Jakiś czas temu Clint Eastwood postanowił pożegnać się z Hollywood, rzucić w pierony cały ten szajs gwiazdorski, który jest „miejscem zdrajców i pedofilów”, i zająć się wspieraniem Trumpa w walce o uratowanie Ameryki.
Świat stacza się na psy w takim tempie, że za kilka lat się okaże, iż biały heteroseksualny facet będzie udawał czarnoskórego geja i chodził z tęczową torebką po mieście, żeby nie być spalonym na liberalnym stosie.
Akurat Eastwood, genialny odtwórca westernowych roli twardych prawdziwych mężczyzn, słynny „Brudny Harry”, należy w Hollywood do wyjątków. Takich jak on jest niewielu (można by np. doliczyć do grona normalnych aktorów o tradycyjnym światopoglądzie Woodsa). Jaka jest reszta? Niestety – to horda pomalowanych na tęczowo cyborgów nowej kultury. Te istne androidy ulepione z politycznej poprawności raz płaczą nad Amazonią, innym razem wspierają gejów, by za chwilę oburzać się na Kevina Spaceya i nie oglądać z nim filmów, a jeszcze innym będą krzyczeć o tym, jak bardzo Trump zagraża wolności w USA i na świecie. Popadają w przesadę i histerię. Ten właśnie plastykowy, wynaturzony, pozbawiony już nie tylko dawnych wartości, ale po prostu zwykłej przyzwoitości, „gwiazdozbiór” nadaje ton milionom wyznawców na całym świecie, powielającym wzorzec stworzony przez idoli na fejsbukach, instagramach, instastory i w trakcie pogaduszek w starbuniu.
U nas, nad Wisłą, mamy ten sam odjechany w inną rzeczywistość celebrycki cyrk na kółkach. Tenże cyrk uwierzył stadnie (z nielicznymi chlubnymi wyjątkami), że żyje w czasach dyktatury, porównywalnej do rządów zamordystów komunistycznych z czasów PRL czy nawet tej z czasów okupacji niemieckiej. Tak jak w Stanach złem wcielonym staje się dla nich Trump, jak we Włoszech są to Salvini i Meloni, tak u nas Jarosław Kaczyński.
Wykwitem tej wiary jest z jednej strony twórczość w stylu „Polityki” Vegi, z drugiej są to też reakcje agresywne – vide ostracyzm środowiskowy, jaki spotyka Redbada Klinstrę. Facet zagrał w „Smoleńsku”, lewicowym kulom się nie kłania, nie jest nazbyt ekspansywny w pokazywaniu poglądów, ale wystarczyło, by szepnął coś o LGBT i zaraz zaczęła się zemsta „tęczowego gwiazdozbioru”, który działa na zasadzie lewacko-gangsterskiej bandy: „Narazisz się, to zginiesz”.
Felieton ukazał się w numerze 37/2019 tygodnika „Sieci”.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/464840-teczowy-gwiazdozbior