegółach chodzi o brak krytycyzmu wobec władzy sprawowanej przez Prawo i Sprawiedliwość. Ale skoro wciąż 47 proc. osób w wieku akademickim studiuje, to na jakiś wysiłek intelektualny się wznoszą. Chyba że prof. Król, zasłużony nauczyciel akademicki, chce powiedzieć, że zdobycie dyplomu uczelni nie wiąże się z żadnym wysiłkiem intelektualnym. Ale wtedy powinien sam sobie odpowiedzieć – dlaczego.
Zapowiadałem rzeczy straszne i nadszedł czas, żeby je ujawnić. Prof. Król trafnie odkrył, że nieczytający „ciężko pracują, dosyć dobrze zarabiają”, ale przesadził, że „nie mają absolutnie żadnych zainteresowań”. Sam przyznaje bowiem, że o konkretach technicznych czy o tym, co jest im potrzebne i dla nich użyteczne ci ludzie bardzo chętnie mówią i się na tym znają. Jeśli przy tym „ciężko pracują, dosyć dobrze zarabiają”, to znaczy, że są odpowiedzialni za rodziny i dzieci, zapewniają im dobrą przyszłość. Oznacza to też, że są zaradni. No, ale nie czytają. Czy gdyby czytali, ale klepali biedę i ograniczali szanse życiowe bądź zawodowe swoich dzieci, byłoby lepiej? Bardzo wątpię. Prof. Marcin Król ubolewa, że ci zaradni, ciężko pracujący nie są jednak dla niego partnerami do rozgoworow po duszam, czyli rosyjskiego modelu intelektualnego rozmemłania, ale z odwołaniem do lektur. Tylko, co takie skutki czytania i takiego wykorzystywania przeczytanych lektur dają społeczeństwu? Śmiem twierdzić, że niewiele albo zgoła nic.
Jeśli czytanie ma być tylko sztuką dla sztuki, tak jak obecnie wyższe wykształcenie, to nie sensu załamywać rąk. Oczywiście miło jest móc się powołać na takie wskaźniki czytelnictwa, jakimi mogą się pochwalić Szwecja, Holandia czy Dania (nie czyta tam żadnej książki w roku odpowiedni 9, 14 i 18 proc. badanych). Ale z tego czytania powinno coś wynikać. Prof. Jan Hartman zapewne czyta dużo i wynika z tego tylko tyle, że jest oczytanym troglodytą i nienawistnikiem. Czytanie czy wykształcenie muszą bowiem do czegoś prowadzić. Wolę ludzi ciężko pracujących, zaradnych, odpowiedzialnych i zorientowanych tylko w potrzebnych im kwestiach technicznych niż oczytanych chamów i prostaków z pretensjami do całego świata, którzy niczego nie potrafią nauczyć studentów, niczego porządnie przebadać, nie są w stanie stworzyć niczego wartościowego. Potrafią natomiast narzekać na czytelnictwo. To znacznie bardziej jałowe niż nieczytanie.
-
W najnowszym „Sieci”: UJAWNIAMY MROCZNĄ TAJEMNICĘ POLSKIEJ POLITYKI. MAMY DOWODY, ŻE ZA POTĘŻNĄ MASZYNĄ POLITYCZNEGO HEJTU W INTERNECIE STOJĄ LUDZIE PLATFORMY I JEJ PIENIĄDZE. Przeczytaj koniecznie!
Kup nasze pismo w kiosku lub skorzystaj z bardzo wygodnej formy e - wydania dostępnej na: http://www.wsieci.pl/prenumerata.html.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/465564-czym-sie-rozni-nieczytajacy-od-oczytanego-chama-profesora