„To jest działanie na szkodę Polski w wykonaniu opozycji totalnej i jej liderów” - mówi w rozmowie z portalem wPolityce Jacek Saryusz-Wolski, eurodeputowany Prawa i Sprawiedliwości o poparciu przez Grzegorza Schetynę koncepcji uzależnienia wypłaty środków europejskich od oceny stanu praworządności w poszczególnych państwach członkowskich.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Budżet UE powiązany z praworządnością? Kaczyński odpowiada Schetynie: Jego wypowiedź jest antypaństwowa. To przekroczenie granic
wPolityce.pl: Grzegorz Schetyna podczas konferencji prasowej w Brukseli opowiedział się za powiązaniem wypłaty środków europejskich z oceną praworządności w państwach członkowskich. Co sądzi pan o stanowisku szefa PO?
Jacek Saryusz-Wolski: Ta sprawa ma dwa aspekty. Jeden merytoryczny – w prawie europejskim brak podstaw do tego, żeby wiązać wypłatę funduszy z praworządnością. Fundusze są powiązane z precyzyjnie określonymi w prawie europejskim kryteriami. W związku z czym, gdyby ktokolwiek chciał to zrobić – a są takie próby – to napotka barierę w postaci braku podstawy prawnej. I w tej materii Polska, ale nie tylko – szereg innych krajów – wyraźnie oponuje. Jest to projekt ideologiczny, który pilotował pan Timmermans. Pytanie co stanie się z tym w nowej Komisji. Drugi aspekt to aspekt donosicielski. To jest działanie na szkodę Polski w wykonaniu opozycji totalnej i jej liderów – bo to była wizyta pana Schetyny i pani Kidawy-Błońskiej przedstawionej jako kandydatka na premiera. To jest niedopuszczalne, jest to zaprzeczenie czy wręcz zdrada polskich interesów. To jest naruszenie art. 82 Konstytucji, który mówi o tym, że obywatel polski ma obowiązek działać na rzecz dobra Polski, a tutaj mamy do czynienia z tego jaskrawym, szokującym zaprzeczeniem.
Jak wygląda podział głosów w tej sprawie wśród państw członkowskich, z perspektywy Brukseli? Czy możliwa jest taka zmiana przepisów, która umożliwiłaby uzależnienie wypłat środków od oceny praworządności?
Przede wszystkim z punktu widzenia Parlamentu Europejskiego trzeba powiedzieć, że jest duża ilość sił politycznych czy eurodeputowanych – głównie socjalistycznych, zielonych i liberalnych, którzy atakowali Polskę i Węgry i chętnie by się pod czymś takim podpisali. Pierwsze pytanie – czy jest to w ogóle wykonalne? Moim zdaniem to jest bezprawne. To jest pytanie o większość w Parlamencie i o ewentualną większość w Radzie. W tej chwili nie mamy obrazu, które kraje są za. Możemy się domyślać, ale nie było takiej sytuacji, w której poszczególne kraje wypowiedziałyby się na tak albo na nie. Sądzę, że po tym spektaklu z art. 7 w mijającej kadencji sporo krajów byłoby za – uwierzyły w narrację Komisji Junckera i Timmermansa o łamaniu prawa w Europie Środkowo-Wschodniej. Problem jest realny, jakkolwiek próby bezprawne, a zachęcanie do tego przez polską opozycję skandaliczne.
Jak w tym kontekście ocenia pan narrację opozycji, która wskazuje, że ma w Unii Europejskiej lepsze kontakty od rządu, jest w stanie załatwić dla Polski większe fundusze i jeśli będzie rządziła to one na pewno nie zostaną obcięte?
Teza o znakomitych kontaktach i wielkich możliwościach opozycji w Unii Europejskiej jest naciągana i na wyrost. Sądzę, że wraz z upływem czasu, realny ogląd sytuacji w Polsce się polepsza. Mam na myśli chociażby ostatni werdykt rzecznika - adwokata generalnego - TSUE w sprawie pytań prejudycjalnych w związku z postępowaniami dyscyplinarnymi. Powoli coraz wyraźniej staje, że te wszystkie zarzuty opozycji dotyczące naruszeń praworządności w Polsce są dęte i naciągane, realizowane w interesie politycznym. Pierwszą taką porażką było zablokowanie aspiracji Timmermansa do przewodniczenia Komisji. Prawda, z wielkim opóźnieniem i w bólach, ale jednak wychodzi na wierzch. Sądzę, że obóz zwolenników takich radykalnych rozwiązań będzie malał. Kluczowe będzie, jak się to rozegra w Komisji, w ramach triumwiratu pani von der Leyen, Timmermans, Vestager - reprezentantów trzech partii: chadeków, socjalistów i liberałów. To jest pytanie o kurs nowej Komisji i o to na ile zmieni ona trajektorię względem Komisji Junckera czy dalej będzie nią podążała.
W prawie unijnym pojęcie praworządności nie jest zdefiniowane. Jak w takim razie organy unijne mogą badać jej przestrzeganie?
Rule of law, czyli rządy prawa są zadeklarowaną wartością. Natomiast nie ma żadnej preskrypcyjnej formuły w traktatach, która mówiłaby, że w związku z tym organy Unii Europejskiej mają takie i takie prawa. To jest klasyczna falandyzacja czy uzurpacja kompetencji i naciąganie prawa europejskiego. Poza tym, że jest to nieokreślone – a w związku z procedowaniem art. 7 okazało się, że to, co dobre w jednym kraju, nie jest dobre w innym kraju – panuje totalny woluntaryzm i politycznie motywowana dowolność w ferowaniu wyroków. Wymiar sprawiedliwości to nie jest kompetencja unijna i trzeba zabiegać o to, żeby z tej błędnej interpretacji Komisja się wycofała. O tym zadecyduje kurs polityczny, jaki obierze nowa Komisja, ale nie mamy tutaj jeszcze ostatecznych odpowiedzi.
Rozmawiał Krzysztof Bałękowski
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/465400-saryusz-wolski-o-powiazaniu-budzet-ue-z-praworzadnoscia