Po lekturze tej rozmowy białe może się pomylić z czarnym, jasność z ciemnością, góra z dołem, prawe z lewym, przód z tyłem, miłość z nienawiścią, dziecięctwo z dojrzałością, wolność z niewolą, mądrość z głupotą, naiwność z cynizmem, wiara z ateizmem, demokracja z zamordyzmem, istnienie z nicością.
Jacek Żakowski porozmawiał sobie z Adamem Michnikiem, a „Gazeta Wyborcza”: to opublikowała. Pretekstem było ponowne wydanie książki „Między Panem a Plebanem” (oryginał ukazał się w 1995 r.), czyli rozmów Jacka Żakowskiego z ks. prof. Józefem Tischnerem oraz z Adamem Michnikiem. We wrześniu 2019 r. rozmówcą, szczególnie Michnika, jest jeszcze nieżyjący prof. Leszek Kołakowski, którym niegdysiejszy demiurg III RP się seryjnie posługuje, gdy chce powiedzieć coś mądrzej niż sam byłby w stanie to sformułować. Michnik traktuje Kołakowskiego tak jak Platon Sokratesa, choć sam oczywiście Platonem nie jest. Ale zapewne chciałby być.
W kategoriach literackich o rozmowie Żakowskiego z Michnikiem można by powiedzieć, że „diabeł się w ornat ubrał i ogonem na mszę dzwoni”, czyli powtórzyć komentarz imć Onufrego Zagłoby. Jeden z bohaterów „Potopu” Henryka Sienkiewicza takimi słowami ocenił intencje króla szwedzkiego Karola Gustawa, który ustami swego wysłannika, niejakiego Forgella, przekonywał Jana Sobiepana Zamojskiego, żeby został wpuszczony do Zamościa, gdyż ma wyłącznie dobre intencje. Adam Michnik jest jeszcze bardziej złotousty od Forgella, a nad Szwedem ma tę przewagę, że wciela się nie tylko w role dziedzica oraz kontynuatora myśli i dzieła Leszka Kołakowskiego, a także Józefa Tischnera, ale też stara się być wiernym uczniem Jana Pawła II, o Franciszku nie wspominając, bo to oczywista oczywistość.
W rozmowie z Żakowskim Michnik jawi się jako jeden z największych współczesnych obrońców chrześcijaństwa i jeden z najznamienitszych jego interpretatorów. Z łatwością i intelektualną swobodą wychwytuje to, co w chrześcijaństwie naskórkowe i przemijające, zwracając uwagę na kwestie fundamentalne i ponadczasowe. To naprawdę imponujące, jak Michnik daje odpór Żakowskiemu, który dawno zwątpił w Kościół i zrelatywizował chrześcijaństwo. Michnik na tym tle jest ostoją, żeby nie powiedzieć skałą, a przez to, co mówi, może aspirować do roli jednego z najważniejszych współczesnych ojców Kościoła. Szerokość horyzontów Michnika i głębia refleksji w obronie chrześcijaństwa nakazywałyby stawiać go nie tylko obok Leszka Kołakowskiego i Józefa Tischnera, ale także Augustyna, Ambrożego, Hieronima, Grzegorza Wielkiego, Atanazego Wielkiego, Grzegorza z Nazjazmu czy Jana Chryzostoma.
Przy ojcu Kościoła Adamie Michniku cały polski episkopat to „małe miki”, choć oczywiście są tam nieliczne osoby, z którymi mógłby on prowadzić jakiś dialog. Niestety o obliczu Kościoła nie oni decydują, lecz prawdziwe wcielenia zła w osobach ojca Tadeusza Rydzyka, abp. Józefa Michalika, abp. Sławoja Leszka Głodzia i najgorszego z najgorszych, czyli abp. Marka Jędraszewskiego. Ten ostatni pojawia się w rozmowie Żakowskiego z Michnikiem właściwie jako nowe wcielenie szatana, tym paskudniejsze, że można go uznać za ucznia Józefa Tischnera, a nawet ucznia Emmanuela Levinasa. Nie trzeba dodawać, że złe duchy Kościoła to także świeccy, z Antonim Macierewiczem na czele. Adam Michnik wierzy jednak, że chrześcijaństwo w najgłębszym swoim sensie przetrwa, nawet wbrew polskiemu Kościołowi. Także dzięki takim ludziom jak Adam Michnik. I takie chrześcijaństwo ma oczywiście swoje poczesne miejsce we współczesnej Europie i Unii Europejskiej. W tym względzie Adam Michnik robi wiele, m.in. prostując sceptyczne, a nawet antychrześcijańskie poglądy Jacka Żakowskiego.
Każdemu może imponować głębia chrześcijańskiej refleksji Adama Michnika. To zapewne jeden z najbardziej wtajemniczonych i wnikliwych interpretatorów „kazania na górze” czy listów św. Pawła. To myśliciel potrafiący wytłumaczyć nauczenie Jana Pawła II, a nawet zinterpretować z empatią i zrozumieniem jego błędy. Podobnie jest w wypadku kardynała Stefana Wyszyńskiego. Przy tym Michnik jest wolny od redukcjonistycznej, socjologicznej interpretacji religii i chrześcijaństwa w duchu i tradycji Emile’a Durkheima. Michnik nie gubi metafizycznej głębi i choć nie potrafi mówić o chrześcijaństwie tak pięknym językiem jak Leszek Kołakowski, w razie potrzeby swego mistrza cytuje. Odwołuje się też do papieża Franciszka, choć nie widać, żeby traktował go jako wybitnego teologa i filozofa, a raczej jak reformatora w stylu Marcina Lutra.
Ojciec Kościoła Adam Michnik w rozmowie z Jackiem Żakowskim nie mógł się nie zająć demokracją. I także w tym względzie okazuje się osobą wolną od bieżących uprzedzeń i doraźnych interpretacji. Na choroby demokracji patrzy z dużego dystansu, w przeciwieństwie do Jacka Żakowskiego, nieprzypadkowo zachęcając tego ostatniego do lektury „Luciena Leuwena” Stendhala. Michnik oczywiście ubolewa nad tym, że polski Kościół nie broni demokracji, lecz jego hierarchowie sprzymierzają się z wrogami demokracji w imię bieżących korzyści. Michnik sądzi, iż to jednak minie. I nie podziela zdania Żakowskiego, że skoro demokracja parlamentarna się nie sprawdziła, trzeba by ją zastąpić jakąś demokracją mędrców czy wtajemniczonych, która będzie lepsza od rządów niedouczonych mas (poprzez ich wybieranych przedstawicieli). Zrozumiałe jest też, że Michnik jest przeciwny „słusznemu” rozdawnictwu obecnej opozycji w imię odsunięcia PiS od władzy, co popiera Żakowski, bowiem jest on po prostu człowiekiem zasad, a jego młodszy kolega tylko dialektykiem.
Współczesny Adam Michnik to wielki konserwatysta (mimo nadinterpretacji feminizmu), bardzo zaangażowany obrońca i apologeta chrześcijaństwa, tradycjonalista oraz ostoja fundamentalnych wartości. To wszystko sprawia, że gdyby Adam Michnik był ochrzczony (może jest, a ja o tym nie wiem), mógłby być bardzo poważnym kandydatem na następcę papieża Franciszka. I miałby duże szanse zostać wybrany.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/464909-adam-michnik-okazuje-sie-jednym-z-ojcow-kosciola