Poza garstką fetujących ich wyznawców, komsomolsko zaangażowani artyści i celebryci są najzwyczajniej w świecie pośmiewiskiem.
Opozycja, a właściwie Koalicja Obywatelska, gdyż ona ma praktycznie monopol, za jedno ze swoich największych osiągnięć oraz atutów uważa poparcie znanych aktorów, reżyserów, muzyków oraz celebrytów. Ma ono uszlachetniać Koalicję Obywatelską, bo skoro „znani i lubiani” są z nią, a są bohaterami masowej wyobraźni, to ich sława czy rozpoznawalność automatycznie się przenosi. Koalicja Obywatelska mówi w ten sposób społeczeństwu: „Patrzcie i wyciągajcie wnioski. Skoro ci znakomici ludzie, o nadzwyczajnej wrażliwości i gustach wybierają nas, to znaczy, że jesteśmy częścią tego samego świata. Lepszego świata. PiS na poparcie elit nie ma najmniejszych szans, bo to nie ten poziom, nie ten świat”. Trwa to od lat, więc było dość czasu, żeby się zastanowić, czy ta symbioza opozycji (w aktualnej odsłonie Koalicji Obywatelskiej) z aktorami, reżyserami, muzykami i celebrytami przynosi jakiekolwiek korzyści. Moim zdaniem przynosi wyłącznie straty i to znacznie większe niż się opozycji (Koalicji Obywatelskiej) wydaje. A można nawet twierdzić, że nikt nie robi opozycji tyle złego, ile artyści i celebryci.
W polityce największe kłopoty nie są stwarzane przez samych polityków, lecz przez zaangażowanych na ich rzecz wolontariuszy i sympatyków chcących ulubionej partii pomóc. Doświadczenia (nie tylko polskie, bo przecież podobnie jest z Donaldem Trumpem i Hollywood oraz amerykańskimi celebrytami) dowodzą, że właściwie im większe i bardziej zaangażowane jest to poparcie, tym bardziej opłakane bądź zupełnie bez znaczenia są skutki. Angażując się po jednej stronie politycznych sporów i wyborów artyści oraz celebryci nie przenoszą na swoich ulubieńców własnej sławy, nie wzmacniają wizerunku i autorytetu, lecz się demaskują i kompromitują jako osoby wyglądające na mało inteligentne, niewrażliwe, narcystyczne, banalne, kiczowate, pretensjonalne, prymitywne, agresywne, a często wręcz nieprofesjonalne.
Naprawdę trudno znaleźć cokolwiek pozytywnego, dla sprawy czy dla samych artystów i celebrytów, w tym, że m.in. Krystyna Janda, Anna Nehrebecka, Anna Cieślak, Bożena Stachura, Janusz Gajos, Wojciech Pszoniak, Olgierd Łukaszewicz, Andrzej Chyra, Grzegorz Turnau, Zbigniew Hołdys czy Kamil Sipowicz występują w akcji „Nie świruj, idź na wybory!”. A dla znakomitych aktorów Wojciecha Pszoniaka i Olgierda Łukaszewicza ich interpretacja hasła „Nie świruj!” jest wyjątkowo kompromitująca i żenująca. A przede wszystkim jest zdumiewająco bezmyślna. Ich „role” są nawet bardziej żenujące i zawstydzające niż wyznania Krystyny Jandy we wrześniu 2017 r. w Radiu Zet: „Ja się czuję jakby ktoś na mnie srał po prostu cały czas”. A w związku z tym aktorka (wedle jej relacji z listopada 2018 r. w Onecie) „zapadła na zdrowiu i na umyśle” i czuje się „jakby była chora od trzech lat”.
Od co najmniej czterech lat artyści i celebryci kompromitują własne nazwiska i dorobek oraz popieraną przez siebie Platformę Obywatelską (Koalicję Obywatelską) i ani po stronie polityki, ani świata kultury nie ma odważnego, który chciałby czy odważyłby się im to wprost uzmysłowić. Kompromitują, gdyż poza garstką wyznawców komsomolsko zaangażowani artyści i celebryci są najzwyczajniej w świecie pośmiewiskiem. Przecież długo przygotowywana i nagłaśniana kilka miesięcy przed wyborami akcja czytania konstytucji przez 120 osób, w tym aktorów Krystynę Jandę, Maję Komorowską, Dorotę Segdę, Joannę Szczepkowską, Dorotę Stalińską, Maję Ostaszewską, Andrzeja Seweryna, Daniela Olbrychskiego, Jerzego i Macieja Stuhrów, Jerzego Radziwiłowicza, Jana Peszka, Olgierda Łukaszewicza, Andrzeja Grabowskiego, Jacka Fedorowicza (satyryka i aktora) i Włodzimierza Matuszaka czy przez reżyserki Agnieszkę Holland i Joannę Kos-Krauze, okazała się katastrofą. Pod każdym względem. Tak jak katastrofą są kolejne wiecowe wystąpienia Agnieszki Holland, Doroty Stalińskiej czy Daniela Olbrychskiego. Katastrofą intelektualną, estetyczną, a nawet techniczną (w sensie technik scenicznych).
Gdyby szukać wyjaśnienia w teoriach spiskowych, trzeba by się poważnie zastanowić, czy artyści i celebryci pracujący w pocie czoła na rzecz opozycji nie są tajną bronią PiS, koniem trojańskim tej partii podłożonym opozycji. I to byłaby wersja bardzo korzystna dla artystów i celebrytów, bowiem wskazywałaby jeśli nie na inteligencję, to przynajmniej na spryt. Jeśli natomiast teoria spiskowa nie miałaby tu zastosowania, pozostaje wielką zagadką, jak i dlaczego tylu ludzi mających autentyczny dorobek i nazwiska, może robić coś tak bezmyślnego, szkodliwego, estetycznie i moralnie dennego.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/464704-nikt-tak-nie-kompromituje-opozycji-jak-oddani-im-artysci